Tytu³: Spowied¼ Wiadomo¶æ wys³ana przez: Dariusz Pa¼dziernik 17, 2010, 20:00:09 Miast wymy¶lania odpowiedniego wstêpu:
Spowied¼ nauczyciela wiejskiego w 1957 roku Autor: szymon bachir 2010-10-12 05:34:33 Prawdê, je¶li potrafisz, powiedz tylko sobie, wtedy Bóg j± mo¿e us³yszy i wyci±gnie ku tobie d³onie. Katecheta wola³ gawêdziæ w kancelarii ze mn± ni¿ prowadziæ zajêcia z klas±. D³ugie przerwy a krótkie lekcje religii to marzenia ka¿dego ucznia. Nie spieszy³ siê te¿ na plebaniê, gdzie z obiadem czeka³a m³oda gospodyni Magda. Wola³ moj± nalewkê, popijaj±c namawia³ do spowiedzi. Wyrzuæ z pamiêci kratê wiêzienn±, zas³ania ci ¶wiat - powiada³. Spowied¼ czyni cuda, spowiada³em prymasa Wyszyñskiego w Stoczku. Dzieci mówi³y, ¿e ksi±dz przyjecha³ stamt±d - odpowiedzia³em. Zaplanowa³em tam wycieczkê. Obejrzymy klasztor i ko¶ció³, w którym ksi±dz wznosi³ mod³y o wolno¶æ prymasa. Bêdzie to chwalebne - odpar³. Na takich pogaduszkach dowiedzia³em siê, ¿e zakwalifikowa³ mnie na pielgrzymkê do Jasnej Góry, gdzie Wyszyñski wyg³osi kazanie do nauczycieli z ca³ego kraju. Ale najpierw spowied¼! Musimy nawzajem siê wspieraæ - powiedzia³ odje¿d¿aj±c. Uraz do konfesjona³u spowodowany zdrad± tajemnicy mojej spowiedzi przez zakonnika w wiêzieniu obudzi³ czujno¶æ. Sk±d wie, ¿e siedzia³em w pudle - pomy¶la³em w duchu. Ale pomóg³ wykonaæ plan w zbiórce makulatury i dziêki temu mam radio i poezje Mickiewicza - a niech tam ma - pomy¶la³em. Tu nie chodzi o Boga, tylko o wyrzucenie bagna z duszy. I takie teksty zaprowadzi³y mnie wkrótce do konfesjona³u. Nam±ci³y one jednak te¿ w g³owie, ¿e nie mog³em zasn±æ. Ksi±dz perswadowa³, ¿e od przesz³o¶ci nie da siê uciec. I wci±¿ wciska³, ¿e tylko spowied¼ jest najlepszym lekarstwem na chor± duszê. Wtedy zapomnienia o niej szuka³em w alkoholu, dopiero teraz poj±³em, ¿e o przesz³o¶ci, by nie drêczy³a, nale¿y pisaæ wspomnienia. Ale wówczas, gdy odje¿d¿a³ do swojej Magdy, tylko duma³em nad tym wieczorami, a Konrad Wallenrod le¿a³ na stoliku przy ³ó¿ku i czeka³ cierpliwie na czytanie. Gapi³em siê w okno, za którym miga³y gwiazdy, a ga³êzie ko³ysa³y siê i jakby chcia³y mi co¶ powiedzieæ. Zastanawia³em siê, dlaczego ci±gnie do konfesjona³u. I pewnego razu, gdy rozmy¶la³em o ¿yciu na wolno¶ci, okno zaskrzypia³o, zajêcza³o raz i drugi, a zegar ¶cienny zacz±³ wydzwaniaæ pó³noc dzyñ, dzyñ. Czy¿by duchy - pomy¶la³em, wyci±gaj±c spod poduszki niemiecki bagnet. Otworzy³em okno, ale za nim tylko ga³êzie lip prowadzi³y miêdzy sob± nocne rozmowy. W ¶wietle ksiê¿yca zobaczy³em jednak zwisaj±c± grub± niæ. Wbita ig³a miêdzy szybami przytrzymywa³a j± mocno, kiedy poci±gn±³em palcami nawoskowan± niæ, zaczê³a skrzypieæ, pojêkiwaæ. Kto mnie tak straszy? Nauczycielkom duch ci±ga³ ko³drê, zimne jak lód wk³ada³ d³onie miêdzy uda, z pó³ek wyrzuca³ dzie³a Stalina, a mnie tylko niteczk± czêstuje? Na drugi dzieñ dzieci uczy³em wiersza Brzechwy "Tañcowa³a nitka z ig³±", skomponowa³em potem melodiê i inscenizacjê do s³ów tego wiersza. Na oknie podczas zajêæ praktycznych ujawni³em tajemnicê ich d¼wiêków. Wiele okien skrzypia³o potem na wsi. Pan sam to wymy¶li³? - zapyta³a jasnow³osa Aldonka z pierwszej klasy. Od Brzechwy siê nauczy³em. A kto to? To pan, który napisa³ ten piêkny wierszyk. Podniesie mnie pan jak wtedy do nieba? Podrzuci³em j± a¿ pod sufit i postawi³em na krze¶le obok tablicy, a klasa wo³a³a - to piêkna Mary¶ka Sierotka. Mieszka³a z babci± pod lasem w starej gajówce. Jutro idziemy do gromadzkiej wioski - oznajmi³em po przerwie. Poznamy urzêdy, posterunek i stra¿ po¿arn±, a potem szko³ê zbiorcz±. A faktycznym celem wycieczki by³a moja spowied¼. Po zwiedzeniu tych obiektów rozlokowa³em dzieci wed³ug klas w szkole zbiorczej i pobieg³em do ko¶cio³a. Czekaj±c na ksiêdza, spogl±da³em na Chrystusa z ciernist± koron± i pyta³em siê jego w my¶lach, sk±d jego kap³an wiedzia³, ¿e siedzia³em za kratami, dlaczego zmusza do powtórnej spowiedzi za te same grzechy ujawnione zakonnikowi w celi. Dlaczego, dlaczego? Wewnêtrzny g³os i intuicja podpowiada³y mi, by nie wylewaæ prawdy z pomyjami. Spowiada³em siê wiêc improwizuj±c grzechy g³ówne Polaków, marzenia senne i wilczy apetyt na dziewuchy. Lata przymusowej wstrzemiê¼liwo¶ci z ka¿dej napotkanej kobiety robi³y w moich oczach ksiê¿niczkê czardasza. A on wci±¿ nagabywa³ o tamte dzieje. To powiedzia³em, ¿e wiêziennego spowiednika skazañcy poduszk± udusili. By³ kolaborantem niemieckim, a za zdradê tajemnicy spowiedzi wiê¼niów komuni¶ci do¿ywocie zmniejszyli mu do dziesiêciu lat. A sk±d ty to wiesz - zapyta³. Jeden taki zwolniony w poci±gu mówi³… jak siê nazywa, gdzie mieszka? Nie wiem, wysiad³ w Olsztynie, ja jecha³em dalej. Wtedy pob³ogos³awi³ mnie i zaprosi³ do plebanii na poczêstunek. Jego Magda jak ³ania ko³ysa³a siê w biodrach, nalewaj±c zupê do talerza pochyli³a siê tak bardzo, ¿e poczu³em na szyi jej gor±cy dech. Spirytusowa nalewka z miodem i w³oskimi orzechami by³a znakomita. Ksi±dz nie patyczkowa³ siê, wychyli³ szklanicê do dna, a¿ siê zakrztusi³ i poszed³ do ³azienki. Wtedy podbieg³a do mnie Magda i objê³a za szyje i ugryz³a w ucho, a potem ca³owaæ zaczê³a. Wiem, ¿e od dawna nie mia³e¶ kobiety. Przyjdê i dorwê ciê. O niego siê nie obawiaj, on tylko po francusku, potrzebujê ch³opa. Kiedy drzwi od ³azienki skrzypnê³y, czmychnê³a znów do kuchni. Podziêkowa³em za go¶cinno¶æ i jak torpeda pomkn±³em na boisko szkolne. A kiedy dzieci zobaczy³y mnie, to okr±¿y³y niby pisklêta kwokê i zaczê³y ¶piewaæ "tañcowa³a ig³a z nitk±". I trzymaj±c siê za d³onie, jeden za drugim z t± piosenk± na ustach, prowadzi³em ich przez wie¶, a s³oñce kwietniowe zagl±da³o nam w oczy. Na polnej drodze rozproszyli¶my siê, tylko jasnow³osa Aldonka wci±¿ drepta³a obok mnie. Przydro¿ne rowy us³ane by³y kaczeñcami, unosi³y siê nad nimi kolorowe motyle i pracowite pszczó³ki s±czy³y z ich kielichów nektary. Obserwowali¶my te cuda i na kaczeñcach uczyli¶my siê mno¿yæ i dodawaæ. Wracali¶my z bukietami do naszej szkó³ki. Oddajcie te kwiaty rodzicom jako podarunek od wiosny. W zeszytach narysujcie i opiszcie nasz± wycieczkê, by by³y same pi±tki. Do widzenia, dzieci! Do widzenia panu - odpowiedzia³y i jak ptaki pofrunê³y do swoich rodzinnych gniazd. Siedzia³em w kancelarii pogr±¿ony w my¶lach. Tyle wra¿eñ na raz to nie na moj± g³owê. Ale jako¶ muszê siê sam z tym uporaæ. Cieszy³em siê, ¿e ksiêdzu nie wyspowiada³em ig³y z nitk±. I te rozmy¶lania przerwa³y malutkie kroki za drzwiami. Poruszy³a siê klamka, z uchylonych drzwi wyjrza³a smutna buzia jasnow³osej Aldonki. Co siê sta³o, wejd¼ proszê - powiedzia³em. Podesz³a do mnie z bukiecikiem w rêku i ze ³zami w oczach wyszepta³a: Pan powiedzia³, bukiet oddaæ rodzicom, a ja mam tylko babciê. Co mam zrobiæ, mo¿e pan we¼mie te kwiaty, kocham pana tak bardzo. Od jej s³ów mnie te¿ stanê³y ³zy w oczach. Chwyci³em j± na rêce, przylgnê³a jak magnes do mnie i wyszepta³a "nie zostawi pan nas nigdy". Ale¿ nie, moja droga. Zostanê tu na zawsze. U¶miechnê³a siê wtedy i poprosi³a "chcê w górê, do nieba". Podrzuca³em jak mog³em, a ona chichocz±c prosi³a: jeszcze, jeszcze. Babcia jest twoimi rodzicami, dla niej zanie¶ te kwiatuszki. Wyprowadzi³em j± na ganek szko³y i pog³adzi³em po jasnych jak len w³osach. Wtedy nas zobaczy³ jej s±siad wracaj±cy furmank± z miasta. Aldonka, zawo³a³, wskakuj na wóz. Z bukiecikiem pobieg³a do niego. Furmanka szybko schowa³a siê za wzgórzem, a ja sta³em i sta³em na tym ganku jak ko³ek wbity w ziemiê i my¶la³em tylko o Aldonce i jej babce. I nie wiem czemu, pragn±³em byæ razem w ich domu. Czy mam dalej pisaæ, co siê potem dzia³o? http://interia360.pl/artykul/spowiedz-nauczyciela-wiejskiego-w-1957-roku,39478 |