Powrót Po¿egnanych
V wydanie Polskiego ¿ycia po ¿yciu. Relacji ludzi uratowanych ze stanu ¶mierci klinicznej, którego edytorem jest Nieznany ¦wiat, znalaz³o siê na pierwszym miejscu najlepiej sprzedaj±cych siê ksi±¿ek w Ksiêgarni N¦ w sierpniu br. W jego koñcowym segmencie wydrukowany zosta³ m.in. reporta¿ Nieoczekiwany koniec karnawa³u, bêd±cy zapisem odbytego w 1995 r. pod patronatem naszego miesiêcznika pierwszego w Polsce zjazdu osób, które prze¿y³y ¶mieræ kliniczn±. S±dzimy, ¿e ze wszech miar interesuj±ce oka¿e siê porównanie go z innym zapisem faktologicznym przebiegu wspomnianej imprezy pióra Wojciecha Chudziñskiego i Tadeusza Oszubskiego, którzy jako dziennikarze równie¿ ¶ledzili Zjazd przedwcze¶nie po¿egnanych, zamieszczaj±c swoj± relacjê z niego najpierw w Expressie Bydgoskim, a nastêpnie we wspólnym zbiorze reporta¿y Niewyja¶nione zjawiska w Polsce (Videograf II, Katowice 2003).
17 lutego 1996 roku, ostatnia sobota karnawa³u. Jednak ludzie ci zjechali z ca³ej Polski do Warszawy nie dla zabawy. Przyjechali w jedno miejsce, aby rozmawiaæ o tym, co przydarzy³o im siê... po ¶mierci. A jest tych ludzi setka z ok³adem. Niektórzy z nich stan± na mównicy sali widowiskowej warszawskiego kina „Grunwald”, aby publicznie relacjonowaæ, co zarejestrowa³a ich ¶wiadomo¶æ, gdy doznali stanu zbli¿onego do ¶mierci.
Opowie¶ci tych osób ró¿ni± siê w szczegó³ach. Jedni mówi± o wêdrówce mrocznym tunelem ku ¶wiat³u i obcowaniu ze ¶wietlistymi istotami, inni – o spotkaniach ze zmar³ymi krewnymi, podró¿ach do krain szczê¶liwo¶ci, rozmowach z anio³ami oraz Jezusem. Wszystkich za¶ ³±czy jedno: zdecydowali siê ujawniæ swe prze¿ycia i wzi±æ udzia³ w pierwszym w Polsce tego rodzaju spotkaniu – w „Powrocie Po¿egnanych”.
– Ludzie ci przez wiele lat byli bardzo samotni. Sama ¶wiadomo¶æ, ¿e s± inni, którzy prze¿yli to samo, jest dla nich buduj±ca. To wynika z tre¶ci ich listów – wyja¶nia Marek Rymuszko, redaktor naczelny miesiêcznika „Nieznany ¦wiat” i prezes ogólnopolskiego stowarzyszenia dziennikarskiego Krajowy Klub Reporta¿u. Tego dnia Rymuszko wystêpuje w innej jeszcze roli: organizatora „Powrotu Po¿egnanych” – odbywaj±cego siê w³a¶nie zjazdu ludzi, którzy prze¿yli ¶mieræ kliniczn±.
– Wa¿ne by³o zebranie tych osób w jednym miejscu – kontynuuje Rymuszko – ¿eby siê ze sob± pozna³y, skonfrontowa³y swe do¶wiadczenia. By mog³y o tych prze¿yciach mówiæ, bo to wszystkim nam pomo¿e prze³amaæ istniej±c± wokó³ tego tematu zmowê milczenia. Oczywi¶cie ich zdolno¶æ werbalizacji jest ró¿na, ró¿ny jest te¿ poziom intelektualny, ale widaæ, jak bardzo to spotkanie by³o im potrzebne. Co ciekawe, te wypowiedzi ujawniaj± pewne sta³e punkty. Na przyk³ad wystêpuj±cy zanik lêku przed ¶mierci±. Nastêpnie niechêæ do powrotu – mówi± o tym wszyscy. Po trzecie: zmiana ¿ycia, zmiana hierarchii warto¶ci i ¿yciowych celów. Mimo ¿e nadal wykonuj± tê sam± pracê zawodow± czy pe³ni± w ¿yciu te same role, ludzie ci robi± to ju¿ inaczej. Dla nich przesta³y siê liczyæ cele przyziemne, s± rzeczy wa¿niejsze ni¿ to, co zwykle ludzi poch³ania – ta codzienna, banalna gonitwa za pieniêdzmi. Ujawnia siê jeszcze rzecz czwarta, któr± nazwa³bym poczuciem bezpieczeñstwa. Oni maj± poczucie bezpieczeñstwa w sytuacjach, które inni odbieraj± jako permanentne zagro¿enie. Dodajmy, ¿e w ich prze¿yciach ze stanu ¶mierci wszystko dzieje siê jakby ponad religiami. {Image Charakter zjazdu pozostaje w niejakim dysonansie z t³em. W hallu warszawskiego kina „Grunwald”, mieszcz±cego na co dzieñ Sto³eczny Klub Garnizonowy, wisz± rozliczne gabloty. W nich – suto opatrzone fotografiami relacje z wieczorków tanecznych i ró¿norakich imprez.
– Mówi±, ¿e kiedy siê umiera, to tam jest zielona trawa, ¿e ka¿dy sobie rêkê podaje. ¯e nie chcieli tu wracaæ. Tak siê, panowie, wzruszy³am, ¿e mi a¿ ³zy pociek³y – dzieli siê swoimi wra¿eniami podekscytowana szatniarka z „Grunwaldu”, osoba ju¿ wiekowa. – I tak serdecznie my¶lê o tym wszystkim, ¿e to jednak jest prawdziwe. Do jednego pana powiedzia³am: „To pan by³ u Boga?”. A on na to: „O, do Boga jeszcze by³o mi daleko. Ja by³em na przedpolu”. ¦mia³ siê. W ¿art obraca³. Ale potem mówi³ powa¿nie, ¿e tam siê bardzo dobrze czu³. ¯e zielona trawa piêkna, ludzie dobrzy. Jakie¶ inne ¿ycie. Ca³kiem inne ni¿ tu. A ja go pytam: „I chcia³by pan jeszcze raz tam byæ?”. „No – mówi – jeszcze raz tam bym poszed³, bez pytania. Jak dwadzie¶cia sze¶æ lat tu pracujê, to tutaj pierwsza taka impreza, taka optymistyczna.
Jacek Matlak z Bielska-Bia³ej jest doktorem nauk medycznych, chirurgiem i homeopat±. Zajmuje siê organizacj± ochrony zdrowia. Doktor Matlak nale¿y do osób, które przesz³y ¶mieræ kliniczn± i do¶wiadczy³y prze¿yæ zbli¿onych do ¶mierci.
– Reprezentuje pan grupê zawodow±, która jest do¶æ sceptycznie nastawiona do zjawisk opisywanych przez Raymonda Moody'ego w ksi±¿ce „¯ycie po ¿yciu”.
– Mogê powiedzieæ tak: je¶li jest to grupa bardzo sceptyczna, to dobrze, bo tak± ma byæ — stwierdza dr Matlak. – Sceptyczne podej¶cie do tych zagadnieñ gwarantuje obiektywizm. Nie ma nic gorszego jak zbytni entuzjazm, zw³aszcza w przypadkach, o których nie mo¿na za du¿o powiedzieæ, a racjonalnie – w szczególno¶ci. Je¶li o mnie chodzi, to mia³em tego rodzaju prze¿ycie, co wcale nie znaczy, ¿e nie odnoszê siê do niego sceptycznie. Natomiast uwa¿am, ¿e mo¿na publicznie mówiæ o tym, co siê zapamiêta³o czy te¿ zarejestrowa³o we w³asnym umy¶le.
– Czy do¶wiadczenie ¶mierci klinicznej odmieni³o pañskie ¿ycie?
– Wiele rzeczy przesta³o byæ dla mnie wa¿nych. Z kolei wiele spraw dot±d niezauwa¿alnych wysunê³o siê na pierwszy plan. Przyk³adowo ludzi zacz±³em braæ takimi, jakimi s±, a nie takimi, jakimi chcia³bym, ¿eby byli.
– Wróæmy do sceptycyzmu lekarzy...
– Tego typu sprawy s± opisywane przez Raymonda Moody'ego. On sta³ siê ju¿ postaci± koronn± w¶ród tych, którzy te zagadnienia studiuj±. Jednak gdy ludzie, którzy prze¿yli ¶mieræ kliniczn± czy byli w stanie ograniczonej ¶wiadomo¶ci opowiadaj± o tym w identycznych s³owach, jest rzecz± oczywist±, ¿e problem ten wymaga dog³êbnych badañ. Przy czym sceptycyzm wcale nie musi wyra¿aæ siê twierdzeniem, ¿e czego¶ takiego nie ma. Sceptyk, chc±c rozwik³aæ zagadkê prze¿yæ na granicy ¶mierci, musia³by za³o¿yæ, ¿e wystêpuje tu jakie¶ zjawisko, którego nie znamy. Mo¿e jest tak, a mo¿e tak.
– Czy w Polsce prowadzi siê badania zjawisk zachodz±cych podczas ¶mierci klinicznej?
– Wiem, ¿e na przyk³ad Uniwersytet Warszawski jakie¶ badania w tej materii podj±³. ¦wiadczy to, ¿e kto¶ potraktowa³ rzecz powa¿nie i nie przygl±da siê jej wy³±cznie z pozycji hecy. Dot±d ludzie, którzy prze¿ywali takie do¶wiadczenia, po prostu bali siê o nich mówiæ. To nic mi³ego zostaæ wykpionym przez w³asne ¶rodowisko. Ja sam zak³adam, ¿e mo¿e siê okazaæ, i¿ doznania wynikaj±ce ze ¶mierci klinicznej to nic szczególnego. By³oby jednak dobrze, ¿eby¶my – zanim odrzucimy je i zdyskredytujemy – wpierw to udowodnili.
– Sceptycy powiadaj±, ¿e ca³e to „¿ycie po ¿yciu” to jedynie kwestia zaburzeñ ¶wiadomo¶ci pojawiaj±cych siê wskutek niedotlenienia mózgu.
– Owszem, znam ten pogl±d. Równie dobrze mo¿e to byæ jednak przemieszczanie siê w jaki¶ inny rodzaj bytu, który w moim przekonaniu istnieje. Ale jest to moje prywatne zdanie i inni nie musz± go podzielaæ.
– Jak na pañskie do¶wiadczenia zareagowali pana koledzy po fachu – lekarze?
– Ich reakcje by³y raczej spokojne, wywa¿one. Chocia¿ z drugiej strony zdarza³y siê te¿ paroksyzmy drwiny. Dlaczego tak? Mo¿e dlatego, ¿e lekarze ocieraj± siê o ¶mieræ codziennie i musz± to jako¶ odreagowaæ...
W hallu i sali widowiskowej „Grunwaldu” zgromadzi³o siê oko³o trzech i pó³ setki osób. Ci, którzy otarli siê o ostateczn± tajemnicê, doznawszy stanów zbli¿onych do ¶mierci, a tak¿e æwieræ tysi±ca ludzi zainteresowanych tematem, w tym kilkudziesiêciu dziennikarzy z prasy, radia i telewizji. W t³umie przewija siê sporo znanych osób. Jest Andrzej Skar¿yñski, niegdy¶ „telewizyjna twarz”, a obecnie wydawca ksi±¿ek, jest poeta Jaros³aw Marek Rymkiewicz, jest Tadeusz Ross...
Aktora i satyryka pytamy, czy sam przeszed³ ¶mieræ kliniczn±.
– Znam cz³owieka, który przez to przeszed³ — mówi Tadeusz Ross. – Trochê razem wspó³pracujemy. Tak wiêc, si³± rzeczy, zacz±³em siê tym zagadnieniem interesowaæ.
– Jaki jest pana stosunek do podobnych zjawisk?
– Sceptyczny – odpowiada Ross, zaraz jednak rozwija my¶l, aby precyzyjnie przedstawiæ swoje stanowisko: – Nie mogê powiedzieæ, ¿e w to wierzê, nie mogê te¿ powiedzieæ, ¿e nie wierzê. Powiedzmy, ¿e jestem otwarty i nie uznajê dogmatów. Byæ mo¿e naprawdê chcê w co¶ uwierzyæ. Chcê, ale mam w±tpliwo¶ci. Zazdroszczê osobom, które wierz± w co¶ naprawdê. Do takiego stanu chcia³bym kiedy¶ dojrzeæ.
– Czy, wed³ug pana, celowe jest organizowanie takich zjazdów jak ten?
– Tak. Bo w gruncie rzeczy cz³owiek jest py³kiem miotanym miêdzy strachem a niepewno¶ci±. Nie wie, co go czeka i czy to cielesne ¿ycie jest jego ¿yciem jedynym. Danie takiej furtki, takiej nadziei, ¿e ¶mieræ nie koñczy wszystkiego, to jest, wed³ug mnie, wspania³y dar. Sam chcia³bym tego do¶wiadczyæ. Naprawdê. Ale jednocze¶nie nie marzê wcale, aby znale¼æ siê w stanie ¶mierci klinicznej.
W hallu zaczyna byæ t³oczno, bo wielu uczestników zjazdu opu¶ci³o salê widowiskow±; prowadz± teraz o¿ywione rozmowy w kuluarach. Tu spotykamy Piotra – bardzo wysokiego i szczup³ego mê¿czyznê z Legionowa, który tak¿e do¶wiadczy³ „¿ycia po ¿yciu”.
– Jakiego rodzaju by³o to prze¿ycie?
– Dziwne. Opisaæ by³oby to bardzo trudno – zamy¶la siê Piotr. – Prze¿y³em co¶ takiego przy próbie samobójczej. Dla mnie by³y to: agresja, ironia i niezmierzona, czarna pustka. ¯adnych ³±k ani duchów, niczego takiego nie dostrzeg³em. Czu³em tylko czyj±¶ obecno¶æ. Obecno¶æ kogo¶, kto ze mnie nieustannie kpi³.
– Mia³ pan wy³±cznie negatywne odczucia?
– Za pierwszym razem tak. Za drugim razem to by³a raczej eksterioryzacja ni¿ ¶mieræ kliniczna. Po prostu, w trakcie wypadku samochodowego, widzia³em z zewn±trz obrazy z ca³ego swojego ¿ycia.
– Jak odbiera pan wyst±pienia innych osób, które dozna³y stanów zbli¿onych do ¶mierci? Uwa¿a pan ich opowie¶ci za prawdopodobne?
– Nie wszystkie. S±dzê, ¿e wiele w nich fantazji i urojeñ. Ale trudno mi to oceniæ. Ka¿dy odbiera te sprawy inaczej. Opisanie tego, co siê przytrafi³o jest trudne, a czasem w ogóle niemo¿liwe – podkre¶la m³ody cz³owiek.
Krzysztof Pietraszewski z Warszawy jest wydawc± ksi±¿ek i producentem telewizyjnym, jednak przede wszystkim to niebanalna osobowo¶æ, jak o tego rodzaju ludziach zwyk³o siê mawiaæ. Na „Powrocie Po¿egnanych” nie jest obserwatorem – stanów zbli¿onych do ¶mierci do¶wiadczy³ w swym ¿yciu a¿ dwukrotnie.
– Sam nie wiem, dlaczego tak siê sta³o, ale to wydarzy³o siê dwa razy w tym samym miejscu – na tej samej ulicy, o tej samej godzinie, przy takiej samej pogodzie – opowiada Krzysztof Pietraszewski. – W obu przypadkach trwa³o to nie wiêcej ni¿ czterdzie¶ci minut. Za pierwszym razem reanimowa³ mnie Murzyn, a za drugim — rok pó¼niej — ch³opak, który obecnie mieszka niedaleko mnie.
– Czy tak dramatyczne do¶wiadczenia zmieni³y co¶ w pana ¿yciu?
– To by³a du¿a zmiana. O sto osiemdziesi±t stopni. Oczywi¶cie nie nast±pi³a natychmiast, do transformacji nie dosz³o ani w ci±gu miesi±ca, ani dwóch. Odbywa³o siê to przez osiem lat – powoli, acz systematycznie. Przede wszystkim, kiedy to siê zdarzy³o, by³em facetem, który podchodzi³ do ¿ycia w sposób hedonistyczny. Dyskoteki, kobiety w du¿ych ilo¶ciach, alkohole i mocne papierosy – to by³o to, co mnie poci±ga³o. By³a te¿ mocna kawa, nieprzespane noce i chroniczna niechêæ do uczciwej pracy. Nie mówiê, ¿e postêpowa³em nieuczciwie, ale mój stosunek do ¿ycia by³, mówi±c eufemistycznie, dosyæ lu¼ny. Dopiero po tych wydarzeniach doceni³em wagê pracy, doceni³em to, ¿e przez pracê kszta³tuje siê charakter, co jednocze¶nie pozwala unikn±æ k³opotów w przysz³o¶ci. Prze¿ycia w ¶mierci klinicznej otworzy³y mi oczy na duchow± stronê ¿ycia, inaczej spojrza³em te¿ na religiê. My¶lê, ¿e po raz pierwszy uwierzy³em, ¿e jest Bóg. Bo do tamtej pory to pojêcie by³o dla mnie mglist± abstrakcj±. Odczu³em poza tym wyra¼nie, ¿e to, co wiem o stronie duchowej, ma pewn± logikê, ci±g³o¶æ. To w³a¶nie pozwoli³o mi odnale¼æ samego siebie. Przesta³em paliæ papierosy, rzuci³em alkohol – ten stan trwa ju¿ od ponad dziesiêciu lat. Ale zacz±³em od tego, ¿e sta³em siê wegetarianinem.
– Zmieni³ pan swój stosunek do ¿ycia, ale czy nie wynika³o to ze strachu, ¿e po ¶mierci bêdzie pan rozliczony z tego, jak pan ¿y³?
– To co wtedy prze¿ywa³em okre¶li³bym raczej jako zdziwienie, nie strach. Ten mój „stan bez cia³a to by³a fascynacja czym¶, czego – zdawa³o mi siê – doznajê pierwszy raz. Choæ z drugiej strony czu³em, ¿e nie jest to odkrywanie nowego l±du. Raczej przypominanie sobie czego¶, co, gdzie¶ pod skór±, tkwi³o we mnie ca³y czas. Nie mogê powiedzieæ, ¿e siê ¶mierci nie bojê w stu procentach. Nie odczuwam natomiast lêku przed tym, co zastanê po drugiej stronie. Dlaczego? Poniewa¿ wiem, co tam bêdzie.
– No w³a¶nie, i co takiego pan tam zastanie?
– Cz³owiek jest istot± duchow± i tu, na Ziemi, zostawia jedynie cia³o. Ja stamt±d nie chcia³em wracaæ – to pamiêtam doskonale.
– Co pan tam zobaczy³? Raj?
– To jest kwestia bardziej ¶wiadomo¶ci ni¿ scenografii – odpowiada Pietraszewski. – Bêd±c tam, obserwowa³em tutejszy ¶wiat, jakbym widzia³ sceniczn± dekoracjê. Od strony widowni bardzo piêkn±, kolorow±, ale gdy wejdzie siê za scenê – sztuczn± i nieprawdziw±. I tak samo postrzega³em dziej±ce siê tu wydarzenia. Jakbym odgrywa³ jak±¶ rolê w filmie. Trzeba j± odegraæ, jednak rzecz w tym, by cena, jak± p³aci siê za poszczególne epizody, nie by³a zbyt wysoka.
– Czy po tamtej stronie zetkn±³ siê pan z jak±¶ istot±?
– Znalaz³em siê w ¶wietlistej chmurze, która by³a jakby osobowo¶ci±. Przez ca³y czas odczuwa³em jej przewagê nade mn± – intelektualn±, duchow±. Ale przy tym wszystkim bardzo mnie kocha³a. Teraz mo¿e okre¶li³bym j± jako mojego anio³a stró¿a lub nad¶wiadomo¶æ. A ¿e jestem raczej do¶æ swawolny, wiêc ona rozmawia³a ze mn± moim jêzykiem. Ju¿ na wstêpie us³ysza³em: „I co ¿e¶ zrobi³, gamoniu?”. Bardzo siê wstydzi³em, choæ z drugiej strony, w duchu, zacz±³em nieprzytomnie chichotaæ. Bo ton i zestaw s³ów by³y naprawdê komiczne. Ja nawet nie wiedzia³em, z kim mam do czynienia. A ta ¶wiat³o¶æ przygarnê³a mnie, objê³a i rzek³a: „No, g³upku, poka¿ê ci parê spraw, ¿eby¶ wreszcie co¶ nieco¶ poj±³...”. A potem nagle zobaczy³em swoj± k³ótniê z matk±. By³em bardzo brutalny w s³owach i sprawi³em jej ból. Ten ból uderzy³ we mnie. Zrozumia³em, jakie skutki mog± wywo³ywaæ nasze s³owa – nieprzemy¶lane czy wypowiedziane w emocjach. Pokazano mi te¿ spotkanie, które przeze mnie nie dosz³o do skutku. Dziewczyna na mnie czeka³a, nie doczeka³a siê – i wpad³a w histeriê. Posz³a na imprezê, za du¿o wypi³a, z³ama³a rêkê – to by³ ca³y ³añcuch tragicznych zdarzeñ. Pojawi³y siê nawet wypadki, które dopiero mia³y mieæ miejsce. Czu³em, ¿e czê¶æ odpowiedzialno¶ci za to, co ona przechodzi, spada na moje barki.
– Czy zwierza³ siê pan ze swoich prze¿yæ lekarzowi lub psychologowi?
– Z tymi lud¼mi nie ma w ogóle rozmowy – macha rêk± Krzysztof Pietraszewski. – Mia³em kiedy¶ te¶cia naukowca i gdy zaczyna³em opowiadaæ o tym do¶wiadczeniu, on puka³ siê wymownie w czo³o. Taka postawa charakteryzuje, moim zdaniem, wiêkszo¶æ naukowców w tym kraju. Mo¿e co¶ zmieni siê na lepsze, gdy do g³osu dojd± m³odzi – ludzie bardziej otwarci i tolerancyjni. Starsi boj± siê o¶mieszenia w swoim ¶rodowisku. Nadszed³ czas, aby pewne mózgi wreszcie odesz³y do lamusa.
Marek Rymuszko, którego wypowied¼ przytoczyli¶my na wstêpie, zorganizowa³ „Powrót Po¿egnanych”. Pytamy go wiêc, sk±d wzi±³ siê pomys³ przygotowania tak niezwyk³ej imprezy.
– Trzeba cofn±æ siê o kilka lat – wyja¶nia Rymuszko. – Gdy ruszali¶my z „Nieznanym ¦wiatem”, bardzo wa¿n± rubryk± w tym pi¶mie by³o „Dotkniêcie Nieznanego”. Zachêcali¶my tam ludzi do tego, by siê otwierali, by pisali o niezwyk³ych duchowych doznaniach, jakich do¶wiadczyli. Zaczêli¶my w 1990 roku jesieni± i dla o¶mielenia, na pierwszy ogieñ posz³a wypowied¼ Adama Hanuszkiewicza. Spowodowa³o to, ¿e z miejsca posypa³a siê lawina interesuj±cych wypowiedzi. Po¶ród listów, bardzo ciekawych, nieraz zupe³nie zaskakuj±cych, zaczê³y nap³ywaæ opisy doznañ na granicy ¶mierci. Zorientowali¶my siê, ¿e tworz± one osobn± grupê tematyczn± i zwrócili¶my na nie baczn± uwagê.
– Co te relacje ³±czy³o?
– Po pierwsze to, ¿e czê¶æ tych ludzi nie czyta³a ksi±¿ek Moody'ego, bo ich prze¿ycia nast±pi³y, zanim mogli siê z nimi zapoznaæ. Po drugie, pisali oni z ró¿nych stron Polski, nie znali siê nawzajem, wywodzili z ró¿nych ¶rodowisk, mieli ró¿ny poziom wykszta³cenia – a mimo to ich opisy wykazywa³y ewidentne cechy wspólne. Analizuj±c to, doszli¶my do wniosku, ¿e trzeba te wypowiedzi archiwizowaæ, ¿e jest to co¶ wa¿nego. Tak zainaugurowali¶my próbê odtworzenia polskiego „¿ycia po ¿yciu”.
Image – Ile wp³ynê³o zg³oszeñ na „Powrót Po¿egnanych”?
– Zg³osi³o siê sto dwadzie¶cia osób, przyjecha³o trochê ponad sto.
Jako podsumowanie pierwszego w Polsce zjazdu tych, którzy prze¿yli w³asn± ¶mieræ, zaplanowano wydanie ksi±¿ki. Publikacja mia³a zawieraæ relacje osób, które do¶wiadczy³y stanów zbli¿onych do ¶mierci, otar³y siê o Tamt± Stronê. Pomys³odawcy s³owa dotrzymali. U schy³ku 1996 roku, nak³adem Wydawnictwa „Nieznany ¦wiat”, zbiór „Polskie ¿ycie po ¿yciu” trafi³ do ksiêgarñ. O swoich doznaniach zwi±zanych z przekroczeniem granica ¿ycia napisa³o w ksi±¿ce siedemdziesiêciu uczestników „Powrotu Po¿egnanych”.
Relacje, wspomnienia, wyznania. Spoza ¶mierci. Z za¶wiatów. Mo¿na, oczywi¶cie, za³o¿yæ, ¿e nie stanowi± one dowodu, ¿e po ¶mierci nadal ¿yjemy. Mo¿na twierdziæ, i¿ to tylko omamy wywo³ane niedotlenieniem mózgu lub innymi procesami chemicznymi zachodz±cymi w ludzkim organizmie. Mo¿na tak rzec oceniaæ... Jednak te liczne, bardzo osobiste wyznania, choæby siê nawet tego nie chcia³o, zmuszaj± do refleksji. A wtedy gdzie¶ w cz³owieku, w miejscu gdzie stykaj± siê umys³ i dusza, nie¶mia³o rodzi siê przepe³niona nadziej± my¶l: „Mo¿e jednak »Â¿ycie po ¿yciu« istnieje i z chwil± ¶mierci nie umieramy tak do koñca?”. Mo¿e.
Wojciech Chudziñski, Tadeusz Oszubski
¬ród³o: „Niewyja¶nione zjawiska w Polsce”. Zbiór reporta¿y. Wyd. VIDEOGRAF II, Katowice 2003 r.
Ksi±¿ka by³a nominowana do ogólnopolskiej nagrody dziennikarskiej Grand Press za rok 2003.
http://www.nieznanyswiat.pl/content/view/552/1/