ptak
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #75 : Wrzesieñ 04, 2009, 23:10:03 » |
|
a zatem motywatorem "podstawowej komorki spo³ecznej" jest strach. A dok³adniej nieu¶wiadomiony, podskórny strach, któremu sie zaprzecza. tabu A jeszcze wiêkszy strach przed u¶wiadomieniem sobie tego leku.
Komu na tym zale¿y? Kto za tym stoi? I czemu to ma s³u¿yæ?
No w³a¶nie, komu zale¿y na naszym strachu? Na nie/kontrolowanym rozro¶cie „podstawowych komórek spo³ecznych”, oraz na nieu¶wiadomieniu sobie tego lêku? Zgadzam siê, ¿e ma³¿eñstwo zawierane jest g³ównie ze strachu. Zatem, czy zawarcie ma³¿eñstwa jest kanalizacj± strachu, czy jego zacementowaniem w pod¶wiadomo¶ci? A co zacementowane, nie mo¿e byæ przecie¿ wyrzucone, skazuj±c "szczê¶liwców" na dalsz± wêdrówkê przez ¿ycie ze strachem, który £¯E i wypiera mi³o¶æ. Kto za tym stoi? Zapewne konsumenci - smakosze strachu i jego produktów pochodnych ... I zapewne masz na my¶li wszelkie egregory … i pewnie nie tylko … Kto programuje nam strach? Nie wspó³dzia³amy czasem?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #76 : Wrzesieñ 04, 2009, 23:26:48 » |
|
O przepraszam, ¶lubu nie bra³em ze strachu, nawet stresu nie by³o, tylko rado¶æ...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #77 : Wrzesieñ 05, 2009, 07:07:42 » |
|
Ja te¿ "zaklepa³em" sobie swoj± star± z wielk± przyjemno¶ci± A jaki by³em dumny, jaki szczê¶liwy ze ¶wistka pozwalaj±cego mi korzystaæ z praw, do dzisiaj mnie to szczê¶cie rozpiera i zastanawiam siê co bym zrobi³ nie maj±c takiego za¶wiadczenia? Pozdrawiam - Thotal
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Val Dee
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #78 : Wrzesieñ 05, 2009, 07:24:27 » |
|
Ma³¿eñstwo natomiast mo¿e sie tylko rozpa¶æ. Po uprzednim (najczesciej d³ugotrwa³ym) rezonansie ze sztuczn± struktur± czasOprzestrzenn±, ku mêczarniom podmiotów owego.
o matko... a sk±d¿e¶ taki wniosek wysnu³? bo chyba nie z tego ¿e ponad po³owa ma³¿eñstw wytrzymuje próby czasu i innych czynników... a oto krótkie opowiadanie (nie mojego autorstwa) "Czy Twój dziadek po¶lubi³ twoj± babciê z mi³o¶ci?" - zapyta³ mnie mój afrykañski przyjaciel. Nie, dobrze o tym wiedzia³em. Moja mama bardzo czêsto opowiada³a, jak jej tata pewnego dnia zosta³ wdowcem z piêciorgiem ma³ych dzieci. To, ¿e po¶lubi³ moj± babciê, nie by³o wcale oznak± wielkiej mi³o¶ci. Potrzebowa³ on matki dla swoich dzieci, która opiekowa³aby siê ca³ym domem. "Widzia³e¶ swojego dziadka nad grobem babci i twierdzisz, ¿e on jej nie kocha³?" - zapyta³ ponownie mój przyjaciel. A wtedy przypomnia³em sobie mokry i zimny dzieñ w listopadzie roku 1942 na ma³ym cmentarzu w rodzinnej wiosce mojej mamy: zobaczy³em pochylonego starego mê¿czyznê w czarnym p³aszczu; sta³ nad grobem i stara³ siê opanowaæ ³zy. I kiedy sobie to przypomnia³em, nie mia³em ¿adnych w±tpliwo¶ci, ¿e w ma³¿eñstwie moich dziadków nie brakowa³o mi³o¶ci, pomimo tego, ¿e dziadek po¶lubi³ przed laty matkê dla swoich dzieci i gospodyniê domu."
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
janneth
Skryba, jakich ma³o
Punkty Forum (pf): 23
Offline
P³eæ:
Wiadomo¶ci: 1642
Zobacz profil
Email
|
|
« Odpowiedz #79 : Wrzesieñ 05, 2009, 12:57:00 » |
|
Kiedy¶ kole¿anka ogl±da³a mój pier¶cionek zarêczynowy. Pokaza³am jej dumnie nie zdejmuj±c go z palca. Jak¿e siê zdziwi³am, gdy ta nagle powiedzia³a: "On nie ma diamentów! Naprawdê zgodzi³a¶ siê wyj¶æ za niego? Jakby mój mi da³ taki pier¶cionek, to bym go odrzuci³a i czeka³a na nastêpny". Na pocz±tku zrobi³o mi siê przykro - nie dlatego, ¿e w moim pier¶cionku nie by³o diamentów, ale dlatego, ¿e nie spodziewa³abym siê takiej nie¿yczliwo¶ci od niej us³yszeæ. Mój narzeczony o¶wiadcza³ mi siê dwa razy. Za pierwszym razem zrobi³ w³asnorêcznie pier¶cionek z metalowego obicia szklanki do herbaty. Ju¿ wtedy siê zgodzi³am Mi³o¶ci niepotrzebne s± skarby drogocenne, one nie zagwarantuj± sta³o¶ci uczuæ. My¶lê równie¿, ¿e ma³¿eñstwo tak jak diamenty - nie ma ani si³y burz±cej ani naprawczej. Jest jedynie piêknym powtórzeniem przyrzeczenia, jakie zakochani powtarzaj± sobie na co dzieñ we dwoje. Bior±c ma³¿eñstwo przyrzekamy sobie mi³o¶æ po grób w obliczu ¶wiadków, a potem wspólnie z nimi cieszymy siê swoim szczê¶ciem.
|
|
|
Zapisane
|
The Elum do grieve The oak he do hate The willow do walk if ye travels late.
|
|
|
kot
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #80 : Wrzesieñ 05, 2009, 13:31:41 » |
|
Kiedy¶ kole¿anka ogl±da³a mój pier¶cionek zarêczynowy. Pokaza³am jej dumnie nie zdejmuj±c go z palca. Jak¿e siê zdziwi³am, gdy ta nagle powiedzia³a: "On nie ma diamentów! Naprawdê zgodzi³a¶ siê wyj¶æ za niego? Jakby mój mi da³ taki pier¶cionek, to bym go odrzuci³a i czeka³a na nastêpny". Na pocz±tku zrobi³o mi siê przykro - nie dlatego, ¿e w moim pier¶cionku nie by³o diamentów, ale dlatego, ¿e nie spodziewa³abym siê takiej nie¿yczliwo¶ci od niej us³yszeæ. Mój narzeczony o¶wiadcza³ mi siê dwa razy. Za pierwszym razem zrobi³ w³asnorêcznie pier¶cionek z metalowego obicia szklanki do herbaty. Ju¿ wtedy siê zgodzi³am Mi³o¶ci niepotrzebne s± skarby drogocenne, one nie zagwarantuj± sta³o¶ci uczuæ. My¶lê równie¿, ¿e ma³¿eñstwo tak jak diamenty - nie ma ani si³y burz±cej ani naprawczej. Jest jedynie piêknym powtórzeniem przyrzeczenia, jakie zakochani powtarzaj± sobie na co dzieñ we dwoje. Bior±c ma³¿eñstwo przyrzekamy sobie mi³o¶æ po grób w obliczu ¶wiadków, a potem wspólnie z nimi cieszymy siê swoim szczê¶ciem. ...a czasem nieszczêsciem,bo zdarza siê czêsto,¿e uczucie ¼le odkodowane zosta³o i mylnie jako mi³o¶æ jaki¶ czas funkcjonowa³o. Co kraj,to obyczaj i wszêdzie ró¿nie z t± mi³o¶cia jest i my¶lê,¿e w ka¿dym zak±tku ¶wiata obyczaj tam panuj±cy za najw³a¶ciwszy jest uznawany. O co mi chodzi? Ano o to,¿e w niektórych kulturach mi³o¶æ sw± stadkiem kózek,¶wink±,czy te¿ barankiem plus ma³y wielb³±dzik-okazujemy i m³oda panna rada hojno¶ci naszej pokochaæ na zawsze nas postanawia. My¶lê,¿e procedury wszêdzie ró¿ne na tym ¶wiecie za te najw³a¶ciwsze s± uznawane mimo,¿e nam sie w g³owie nie mie¶ci,gdzie tu na mi³o¶æ jest miejsce? Nieprawdaz?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #81 : Wrzesieñ 05, 2009, 14:06:48 » |
|
Czyli wszystko tak na prawdê zale¿y od tego, czy ma³¿eñstwo jako instytucja i "zaklepanie sobie" rezonuje z cz³owiekiem i jego wyobra¿eniami o ¶wiecie, czy nie. I tak ¿yjemy do¶wiadczaj±c, konfrontuj±c swój rezonans z rzeczywisto¶ci± i up³ywaj±cym czasem - ka¿dego dnia. Nikt nie jest w stanie powiedzieæ co siê wydarzy i chyba nawet nie ma potrzeby o tym my¶leæ. Po prostu p³yniemy. Inni p³yn± obok nas. Je¶li przyj±æ by terminologiê ¿eglarsk±, to ma³¿eñstwo przypomina mi katamaran. Dwa zwi±zane ze sob± kad³uby,dwa silniki, jeden okrêt - pe³na wspó³praca. No i to, co je wi±¿e, ten pomost. U ludzi nazywa siê to mi³o¶æ. Je¶li jednak, z jakiejkolwiek przyczyny, kad³uby ju¿ nie mog³yby byæ jednym okrêtem to dobrze by by³o, aby mog³y siê bez strat w³asnych podzieliæ znowu na dwa niezale¿ne okrêty. Niestety czêsto jest tak, ¿e w wyniku walki o jak najwiêksz± czê¶æ okrêtu jeden, albo nawet oba ulegaj± zatoniêciu. Moim zdaniem przyczyn± jest program strachu, ale nie wyci±ga³bym takich wniosków, ¿e strach zostaje przywleczony wraz z instytucj± ma³¿eñsk±. On ju¿ by³ tam przedtem. Jego si³a siê wzmacnia z czasem, jest tak obezw³adniaj±ca, ¿e po latach, ze strachu przed rozpadem pozorów i konsekwencjami zerwania istniej±cych wiêzów, ju¿ nawet nie chce siê ludziom my¶leæ o rozwodach i uk³ad pozostaje. Ile z tej "ponad po³owy ma³¿eñstw wytrzymuj±cej próbê czasu i innych czynników " jest takich wysysaj±cych energiê , chorych uk³adów ? Tego nie wie nikt. Dane statystyczne o tym nie mówi±. Wtedy ³atwo za³o¿yæ, ¿e s± to same szczê¶liwe pary. Oby tak by³o.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #82 : Wrzesieñ 05, 2009, 14:27:23 » |
|
Ja te¿ "zaklepa³em" sobie swoj± star± z wielk± przyjemno¶ci± A jaki by³em dumny, jaki szczê¶liwy ze ¶wistka pozwalaj±cego mi korzystaæ z praw, do dzisiaj mnie to szczê¶cie rozpiera i zastanawiam siê co bym zrobi³ nie maj±c takiego za¶wiadczenia? Nikogo sobie nie zaklepywa³em to raz, dwa - nigdy nie przysz³o by mi do g³owy aby o ¿onie powiedzieæ: moja stara [cudzys³owu nie u¿y³e¶] - je¿eli Ty traktujesz ¶lub jako¶ ¶wistek i zaklepywanie "swojej starej" to Twoja ¿a³osna sprawa. W ka¿dym razie sobie nie ¿yczê aby tak chamskie i cyniczne zachowanie jakie prezentujesz [nawet w formie ironii] w jakikolwiek sposób [nawet w nawi±zaniu do mojego postu] odnosiæ do mnie i mojej ¿ony. My¶lê, ¿e wyrazi³em siê wystarczaj±co jasno. Tak uduchowiona i b³yskotliwa osoba za jak± siê uwa¿asz z pewno¶ci± to za³apie...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #83 : Wrzesieñ 05, 2009, 14:46:32 » |
|
Mój cynizm jest niczym w porównaniu z Twoim oszukiwaniem samego siebie. Pozory jakie próbujesz nam wszystkim wcisn±æ s± jednym wielkim k³amstwem. Ego ka¿e Ci mówiæ MOJA ¿ona, a ona nigdy nie bêdzie Twoja, ani nikogo innego, mo¿esz przywi±zaæ j± do kaloryfera, pozbawiæ butów by nie wychodzi³a z cha³upy, ale i tak nie mo¿esz jej mieæ. To bardzo ³adnie, ¿e kochasz swoj± ¿onê, moja stara i ja, te¿ siê kochamy, mamy oboje du¿e poczucie humoru, a ¶wistki (choæ mamy) nigdy siê do niczego nie przyda³y. Strach, który wy³azi Ci poprzez agresjê, nie s³u¿y uczuciom, mo¿e s³u¿yæ tylko do tworzenia niewoli swoim najbli¿szym. Pozdrawiam - Thotal
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
janneth
Skryba, jakich ma³o
Punkty Forum (pf): 23
Offline
P³eæ:
Wiadomo¶ci: 1642
Zobacz profil
Email
|
|
« Odpowiedz #84 : Wrzesieñ 05, 2009, 15:09:03 » |
|
Stokroæ bardziej wola³abym, by mój mê¿czyzna mówi³ o mnie "moja ¿ona" ni¿ "moja stara". Thotal, oprócz tego, ¿e pos³ugujesz siê innym rzeczownikiem, równie¿ piszesz o niej jako o SWOJEJ starej. Hipokryzja... Przykro patrzeæ, gdy cz³owiek kiedy¶ spokojny i nie szukaj±cy zaczepek, dzisiaj chwyta w d³onie szablê, któr± nigdy pos³ugiwaæ siê nie chcia³ i nie umia³, by pokazaæ gorsz± stronê siebie. Je¶li chcia³e¶ komukolwiek zaimponowaæ, to wiedz, ¿e to co robisz jest tak do Ciebie niepodobne, ¿e wygl±da niczym b³azenada. Jak nastolatek, który papierosa w usta bierze przy kolegach, a pierwsze dymem zaci±gniêcie kaszlem przep³aca.
|
|
|
Zapisane
|
The Elum do grieve The oak he do hate The willow do walk if ye travels late.
|
|
|
kot
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #85 : Wrzesieñ 05, 2009, 16:51:09 » |
|
Ja my¶lê,ze okre¶lenie "moja stara" w przypadku Thotala bardziej humorystyczne mia³o byæ ni¿ obra¼liwe i nie s±dzê,aby jego ¿ona czytaj±c ten post by siê pogniewa³a. Raczej u¶miechnê³aby siê i ¿artobliwego kuksañca by mu sprzeda³a pod ¿eberko. Myslê,¿e w tym przypadku tak w³a¶nie jest,wiêc nie ocenia³bym tego okre¶lenia tak negatywnie.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #86 : Wrzesieñ 05, 2009, 17:22:58 » |
|
Ludzie którzy ca³e swoje ¿ycie szukaj± w drugim cz³owieku z³a nie potrafi± siê u¶miechaæ i na ¿artach te¿ siê nie znaj±. Arteq jest mistrzem w gnêbieniu forumowiczów, wcale bym siê nie zdziwi³ gdyby podobny terror psychiczny stosowa³ wobec swojej rodziny, to smutne, ale to cz³owiek oszukuj±cy samego siebie, wierz±cy, ¿e tylko on ma racjê. Przez ca³y czas funkcjonowania tego forum prze¶laduje innych, jest moim skromnym zdaniem "czarn± owc±" tego ¶rodowiska. S± te¿ inni drêczyciele, ale on jest najwytrwalszy. Pozdrawiam - Thotal
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #87 : Wrzesieñ 05, 2009, 18:02:07 » |
|
East napisa³:
Czyli wszystko tak na prawdê zale¿y od tego, czy ma³¿eñstwo jako instytucja i "zaklepanie sobie" rezonuje z cz³owiekiem i jego wyobra¿eniami o ¶wiecie, czy nie. I tak ¿yjemy do¶wiadczaj±c, konfrontuj±c swój rezonans z rzeczywisto¶ci± i up³ywaj±cym czasem - ka¿dego dnia. Nikt nie jest w stanie powiedzieæ co siê wydarzy i chyba nawet nie ma potrzeby o tym my¶leæ. Po prostu p³yniemy. Inni p³yn± obok nas.
Nie wiem dlaczego, ale w ustach cz³owieka, który pisa³ o mocy oddzia³ywania my¶li, energii, (podpieraj±c siê naukowymi wywodami tak¿e), a tym samym o kreacji, powy¿szy tekst tr±ci hipokryzj±. A je¶li nie, to mo¿e to dowodziæ jak tragedia osobistego niepowodzenia mo¿e zak³óciæ widzenie tego, o czym siê wcze¶niej z takim przekonaniem traktowa³o. Mia³em zmilczeæ i nie byæ taki obcesowy, ale zbyt Ciê lubiê i szanujê East, bym tak postapi³.
Napisa³e¶: nikt nie jest w stanie wiedzieæ, co siê wydarzy. A cz³owiek ¶wiadomy powinien wiedzieæ, co chce, by siê wydarzy³o. I zmierzaæ w takim kierunku. Piêknie napisa³e¶ o wspó³pracy...Dotyczy to obojga, a wiêc i wcze¶niejszych wyborów. Bo "mi³o¶æ" chyba sama w sobie to a¿ taka ¶lepa nie jest.
My¶lê te¿, ¿e nie strach jest zasadniczym czynnikiem, ale ochrona ¿ywotno¶ci rodziny, a wiêc i ca³ych spo³eczeñstw potem.
Kobieta, jako stra¿niczka ogniska domowego instyktownie wie, jak chroniæ potomstwo. Mê¿czyzna z natury jest bardziej egoistyczny, a wiêc i w jego mniemaniu wolny. Takie ma przynajmniej ¿yczenie. Dlatego nierzadko boi siê deklaracji ma³¿eñskich. A je¶li siê, nie do koñca przekonany, w nim znajdzie, to i tak dominowaæ bêdzie roszczeniowa postawa i wszelkie mo¿liwe zachowania ucieczkowe, ( np. ucieczka w komputer, mecz, filozofiê i inne atrakcyjne pogl±dy, ezoterykê, politykê, muzykê, kolegów, w najgorszym przypadku u¿ywki, mog± byæ te¿ niewinne z pozoru pasje, hobby, karty, turystykê, nawet seks z w³asn± partnerk±, co te¿ i ona niechybnie odczuje etc...)jakie tylko potrafi wymanipulowaæ.
W "wolnym" za¶ zwi±zku ma za to ¶wiadomo¶æ, ¿e jak co¶ nie wyjdzie, to pójdzie do tej nastepnej, za³ó¿my, ¿e w jego mniemaniu, mniej wymagaj±cej. I je¶li zostan± w zwi±zku dzieci, bêd± okaleczone, bo tatu¶ swoj± energiê, pieni±dze dzieli³ bêdzie z inn±, b±d¼ innymi. A ¿adna normalna matka, nie zechce pozwoliæ na takie ma³e "morderstwa" I zaczyna siê niewygodna szarpanina, ból, i znowu ucieczkowa hu¶tawka etc... I je¶li Pañstwo my¶l±, ¿e w tzw. wolnych zwi±zkach "samiczki" i ich partnerzy zachowuj± siê zdecydowanie inaczej, to iluzja. Wystarczy dobrze poobserwowaæ. Mo¿e partnerzy tylko lepiej "graj±', o czym ju¿ pisa³em.
Zwi±zek prawdziwie wolny by³by wtedy, gdyby oboje partnerzy byli nieustannie kreatywni, do koñca odpowiedzialni, nawet z mo¿liwo¶ci± uprawiania seksu z innymi partnerami, ale musia³o by to tworzyæ zwart± energetycznie grupê, czyli bardzo ¶wiadom±, a wiêc istotnie opart± na wspó³pracy, gdzie dzieci s± wspólne i wychowuj± je wszyscy cz³onkowie z nie mniejsz± pieczo³owito¶ci±. W przeciwnym razie, dochodzi do okaleczania najbli¿szych. I dotyczy to obydwu form budowanych zwi±zków. W takim odniesieniu jest niczym innym jak hipokryzj± i rozpaczliw± prób± szukania jak najlepszych rozwi±zañ.
Wiem, daleko "pojecha³em", ale próbujê unaoczniæ, tylko to, co obserwujê.
koliberek odwa¿ny
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 07, 2009, 11:01:56 wys³ane przez koliberek33 »
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #88 : Wrzesieñ 05, 2009, 18:35:53 » |
|
Thotal, zapewne doskonale wiesz o co chodzi, ale spokojnie wyt³umaczê. Mówi±c "moja" nie ma na my¶li aktu w³asno¶ci na ¿onê lecz okre¶lam z kim ja/ona wziê³a ¶lub. Nigdy nie pomy¶la³bym o cz³owieku w kategoriach w³a¶no¶ci. ³apiesz ró¿nicê pomiêdzy w³±snosæi± a przynale¿no¶cia? Mówi±c bez przymiotnika "¿ona" nie by³oby wiadomo o której/czyjej ¿onie mówiê o ile nie wynika³oby to z kontekstu. Nie uwierzê równie¿, ¿e sam nigdy nie u¿y³e¶ przymiotnika "moja" w stosunku do wypowiedzi o Twojej ¿onie. Mi zarzucasz u¿ywanie "moja" a sam 2 zdania dalej to robisz. Sam ju¿ naprawdê nie wiesz czego siê przyczepiæ.
Mo¿esz sobie my¶leæ o mnie jak Ci siê ¿ywnie podoba, Twoja opini± bêdzie wy³±cznie opini± która jest ró¿na od rzeczywisto¶ci. Je¿eli uwa¿asz, ¿e gnêbiê forumowiczów to proszê bardzo - podaj przyk³ady adminowi i po sprawie. Obawiam siê, ¿e jako gnêbienie postrzegasz moje dyskusje w któych wytykam istniej±ce moim zdaniem sprzeczno¶ci w wypowiedziach innych. Swoje "os±dy" zawsze staram siê popieraæ argumentami - je¿eli uwa¿a kto¶ ¿e s± chybione - to niech wska¿e merytorycznie gdzie, zastanowimy siê nad tym wspólnie. Same epitety nic nie wnosz± i ¶wiadcz± owszem o sprzeciwie ale bezsilnym/nieuzasadnionym. Tak, u¿ywam czêsto dobitnych s³ów, bo uwa¿am, ¿e nale¿y nazywaæ rzeczy po imieniu, szczególnie te negatywne. Nie obra¿am siê o takie s³owa w stosunku do mnie. A swoje zdanie potrafiê/a przynajmniej zawsze starm siê rzeczowo broniæ. Dlatego tak Ciê/Was z³oszczê? Bo odzieram Was z pozorów które z takim mozo³em budujecie dooko³a siebie? A mo¿e niewygodne jest dla Was gdy mówiê: Ok, teraz sprawdzam. Wtedy zaraz zaczybnaja sie uniki i zarzuty o naruszanie prywatno¶ci. Mój ¶wiat, nawet ten duchowy jest konkretny, dobre to dobre, z³e to z³e, oszustwa to oszustwa i tyle. Nie bojê siê broniæ swoich pogladów i idea³ów bo wielokrotnie przekona³em siê o ich s³uszno¶ci i pozytywnym wyd¼wiêku. Broñcie i Wy swoich - ale uczciwie.
Tak samo w tym topicu - ma³¿eñstwo/¶lub sprowadzacie do poziomu papierka i bezcelowych obietnic. Próbujesz je odrzeæ z duchowo¶ci i sprowadziæ do tranzakcji kupna, ¿a³o¶nie czepiaj±c siê okre¶lenia "moja". Wyrazi³em swoj± opiniê - gdybym mieszka³ z osob± któr± kocham, matk± moich dzieci bez ma³¿eñstwa to po prostu bym by³ nieuczciwy, nieodpowiedzialny, wykorzystywa³ j± i ok³amywa³ za ka¿dym razem gdybym powiedzia³ s³owo "kocham". Zarzucasz mi pozory - jakie znowu pozory? To o czym mówiê, do czego namawiam sam stosujê, zaczynam od siebie. Do tego zarzucasz, ¿e s± ka³mliwe? Jakim prawem twierdzisz, ¿e to co mówiê jest k³amstwem, skoro postêpujê tak od ponad 10 lat ma³¿eñstwa i nikt poza Tob± nie zarzuci³ mi, ¿e ¿yjê k³amliwie. Ani ¿ona [a ona chyba wie najlepiej], ani dzieci, ani rodzice ani znajomi. Sugerujesz terror u mnie w domu? Na jakiej podstawie? Zapewniam, ¿e nie ma terroru u mnie w domu i jeste¶my szczê¶liwi - zapewniaj± mnie o tym u¶miechy na twarzach rodziny, rado¶æ z jak± witamy siê nawet po kilku/kilkunastogodzinnych roz³±kach. Jeste¶my spokojni bo wiemy, ¿e mo¿emy na siebie liczyæ, a co obiecam to dotrzymujê i jestem wiernym swoim pogl±dom. My¶lê, ¿e nieco wyja¶ni³em.
Dziêkujê.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Silver
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #89 : Wrzesieñ 05, 2009, 18:39:42 » |
|
Trzymaj±c siê tytu³u niniejszego w±tku, nie mogê stwierdziæ, ¿e mi³o¶æ ma wiele wspólnego z ma³¿eñstwem. My¶lê, ¿e wiele ma wspólnego , ale z partnerstwem. Ale to te¿ mo¿e stanowiæ pewne wyobra¿enia, pewn± powierzchniê rzeczy. Dlaczego ? Poniewa¿ tym wszystkim co siê dzieje steruje przecie¿ wielki, przeogromny proces ¿ycia. Poniewa¿ twi± w Nas zdyskryminowane i odrzucone czê¶ci nas samych, które nie mog± pozostaæ w zamkniêciu na zawsze nasze pole energetyczne przyci±ga do naszego ¿ycia okre¶lonych ludzi i sytuacje. Zadaniem tego wszystkiego, tego procesu jest pomóc nam odzyskaæ równowagê i uleÂczyæ siê. Osoby takie jak ( m±¿ i ¿ona ) o¿ywiaj± nasz± przeÂsz³o¶æ, a My u¶wiadamiaj±c j± sobie, rozpoczynamy naÂturalny proces uzdrawiania. A wiêc ludzie (tym bardziej m±¿, czy ¿ona) zjawiaj± siê w naszym ¿yciu po to, aby nas uzdrowiæ i pchn±æ ku wolno¶ci. NiesteÂty, ale nazbyt czêsto nie zdajemy sobie z tego sprawy , ¿e chodzi tu o proces uwalniania od trudnych emocjonalnych prze¿yæ, które g³êboko tkwi± w pok³adach naszej pamiêci. Dlatego ma³¿eñstwo, to nie tylko ma³¿eñstwo (jaki¶ tam zalegalizowany sobie zwi±zek).Czyli koniec koñcem nie chodzi tu nawet o ma³¿eñstwo, lecz chodzi tu o proces. Proces , którego nazwa³ bym procesem uzdrawiania dusz.
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 05, 2009, 19:20:27 wys³ane przez Silver »
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #90 : Wrzesieñ 05, 2009, 18:47:47 » |
|
.... ¿e te¿ zabrak³o mi tego jednego m±drego s³owa: proces. Mo¿na te¿ powiedzieæ, ¿e: to nie forma nas ogranicza, tylko my formê.
koliberek
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 05, 2009, 20:59:37 wys³ane przez koliberek33 »
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #91 : Wrzesieñ 05, 2009, 23:07:55 » |
|
East napisa³: Czyli wszystko tak na prawdê zale¿y od tego, czy ma³¿eñstwo jako instytucja i "zaklepanie sobie" rezonuje z cz³owiekiem i jego wyobra¿eniami o ¶wiecie, czy nie. I tak ¿yjemy do¶wiadczaj±c, konfrontuj±c swój rezonans z rzeczywisto¶ci± i up³ywaj±cym czasem - ka¿dego dnia. Nikt nie jest w stanie powiedzieæ co siê wydarzy i chyba nawet nie ma potrzeby o tym my¶leæ. Po prostu p³yniemy. Inni p³yn± obok nas.
Nie wiem dlaczego, ale w ustach cz³owieka, który pisa³ o mocy oddzia³ywania my¶li, energii, (podpieraj±c siê naukowymi wywodami tak¿e), a tym samym o kreacji, powy¿szy tekst tr±ci hipokryzj±.
Gdybym w cytowanym przez Ciebie tek¶cie nie u¿y³ s³owa "ma³¿eñstwo", lecz na przyk³ad "zjawisko" w odniesieniu do jakiej¶ innej sfery ¿ycia to czy nazwa³by¶ mnie hipokryt± ? Byæ mo¿e moje zdanie o ma³¿eñstwie dotknê³o Ciê , gdy¿ stoi w sprzeczno¶ci z Twoimi wyobra¿eniami o nim i st±d taka uwaga. Dla mnie jest to instytucja. Z punktu widzenia Pañstwa to stworzenie efektywnie kontrolowanej , zarejestrowanej komórki spo³ecznej, czyli tak na prawdê bateryjki zasilaj±cej System. Ma³¿eñstwo sakralne jest konsekrowane jako rytua³ przez Ko¶cio³y ró¿nych wyznañ, które uzurpuj± sobie prawo do nadawania wa¿no¶ci lub uniewa¿niania tej umowy. Natomiast ludzie po prostu wyznaj± sobie mi³o¶æ i podejmuj± wobec siebie wzajemnie zobowi±zania. To jest ¶wiadome Partnerstwo. Je¶li potrzebuj± je og³osiæ ¶wiatu w tym, czy innym obrz±dku, lub gdy chc± mu nadaæ rangê prawn±, to nie widzê w tym nic z³ego, ale powinno siê równie¿ uwa¿aæ na to, co usi³uje siê podpi±æ pod ¶wiêty zwi±zek miêdzy lud¼mi. Maj± tak± potrzebê, bo z tym rezonuje ich wnêtrze. Tylko tyle i a¿ tyle. Takie mam na ten temat zdanie. Ciekawi mnie gdzie tu dostrzegasz hipokryzjê ? W bliskich relacjach miêdzyludzkich nie mo¿na traktowaæ drugiej osoby jak w³asnego folwarku, albo stronê kontraktu. Napisa³e¶: nikt nie jest w stanie wiedzieæ, co siê wydarzy. A cz³owiek ¶wiadomy powinien wiedzieæ, co chce, by siê wydarzy³o. I zmierzaæ w takim kierunku. Piêknie napisa³e¶ o wspó³pracy...Dotyczy to obojga, a wiêc i wcze¶niejszych wyborów. Ka¿dy ¶wiadomy ma swój obraz ¶wiata, który stara siê dostrzegaæ wokó³ siebie, budowaæ swoj± rzeczywisto¶æ. Niemniej jednak w tym akcie kreacji znajduj± siê potrzeby innych ludzi, które równie¿ ewoluuj±, zmieniaj± siê. Z szacunku i wielkiej mi³o¶ci do drugiej osoby, uwa¿am , nie powinno siê wp³ywaæ na ni± i kreowaæ jej ¶wiata pod³ug w³asnych wyobra¿eñ. Moja wolno¶æ koñczy siê tam, gdzie zaczyna siê wolno¶æ drugiej osoby. Na pograniczu tych wolno¶ci wszystko zdarzyæ siê mo¿e i dlatego niczego nie powinno siê przewidywaæ. Jest to oczywi¶cie mój wniosek z pora¿ki w zwi±zku w którym by³em. Teraz nawet nie odczytujê tego jak pora¿kê. To jest ci±g³a ewolucja mojej i tej drugiej osoby. A je¶li nie, to mo¿e to dowodziæ jak tragedia osobistego niepowodzenia mo¿e zak³óciæ widzenie tego, o czym siê wcze¶niej z takim przekonaniem traktowa³o. Zak³óciæ ? Czy uzupe³niæ ? Móg³by¶ rozwin±æ dla mnie tê my¶l? Chyba czego¶ nie rozumiem, mo¿liwe, ¿e czego¶ tu nie dostrzegam, a bardzo bym chcia³. My¶lê te¿, ¿e nie strach jest zasadniczym czynnikiem, ale ochrona ¿ywotno¶ci rodziny, a wiêc i ca³ych spo³eczeñstw potem. Je¶li ochrona to przed czym ? Czego siê obawiaæ ,aby trzeba by³o to chroniæ ? Je¶li ochrona ma dotyczyæ spo³eczeñstw opartych na rodzinie, to w takim razie - jak rozumiesz rodzinê ? Jakie granice ma rodzina i co jej z zewn±trz zagra¿a ? Czy brak instytucji ma³¿eñstwa w zwi±zku to brak rodziny ? Zwróci³em siê do Koliberka, ale tak na prawdê to zwracam siê do wszystkich. Z góry dziêki za odpowiedzi.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #92 : Wrzesieñ 06, 2009, 22:23:27 » |
|
Oj, Ea¶cie, a¿ tak jednoznacznie to siê nie wypowiadam na Twój temat.... Mo¿e co¶ mi tr±ci, a mo¿e to zupe³nie inna przyczyna...Raczej sk³aniam siê ku tej drugiej. Koliberek zawsze lubi³ trochê prowokowaæ. To¿ pamiêtasz jego stare dzieje. I tak¿e dla przemy¶lenia ogólnego, czepia siê jakiego¶ tam egzemplum!!!
I najwa¿niejsze: Twoje zdanie o ma³¿eñstwie w ogóle mnie nie dotknê³o. Czujê siê w nim wystarczaj±co szczê¶liwie. Najpierw to by³ wolny zwi±zek. Pojawi³o siê potomstwo, to i zalegalizowali¶my. I jednako cieszymy siê sob± w obydwu formacjach ¯adnej zmiany nie ma. Takie same problemy by³y wtedy, jak i teraz. Ale i takie same rado¶ci, wspólne odkrycia, prze¿ywania i mno¿yæ by mo¿na wiele, wiele innych do¶wiadczeñ. ¯adna z formacji nie mia³a jakiego¶ specyficznego wp³ywu na nasze uczucia i wzajemn± potrzebê odpowiedzialnej wspó³pracy i rozwoju.
Pewne sprawy prawne s± uregulowane i w tym lepiej czuj± siê tak¿e i dzieci. Nie tracimy energii na zbêdne uwarunkowania. Jest tyle przestrzeni razem i osobno do odkrycia. Najwa¿niejsze, ¿e oboje mamy ¶wiadomo¶æ, ¿e problemy id± z ego, z folgowania sobie, jak piêknie okre¶li³ to Don Juan ( u Castanedy): i ¿e nie mo¿e to byæ decydentem, jak ma wygl±daæ nasza relacja. Zdajemy sobie sprawê, ¿e jest to nieustaj±cy proces i nie on ma nami zaw³adn±æ, ale to my mamy mieæ coraz wiêkszy wp³yw na jego oblicze. Jest to "mont everest", ale kto nie lubi pokonywaæ szczytów? A jakie s± potem widoki i wci±¿ nieustaj±ce rado¶ci, ¿e da³o siê znowu radê. A tyle urwisk i przepa¶ci wokó³. I nieraz noga by³a tu¿, tu¿... I nieraz umêczenie i niecierpliwo¶æ chcia³oby zdominowaæ ten marsz, ale gdy siê ma cel, idzie wytrwaæ. I tak siê to cz³owiek wci±¿ czuje zakochany i to coraz bardziej i g³êbiej, wraz z up³ywem lat. I ten starzej±cy partner jest coraz bardziej atrakcyjny, piêkny tak¿e i fizycznie. I oboje tak to postrzegamy.
I nie czujemy te¿ absolutnie, ¿e zasilamy jakikolwiek system. Tak siê czu³e¶ w ma³¿eñstwie? Je¶li jeste¶ wolny sam w sobie, to nie dopadnie Ciê nikt. Statystyki s± potrzebne z innych wzglêdów tak¿e. ¯eby dopomóc g³oduj±cym, chorym np. na gru¼licê i inne spo³eczne choroby, poszczególnym rodzinom, czy ich cz³onkom etc.... Nie nale¿y wszystkiego demonizowaæ, bo wszystko ma dwie strony medalu. £atwiej wtedy planowaæ bud¿et i inne ustalenia, je¶li siê ma ¶wiadomo¶æ jakie s± potrzeby i uwarunkowania spo³eczeñstwa. Natomiast bodaj we wszystkich kulturach podkre¶la siê moment po³±czenia dwojga ludzi i sankcjonuje w zale¿no¶ci od obyczaju i rytua³u. Po³±czenie siê dwojga w jedno, to kosmiczne sakrum rado¶ci spotkania, to ewangelia, której nie sposób nie og³osiæ ¶wiatu. A je¿eli wchodz± kalkulacje, to jako¶ trudniej siê tym dzieliæ A czasem po prostu ludzie po prostu s± ze sob± i tyle, bo tak jako¶ siê zdarzy³o. Jednak czas i ich decyzje poka¿±, w jakim to ostatecznie pójdzie kierunku.
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 07, 2009, 11:04:39 wys³ane przez koliberek33 »
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #93 : Wrzesieñ 06, 2009, 22:43:36 » |
|
Witaj koliberku . Jak zwykle piêknie dziêkujê za odpowied¼. Piszesz o zwi±zku dwojga ludzi " Jest to "mont everest", ale kto nie lubi pokonywaæ szczytów? A jakie s± potem widoki i wci±¿ nieustaj±ce rado¶ci, ¿e da³o siê znowu radê. A tyle urwisk i przepa¶ci wokó³. I nieraz noga by³a tu¿ tu¿.."
A mnie siê w zwi±zku z tym przypomina pewne przys³owie o zdobywaniu szczytów " wej¶æ , wlaz³em, ale jak zej¶æ ?" I co wtedy, gdy ju¿ wszystkie szczyty zdobêdziesz ? Pozostaæ tam na górze niewzruszonym ? Po co z³aziæ ? A mo¿e wa¿ne jest samo w³a¿enie i ró¿ne podej¶cia na t± sam± górê ? Jasne, ze mo¿na i tak, ale w mojej sytuacji to ju¿ nie jest moja góra. Nigdy ni± nie by³a. Nie pozna³bym jej nawet za tysiêcznym wej¶ciem. Chocia¿ z drugiej strony .... Veni, Vidi, Vici chocia¿ w jakim¶ aspekcie. Dzisiaj czujê siê raczej jak mnich tybetañski ¿yj±cy w cieniu swojej ¶wiêtej góry. Dobrze jest wiedzieæ, ¿e ona wci±¿ tam jest, gdy rano otworzê oczy, ale nie muszê ju¿ na ni± w³aziæ Pozdrawiam "skojarzeniowy" East
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #94 : Wrzesieñ 06, 2009, 23:19:44 » |
|
A ja wierzê, ¿e przy Twojej ¶wiadomo¶ci, jeszcze wszystko uda Ci siê naprawiæ. Nie mogê od razu Ci odpisaæ na wszystko, bo je¶li chcê wystukaæ d³u¿szy tekst, to klawiatura wariuje i nie pozwala pisaæ wiêcej. Kiedy¶ mo¿na by³o w tej ramce pisaæ do woli, a teraz totalny bunt i cz³owiek siê, a raczej koliberek mêczy. Czy TY te¿ tak masz? Dlatego, powy¿ej w miêdzyczasie, co¶ doklei³em. Co zagra¿a rodzinie? Wspomnia³em o tym, ¿e je¿eli jedno z partnerów, a najczê¶ciej ojciec, który zabezpiecza byt rodziny ( co g³ównie, b±d¼ zupe³nie, zale¿y od kultury), jest np. niedojrza³y do zwi±zku i pozwala sobie na ró¿nego rodzaju "ucieczki" b±d¼ zdradê nawet, to okrada partnerkê w tym przypadku i dzieci z czasu, zasobów energetycznych, co siê przek³ada te¿ na materiê i zabezpieczenie najbli¿szych. Niedotykane dziecko umiera. Mniej dotykane, te¿ usycha emocjonalnie. A gdzie wspólne bycie, rozmowy, dzielone razem troski i rado¶ci. A poza tym ¶rodowisko zewnêtrzne, w jakim dzieci wzrastaj± nie jest obojêtne. A niby czasu buszu minê³y.... Dobrze wiesz, o czym mówiê. Zak³ócone emocjonalnie dziecko, to zak³ócone potem spo³eczeñstwo....Przeci±¿ony i zrozpaczony partner te¿ nie ma dobrego wp³ywu na harmonijny rozwój latoro¶li. Jest taka znakomita ksi±¿ka, a w³a¶ciwie broszurka pt "Zdradzony przez ojca" Polecam ka¿demu do przeczytania. Ta ksi±¿ka musi niejednego "zatrzymaæ" I je¶li siê ma ju¿ dzieci, to nie mo¿na ¿yæ w "mnisiej iluzji". Jest te¿ taki genialny film, zdaje siê z Robinem Wiliamsem, który przebiera siê za kobietê i najmuje siê do by³ej ¿ony i dzieci jako "gosposia". Znakomita rola, film i przes³anie. Zapewne, kto¶ mi tu podpowie ten s³ynny tytu³. Piszesz tak¿e: Ka¿dy ¶wiadomy ma swój obraz ¶wiata, który stara siê dostrzegaæ wokó³ siebie, budowaæ swoj± rzeczywisto¶æ. Niemniej jednak w tym akcie kreacji znajduj± siê potrzeby innych ludzi, które równie¿ ewoluuj±, zmieniaj± siê. Z szacunku i wielkiej mi³o¶ci do drugiej osoby, uwa¿am, nie powinno siê wp³ywaæ na ni± i kreowaæ jej ¶wiata pod³ug w³asnych wyobra¿eñ. Moja wolno¶æ koñczy siê tam, gdzie zaczyna siê wolno¶æ drugiej osoby. Na pograniczu tych wolno¶ci wszystko zdarzyæ isê mo¿e i dlatego siê przewidywaæ. Jest to oczywi¶cie mój wniosek z pora¿ki w zwi±zku w którym by³em. Teraz nawet nie odczytujê tego jak pora¿kê. To jest ci±g³a ewolucja mojej i tej drugiej osoby. Tu, jak siê domy¶lam, zabrak³o determinacji, bo je¶li ca³y czas pracujesz ze sob±, to umiesz coraz lepiej nawi±zywaæ dialog z drug± osob±. I Wasze potrzeby zaczynaj± coraz bardziej siê "spotykaæ ze sob±". Zaczynacie po prostu realizowaæ harmoniê Wszech¶wiata. A wiêc pomy³ki s± coraz rzadsze... To wszystko, o czym powy¿ej, wykracza oczywi¶cie poza intelekt i perorowanie, tu niejednokrtonie nale¿y z czu³o¶ci± siê pochyliæ nad drugim, a przede wszystkim nauczyæ siê byæ z nim(ni±), no i umieæ s³uchaæ.. Co jest, oczywi¶cie, najtrudniejsze. a koliberek wci±¿ i wci±¿ siê tego uczy. .. Ps. w poprzedniej wypowiedzi ten "mont everest" jet celowo z ma³ej litery napisany, gdy¿ tym celem jest nieustaj±cy rozwój i droga. Ten z du¿ej litery koñczy³by siê zaliczeniem szczytu i co wtedy? Na szczê¶cie w przypadku ¶wiadomej relacji, takie pytania nam raczej nie gro¿±. Pozdrawiam zwykle ciep³o i s³onecznie, a raczej kiê¿ycowo.
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 07, 2009, 11:14:19 wys³ane przez koliberek33 »
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #95 : Wrzesieñ 06, 2009, 23:49:30 » |
|
Przepraszam wszystkich, których urazi³em dosadno¶ci± i nadmiernym zapa³em obna¿ania prawdy. Mój wewnêtrzny spokój zak³ócaj± czasem ludzie szukaj±cy w innych mniej rozumu, logicznego my¶lenia, to taka moja czarna strona osobowo¶ci. Ka¿dy j± ma, jedni zdaj± sobie sprawê, inni nie... Wierzê Artkowi, ¿e kocha swoj± ¿onê, ¿e j± szanuje, bo gdyby tak nie by³o, nie byliby razem, chyba ¿e na si³ê. Prowokacje które czasami potrafiê stworzyæ (ciemna strona ) s³u¿± tylko do odkrycia siê tych, którzy potrafi± z ca³± premedytacj± odkrywaæ b³êdy innych i nie zdaj± sobie sprawy z tego co czyni±. Pozdrawiam - Thotal
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #96 : Wrzesieñ 07, 2009, 00:07:59 » |
|
Drogi Koliberku . Postaram Ci siê odpowiedzieæ na to , o czym piszesz Zak³ócone emocjonalnie dziecko, to zak³ócone potem spo³eczeñstwo....Przeci±zony i zrozpaczony partner tez nie ma dobrego wp³ywu na harmonijny rozwój dziecka Nie wiem dlaczego, ale ludzie uwa¿aj±, ze ka¿de dziecko, którego rodzice nie mieszkaj± ze sob± razem , musi byæ zak³ócone emocjonalnie, za¶ partnerzy MUSZ¡ byæ przeci±¿eni i zrozpaczeni. Oczywi¶cie ten punkt widzenia bêdzie g³oszony przez pary pozostaj±ce we wspólnym gospodarstwie domowym. Nie zwraca siê przy tym zupe³nie uwagi na pary, które s± ma³¿eñstwem, ale nie tworz± rodziny tak na prawdê. Tych siê zwykle rozgrzesza bo .... s± ma³¿eñstwem. Przyk³adowo - ¿ona gospodyni domowa, a m±¿ marynarz - wiecznie nieobecny w domu. To nie jest patologia, gdy¿ istnieje ma³¿eñstwo. Tak siê utar³o, tak siê domniemywa z punktu widzenia "ma³¿eñskiego". Jednak¿e dziecko tak nie my¶li. Dla niego ma³¿eñstwo jest czym¶ abstrakcyjnym. Najwa¿niejsza dla ka¿dego dziecka jest poczucie mi³o¶ci. Je¶li tylko dziecko czuje, ¿e jest kochane i akceptowane przez obojga rodziców , je¶li ma z nimi codziennie wiê¼, to czuje siê bezpieczne, tak¿e emocjonalnie. Dla odmiany dziecko, które jest przedmiotem w codziennej walce rodziców razem zamieszkuj±cych mo¿e nie czuæ siê kochane i wtedy mo¿na mówiæ o zak³óceniu emocjonalnym dziecka. Piszê o tym ,aby wykazaæ, ¿e ma³¿eñstwo nie jest ¿adn± tarcz± ochronn± dla dziecka. To rodzice oraz ich stosunek do dziecka s± jego tarcz±. Jest taka znakomita ksi±¿ka wl±¶ciwie broszurka pt "Zdradzony przez ojca" Polecam ka¿demu do przeczytania. Ta ksi±¿ka musi niejednego "zatrzymaæ" I je¶li siê ma ju¿ dzieci, to nie mo¿na ¿yæ w mnisiej iluzji Prawda ( moja) jest taka, ¿e ka¿dy ¿yje w klasztorze w³asnego cia³a, w³asnego umys³u i w³asnej duszy. Relacje z otoczeniem mog± byæ ro¿ne, oczywi¶cie wa¿ne jest, aby z rodzicami by³y one jak najlepsze, ale bez równowagi z w³asn± wewnêtrzn± trójc± ( cia³o, umys³, dusza vel ¶wiadomo¶æ ) nigdy te relacje nie bêd± prawid³owe. Ka¿dy cz³owiek zdobywa swoje do¶wiadczenia , a dziecko to taki sam cz³owiek jak Ty czy ja. Nie mo¿na powiedzieæ "mam dziecko". Naturalnie wyra¿amy siê w ten sposób dla uproszczenia, ale zawsze trzeba pamiêtaæ ¿e jest to ci±gle zmieniaj±ca siê, interaktywna relacja w której obie strony powinny traktowaæ siê z nale¿ytym szacunkiem i mi³o¶ci±. To jak samemu siê postrzega ¶wiat , na takim poziomie bêdzie relacja z dzieckiem, które równie¿ jest podró¿nikiem przez ¿ycie zamkniêtym we w³asnym klasztorze czy nam siê to podoba czy nie - jest indywidualno¶ci± coraz bardziej oddzielon± od rodziców. Kwestie formalne , czyli wzajemne relacje miêdzy rodzicami , o ile nie s± patologiczne, to sprawa drugorzêdna, uwa¿am, w kontakcie z dzieckiem. Utrzymywanie na si³ê iluzji rodziny to budowanie u dziecka fa³szywego obrazu tej¿e rodziny. Prawdziwy obraz przynajmniej oszczêdza rozczarowañ. Niestety w spo³eczeñstwie dominuje stereotyp "rozbitej rodziny", czyli koniecznie nieszczê¶liwej rodziny i cierpi±cych z tego powodu dzieci. Ze swojego do¶wiadczenia o¶wiadczam tu i teraz, ¿e jest to kolejny mit , kolejny program wgrany w ludzki umys³. Konsekwencje tego programu s± bardzo g³êbokie. Przyk³adowo takie : Rodzina to mama, tata, dzieci, dalej bracia, siostry , dziadkowie, wujkowie, ciocie, kuzynostwo itd .. ale z ka¿dym dalszym "okrêgiem" si³a tych wiêzi stopniowo maleje, a¿ w koñcu pojawia siê ... obcy. Obca rodzina. Inny naród, inna rasa. Nawet wewn±trz rodziny ka¿dy jej cz³onek pe³ni inn± rolê . Chodzi mi o to, ¿e rzadko my¶limy o jedno¶ci jako podstawowej cesze ludzkiej . Rzadko my¶limy kategoriami: jedna rasa, jeden organizm , ja to inny TY. Raczej na ka¿dym poziomie dominuje pielêgnacja istnienia barier ni¿ dostrzeganie tej samej natury ka¿dej komórki. A je¶li tak , to zawsze "moja sytuacja" bêdzie "lepsza" ni¿ twoja.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #97 : Wrzesieñ 07, 2009, 00:31:12 » |
|
Twoje argumenty, pocz±wszy ju¿ od pierwszych linijek, to s± oczywiste oczywisto¶ci, ¿e nawet ich nie umie¶ci³em....Obawia³em siê, ¿e mi to wytkniesz, liczy³em jednak, ¿e to chyba jednoznaczne. Mam wra¿enie, ¿e to trochê takie wojownicze i nie na miejscu odwracanie "kota ogonem". Nikt nie pisze, ¿e ma³¿eñstwo jest tarcz± obronn±. Ale twierdzê stanowczo, ¿e nie jest te¿ specjalnie wiêkszym zagro¿eniem, je¶li nie mniejszym, dlatego, ¿e jest w³a¶nie ma³¿eñstwem. Z tej strony na to wszystko patrzê. Po prostu nie demonizujê ¿adnej z form, ale wykraczam poza obie... Zatem w obydwu mogê siê spokojnie znale¼æ, a na dowód opowiedzia³em o swoim do¶wiadczeniu. I obecnie wiem, w którym zmierzam kierunku. I bêdê siê stara³ wci±¿... East, tak piêknie piszesz i masz tu "na papierze" racjê, a jednak przebija z tego wszystkiego wielka iluzja i oszukiwanie siê. Proszê, wybacz moje czepialstwo, ale tak to odbieram i czujê. Nie bêdê zatem rozdziela³ w³osa na czworo, bo temat stanie siê jak w³oski makaron, a mnie siê w tej chwili zachcia³o chleba naszego powszedniego. Mo¿e te¿ i pó¼na pora nie usposabia mnie do kontynuacji tematu i powrócê jutro, nie wiem. A mo¿e porozmawiamy po lekturze, w której nie mówi siê o ma³¿eñstwie, tylko o dzieciach, którym z ró¿nych przyczyn brakuje rodzica, w mniejszym, b±d¼ wiêkszym stopniu, no i oczywi¶cie po obejrzeniu filmu. Wiesz, rzadko my¶limy o jedno¶ci, bo jedno¶æ zaczyna siê od tych dwojga w³a¶nie. I fajnie jak dziecko, to najpierw zobaczy, ale je¶li rodzice tego nie wiedz±, to jak dziecko mo¿e kojarzyæ jakiego¶ "murzyna" z nim samym,.....Gdzie¶ trzeba tê jedno¶æ najpierw zacz±æ.... W ka¿dym razie TY i Twoja rodzina macie ode mnie zawsze jak najlepsze ¿yczenia. koliberek.
|
|
« Ostatnia zmiana: Wrzesieñ 07, 2009, 11:09:16 wys³ane przez koliberek33 »
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #98 : Wrzesieñ 07, 2009, 00:42:39 » |
|
Ksi±¿kê "Zdradzony przez ojca" powinien ka¿dy przeczytaæ. Zgadzam siê z east'em, w wielu przekazanych my¶lach, ma³¿eñstwo mo¿e zaspokoiæ wszystkie prawno-formalne skutki funkcjonowania ca³ej rodziny, ale gdyby¶my wyjêli jeden klocek, który dominuje w postawie funkcjonowania rodziny, zauwa¿ymy, ¿e mogliby¶my budowê zacz±æ od nowa. Tym klockiem do budowy naszego domu jest system finansowy, zwyk³y ordynarny pieni±dz, wci¶niêty nam w rêce dla naszej zguby. Podobno nie ¶mierdzi (by³em w miejscu gdzie powsta³ ten pogl±d - zwyk³y mieszczañski kibel, za czasów rzymskich), ale to co dzieje siê z ca³± cywilizacj± w zwi±zku z jego si³± jest w³a¶nie tym, co sprowadza ca³± ludzko¶æ do roli sprzedajnej dziewki. Kobiety sprzedaj± siê na rogach, ale tak¿e w ma³¿eñskim ³o¿u, mê¿czy¼ni zaprzedaj± swoje dusze za mo¿liwo¶æ kupienia kobiety. Jedna wielka prostytucja, usankcjonowana przez dominuj±ce religie i urzêdy pañstwowe. (wiem, ¿e to mocne s³owa, ale czujê ¿e mo¿na ¿yæ inaczej) Pozdrawiam - Thotal
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
koliberek33
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #99 : Wrzesieñ 07, 2009, 00:52:26 » |
|
Nie ma sprzedajno¶ci, gdzie ¿yje siê zgodnie z potrzebami, a nie z chciejstwem i ponad miarê. A za to oboje s± jednako odpowiedzialni. I ma siê to..., albo ma siê to nijak... do obydwu form jednocze¶nie...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|