east
Gość
|
 |
« Odpowiedz #25 : Marzec 12, 2010, 15:04:31 » |
|
PiĂŞkne zdanie Janneth. NapisaÂłaÂś coÂś bardzo, bardzo waÂżnego wedÂług mnie : "Bo jeÂśli siĂŞ kogoÂś kocha East, to nieÂłatwo jest pozwoliĂŚ mu odejœÌ. I ja ze swojej strony deklarujĂŞ, Âże o miÂłoœÌ walczyÂłabym dopĂłki czuÂłabym, Âże druga osoba mnie kocha " Nigdy nie jest Âłatwo pozwoliĂŚ drugiej osobie odejœÌ. W innym wÂątku o filmach pisaÂłem kiedyÂś o filmie pt ÂŹRĂDÂŁO , Aronofskyego. WspomnĂŞ tu o tym tylko dlatego, Âżeby troszkĂŞ zwizualizowaĂŚ to, jak ciĂŞÂżko jest .. pozwoliĂŚ drugiej osobie odejœÌ i jak beznadziejnÂą jest czasami walka o to, aby jÂą zatrzymaĂŚ. PrzewijajÂącÂą siĂŞ przez caÂły film frazÂą jest zdanie "DokoĂącz to ". Kiedy usilnie o coÂś / kogoÂś walczymy , ta walka wtedy przesÂłania nam nawet wartoœÌ tej osoby. Walczymy o SWOJÂĄ miÂłoœÌ, o WÂŁASNE wyobraÂżenie na temat tej miÂłoÂści. PamiĂŞtam jeszcze skowyt duszy porzucony przez swojÂą pierwszÂą powaÂżnÂą, studenckÂą miÂłoœÌ  O jakieÂż Âżycie byÂło okrutne O jakÂże ja walczyÂłem - ale nic to nie daÂło. O jakÂże przeklinaÂłem los, o jakÂże ja cierpiaÂłem... pamiĂŞtacie jeszcze siebie z tamtych czasĂłw ? Kto wtedy cierpiaÂł ? Kto przeÂżywaÂł ? Czy ten ktoÂś wygraÂł tÂą walkĂŞ ? A kto byÂł przegranym ..?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Kiara
Gość
|
 |
« Odpowiedz #26 : Marzec 12, 2010, 15:05:02 » |
|
Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszajac osob posiadajacych odmienne. Czy wszyscy juz poznali owa sztuke , czy sa juz artystami w jej wyrazaniu? Kiara  ps. Trzeba stracic wszystko , zeby zrozumiec iz strata , tak naprawde jest zyskiem.Kiedy pisze sie nowa historie , nie uzywa sie do tego juz zapisanej kartki, trzeba ja calkowicie wybielic. Bo gdy napiszesz na poprzednim zapisie to czytelny nie bedzie, ni nowy ni stary. Czas "wybielania" bywa rozumiany , odczowany jako strata , a czy jest nia w rzeczywistosci? To tylko mozliwosc postrzegania i zrozumienia wszystkich procesow , ktore zaistniec musza. A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 21:02:22 wysłane przez Kiara »
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Gość
|
 |
« Odpowiedz #27 : Marzec 12, 2010, 15:11:17 » |
|
East, ca³kowicie wypaczy³eœ sens i przes³anie mojej wypowiedzi. Porównania s¹ chybione, ca³kowicie nie przystaj¹ce i nie odzwierciedlaj¹ce tematu. Jak ju¿ wspomnia³em na wszystko jest czas i pora. Ka¿dy etap zwi¹zku ma swoje radoœci, prawa i obowi¹zki. Gdy zaczynamy w tym gmeraÌ i przestawiaÌ wedle w³asnego widzi mi siê [a raczej: jak mi dobrze] to efekty s¹ jakie s¹. Wyœmiewane s¹ pewne porady, a potem odwraca siê kota ogonem i próbuje wybielaÌ. Idziemy na skróty a potem dorabiamy teoriê. Jest bardzo du¿o czasu aby powiedzieÌ: "pomimo, ¿e coœ do Ciebie czujê, pomimo, ¿e chcia³am - to jednak mi nie po drodze z Tob¹ bêdzie". Mo¿na to zrobiÌ z ca³ym szacunkiem dla siebie i innej osoby - ale !!! - trzeba siê i wczeœniej z szacunkiem odnosiÌ - nie brn¹Ì w kolejne etapy gdy nie zakoùczy³o siê pozytywnie jednych. Bierz tyle ile potrafisz oddaÌ, np. nie jesteœ pewien, ¿e chcia³byœ aby ta kobieta by³a matk¹ Twoich dzieci? - nie brnij w pewn¹ intymnoœÌ i sytuacje które mog¹ doprowadziÌ do tego. Nie potrafisz jej tego obiecaÌ? - to nie bierz. Pohamuj swoje zapêdy w imiê uczciwoœci i szacunku do drugiej osoby. Przecie¿ to proste i dla przyzwoitego cz³owieka jak najbardziej akceptowalne. Nikt od nikogo nie wymaga sk³adania deklaracji czy obietnic, nie wymusza ich - natomiast mamy pe³ne prawo oczekiwaÌ, ¿eby sk³adaÌ je odpowiedzialnie i z du¿ym przemyœleniem. Nie chcesz sk³adaÌ? - nie sk³adaj. Z³o¿y³eœ? - dochowaj. Nie dochowa³eœ - nie wciskaj górnolotnych bredni. Proste.
Jestem œwiadomy, ¿e zdarza siê nie dotrzymaÌ obietnic ale wyka¿my wtedy absolutne minimum przyzwoitoœci i nazywajmy rzeczy po imieniu: by³ egoist¹, ok³ama³, oszuka³. Nie chowajmy siê za bezczelne i pod³e* [tak, mocne s³owo, ale sytuacje jest jeszcze "mocniejsza"]: "wiesz, nie bêdziesz ze mn¹ szczêœliwa..." [szkoda, ¿e mówi to po tym jak z ni¹ zamieszka³, czerpa³ z jej intymnoœci i uczuÌ przez d³u¿szy okres czasu, no i dlaczego nie chce daÌ jej tego szczêœcia] czy "muszê daÌ Ci wolnoœÌ, jestem Ci to winien..." [a co stoi na przeszkodzie aby w zwi¹zku cieszy³a siê dobrze pojmowan¹ wolnoœci¹?].
Idê o zak³ad, ¿e szczególnie te osoby które same tak naprawdê mia³y "potkniêcia" w zwi¹zku szczególnie chêtnie i ³atwo chowaj¹ siê za takie obrazy i górnolotne s³ówka "mi³oœÌ siê skoùczy³a", "trzeba iœÌ dalej i rozwijaÌ siê". Jest to udowodnione naukowo i doœwiadczalnie. Szczególnie w przypadku osób kreuj¹cych siê czy maj¹cych wygórowane mniemanie o swojej wspania³oœci i rozwoju. Za nic nie przyznaj¹ siê do w³asnej pora¿ki - zawsze bêd¹ chcieli szukaÌ wykrêtów, nawet tych karko³omnych. I to jest w³aœnie ¿a³osne.
Natomiast zarzucanie mojej postawie oznak egoizmu jest co najmniej niezrozumiaÂłe.
edit: *zmiana skurw...kie na podÂłe
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 15:30:37 wysłane przez arteq »
|
Zapisane
|
|
|
|
janneth
 Skryba, jakich maÂło
Punkty Forum (pf): 23
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 1642
Zobacz profil
Email
|
 |
« Odpowiedz #28 : Marzec 12, 2010, 15:20:08 » |
|
A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.
Ja siĂŞ po prostu nie zgadzam z twojÂą opiniÂą Kiaro. Nie mĂłw wiĂŞc proszĂŞ, Âże ciĂŞ nie zrozumiaÂłam, bo zrozumiaÂłam. I to w moim mniemaniu - bardzo dobrze. Jestem tu na forum juÂż wystarczajÂąco dÂługo, Âżeby poznaĂŚ poglÂądy wielu uÂżytkownikĂłw, w tym takÂże twoje. I doskonale wiem teÂż, Âże zawsze gdy napotykasz na przeszkodĂŞ w postaci "ktoÂś ma inne zdanie od mojego" wmawiasz mu, Âże on jeszcze nie rozumie, Âże na niego jeszcze za wczeÂśnie, Âże nie czas, ale kiedyÂś na pewno otworzy oczy... I gdzie tu to, co mĂłwisz: Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszaja osob posiadajacych odmienne.
W pierwszej kolejnoÂści wymagaj od siebie. PokaÂż innym, Âże moÂżna.
|
|
|
Zapisane
|
The Elum do grieve The oak he do hate The willow do walk if ye travels late.
|
|
|
Thotal
Gość
|
 |
« Odpowiedz #29 : Marzec 12, 2010, 15:36:17 » |
|
Niektórym wydaje siê, ¿e si³¹ swej osobowoœci mog¹ kszta³towaÌ ¿ycie innej istoty, ci¹g³¹ walkê o dominacjê nazywaj¹ "ewoluowaniem" mi³oœci, a tak na prawdê wciskaj¹ swojego partnera w "kozi róg". Wielu wywinie siê od manipulacji, wielu zgodzi siê na ni¹ dla "dobra" ma³¿eùstwa dzieci i opinii publicznej, iloœÌ rozwodów jednak dobitnie œwiadczy, ¿e wolnoœÌ dla cz³owieka jest równie wa¿na co mi³oœÌ. Ludzie rozwodz¹ siê, bo nie wiedz¹ co to jest mi³oœÌ, nie nauczyli siê szacunku, wynosz¹ z domów rodzinnych walkê o dominacjê i strach. Temat rzeka... Pozdrawiam - Thotal 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Gość
|
 |
« Odpowiedz #30 : Marzec 12, 2010, 16:28:41 » |
|
Ateq napisaÂł : Za nic nie przyznajÂą siĂŞ do wÂłasnej poraÂżki - zawsze bĂŞdÂą chcieli szukaĂŚ wykrĂŞtĂłw, nawet tych karkoÂłomnych. I to jest wÂłaÂśnie ÂżaÂłosne.
Ka¿dy patrzy na ¿ycie przez taki filtr, jaki jest mu dostêpny. Pora¿ka .. wykrêty ,.. pod³oœÌ* ( z odnoœnikiem to Twojego wyjaœnienia Arteq ) oszustwo, k³amstwo, haùba, wstyd , wykrêty.., tam bia³e , a tu czarne. Konik, szabelka i naprzód rycerzyki I tak ca³e ¿ycie stawiamy granice, szarpiemy siebie i innych. O pardon - nazywamy rzeczy po imieniu , bo mamy jedynie s³uszn¹ racjê i nigdy siê nie ,mylimy. Po œwiecie chodz¹ anio³y, albo oszuœci i z³odzieje. Tertium non datur. ETAPY !! - jak¿e to proste, jak w grze komputerowej - nie ukoùczy³eœ levela - dalej nie przechodzisz. Gdyby¿ tak w ¿yciu by³o proste wszystko , jak w grze. Tam jest czarny charakter, a tu jest mój bia³y. Podj¹³eœ zobowi¹zanie wiêc przekroczy³eœ level, po którym ju¿ nie ma prawa NIC siê zmieniÌ ? A co jeœli sytuacja nagle siê komplikuje ? W pewnym momencie œwiat dooko³a Ciebie, na tym nowym levelu , nie zachowuje przewiduj¹co. Dochodz¹ wymiary, których wczeœniej tam nie by³o. Zwyk³a przyczyna i skutek ju¿ niczego nie wyjaœniaj¹. Chcia³byœ kogoœ obwiniÌ, nazwaÌ oszustem, ale wiesz, ¿e to nie takie proste. Móg³byœ zwaliÌ wszystko na karb w³asnej winy , ale NIE CZUJESZ SIà WINNY. Stare wzorce usilnie szukaj¹ winnych, dopominaj¹ siê , by wszystko jednoznacznie nazwaÌ , okreœliÌ, a jeœli sam nie wiesz ju¿ o co chodzi , to oddajesz sprawê innym - niech S¥D racje rozstrzygnie. To jest w³aœnie brak odpowiedzialnoœci za swoje czyny , w³asne myœli , za siebie i swoj¹ postawê, kiedy cz³owiek zagubi siê, zapêtli siê w swoim "ja". Piszê o tym , czego sam doœwiadczy³em, o tym jak ja sam siê czu³em, o tym, jak musia³em nauczyÌ siê wyjœÌ ze swojego "ego", aby rozpoznaÌ i przyj¹Ì odpowiedzialnoœÌ. ¯eby by³o jasne Arteq - niczego Ci nie zarzucam. Ty masz swoj¹ perspektywê , swój ogl¹d. Ja swój. Rozumiem ich relatywnoœÌ, bo w obu odnajdujê siebie. Mam nadziejê, ¿e Ty równie¿ dostrzegasz relatywnoœÌ. Egoizm ³atwo siê dostrzega u innych, gdy tymczasem wszyscy go posiadamy. Egoizm jest tym, co nas odró¿nia od siebie na wzajem, chocia¿ mo¿na, przy odrobinie dobrej woli dostrzec, ¿e jest on iluzoryczny. Wystarczy przestaÌ nazywaÌ, wyzywaÌ i obna¿aÌ innych, dlatego ¿e samemu nie chcia³oby siê zostaÌ tak potraktowanym. Staram siê traktowaÌ drugiego cz³owieka jak siebie samego. Jeœli chce odejœÌ - jest wolny. Zaproszê j¹ kiedyœ na pokaz swojego "szyde³kowania"  . Ona/on - To inny ja. "cokolwiek uczyniliœcie braciom moim najmniejszym - mnie ¿eœcie uczynili " Cokolwiek uczynisz komukolwiek - to sobie uczyni³eœ. To siebie nazwa³eœ po imieniu. To siebie oceni³eœ. Walczysz o ka¿dy dzieù - to ze sob¹ walczysz ca³y czas. Cz³owiek zwykle s¹dzi, ¿e tak bardzo kocha , ¿e uuuuch!- bardziej ju¿ nie mo¿na. Przecie¿ tak siê stara. W lot rozpoznajemy wszystkie potencjalne zagro¿enia. A tu na przyk³ad druga "po³ówka" po latach ma³¿eùstwa spotyka mi³oœÌ swojego ¿ycia. Rozumiej¹ siê bez s³ów, kontaktuj¹ po kryjomu, "coœ" miêdzy nimi zaiskrza. Atmosfera robi siê "elektryczna". Co wtedy robisz ? Zwykle ktoœ musi za to "bekn¹Ì" - zwykle ta druga osoba. A mo¿e sam siebie zaczynasz obwiniaÌ ? Nie by³em doœÌ dobry - za s³abo siê stara³em ... Co jeszcze zrobi twoje ego w imiê mi³oœci w³asnej ? Dlaczego nie pozwoliÌ mi³oœci byÌ mi³oœci¹ nawet kosztem siebie samego ? pozdrawiam East "¿a³osny"
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 16:29:33 wysłane przez east »
|
Zapisane
|
|
|
|
Thotal
Gość
|
 |
« Odpowiedz #31 : Marzec 12, 2010, 17:03:23 » |
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Gość
|
 |
« Odpowiedz #32 : Marzec 12, 2010, 19:21:20 » |
|
Ale¿ wielokrotnie twierdzi³em, ¿e w³aœnie ¿ycie cz³owieka to nie gra komputerowa, nie da siê nagle rozpocz¹Ì go od nowa [jak twierdz¹ zwolennicy reinkarnacji]. Tak, uwa¿am, ¿e je¿eli ktoœ do czegoœ po prostu nie dorós³ to nie powinien siê w to pchaÌ - szczególnie je¿eli w ten sposób móg³by poharataÌ inne osoby, np. zostanie ojcem mo¿e byÌ piêkne dla dojrza³ego mê¿czyzny a traum¹ dla nastolatka, dlaczego? Bo po prostu nastolatek nie dorós³, wszed³ w coœ czego konsekwencji nie mo¿e udŸwign¹Ì, ale przecie¿ s³ysza³, ¿e mi³oœÌ jest taka piêkna, bliskoœÌ cudowna... Zmydlono oczy. Zarówno zagro¿enia jak i korzyœci powinniœmy jasno artyku³owaÌ - dla w³asnego i innych dobra.
Nie wiem co bym zrobi³ gdyby okaza³o siê, ¿e ¿ona spotyka "drug¹" po³ówkê. D³ugo upewnialiœmy siê, ¿e to my jesteœmy dla siebie tymi po³ówkami i robiê wiele - i to z nieskrywan¹ radoœci¹ - aby tak by³o. Rozumiemy siê bez s³ów, ³apiemy myœli i odczucia w lot, uwielbiamy ze sob¹ rozmawiaÌ i spêdzaÌ razem czas... i tak od 11 lat ma³¿eùstwa. Jestem œwiadomy nad czym muszê jeszcze popracowaÌ i cieszê siê, ¿e ta praca raczej siê nie skoùczy - uwielbiam przy niej stawaÌ siê coraz lepszym.
Wed³ug mnie iloœÌ rozwodów spowodowana jest w³aœnie bardziej egoistycznym podejœciem ludzi do siebie jak i do ¿ycia. Siêganiem zbyt wczeœnie po pewne rzeczy które z tego powodu siê dewaluuj¹ i ju¿ póŸniej nie ciesz¹ tak jak powinny, powszedniej¹. Zamiast czekaÌ i pielêgnowaÌ ludzie chc¹ mieÌ wszystko ju¿ i teraz. Dooko³a nam wiele przyk³adów dozgonnego ¿ycia ludzi którzy sobie to œlubowali - byli ze sob¹ w radoœciach, k³opotach czy nawet k³ótniach, bo zdawali sobie sprawê z tego co ¿ycie niesie i byli wobec siebie uczciwi. Nie widzia³em aby równie¿ musieli siê ze sob¹ mêczyÌ...
Nie rozumiem Thotal skÂąd u Ciebie taki upĂłr aby sugerowaĂŚ, Âże u mnie w zwiÂązku [lub osĂłb o podobnych poglÂądach] Âżona musi byĂŚ tÂłamszona, manipulowana czy wpĂŞdzana w kozi rĂłg? Czy teÂż jest w rodzinie/zwiÂązku bo dzieci... Z czym masz problem? No wÂłaÂśnie - tyle rozwodĂłw - wÂśrĂłd boskich ludzi, wÂśrĂłd ludzi ktĂłrzy sÂą coraz bardziej uduchowieni... WedÂług mnie bo nasÂłuchali siĂŞ bredni, bo zostali oszukani przez zÂłudne wizje i porady.
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 19:24:11 wysłane przez arteq »
|
Zapisane
|
|
|
|
Inteluminatis
Gość
|
 |
« Odpowiedz #33 : Marzec 12, 2010, 21:21:38 » |
|
Sztuka jest pokazywac wlasne zdanie , nie pomniejszaja osob posiadajacych odmienne. Czy wszyscy juz poznali owa sztuke , czy sa juz artystami w jej wyrazaniu? Kiara  ps. Trzeba stracic wszystko , zeby zrozumiec iz strata , tak naprawde jest zyskiem.A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci. Teraz ju¿ wszyscy rozumiej¹ tok twoich myœli, bo ju¿ ka¿dy wie jaka jesteœ naprawdê, a w rzeczywistoœci mo¿e byÌ tak, ¿e to Janneth ma racjê podobnie jak "bardzo wiele osób czytaj¹cych to forum", a to ty nie rozumiesz ich toku myœli. Istnieje te¿ inna strona Twojego w³asnego odbicia i tego co tworzysz i mo¿liwe, ¿e to on jest rzeczywistym i prawdziwym obrazem Twojej w³asnej ods³ony. Ka¿dy medal ma dwie strony. Jest to podstaw¹ zrozumienia - "jeœli Ty j¹ prawdziwie rozumiesz, to wiesz, ¿e i ona Ciebie rozumie i tylko na takiej zasadzie to polega" i jest to powszechn¹ i uniwersaln¹ regu³¹ jednoœci w "œwiecie ducha" nas wszystkich. *œwiat duchowy - sfera myœli, uczuÌ i emocji, które istniej¹ na "innej" p³aszczyŸnie egzystencji. *innej - tej, która jest w Tobie i Tob¹ sam¹ i to ju¿ pozostawiam wszystkim do przemyœlenia i zrozumienia tego. *To taki mój s³owniczek szkolny Kiaro  Mnie równie¿ to siê tyczy. Dziêkujê œlicznie
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Kiara
Gość
|
 |
« Odpowiedz #34 : Marzec 12, 2010, 21:28:25 » |
|
No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz. Ja dyskutuje o odmiennosci , ktora istnieje i istniec bedzie , gdyz nie jestesmy idetyczni ni zewnetrznie , ni wewnetrznie.A co za tym idzie reprezetujemy inne poziomy ogladu zdarzen , oraz rozwiazywania zagadnien z nasza wiedza. Co dla Ciebie jeszcze jest norma , dla mnie juz ie jest. Tam gdzie jest milosc i wolnosc , istnieje rowniez akceptacja wyborow innych ludzi bez oceniania ich, oceniac mozna sytuacje w kategoriach czy jest moim zdaniem dla mnie dobra , czy mnie buduje , czy pomniejsza? Zatrzymywanie kogos obok siebie , tylko dlatego iz ja go kocham ( a on/ona mnie nie ) , jest czystym egoizmem , wlasna maloscia , oraz ograniczniem komus prawa do wolnosci. Milosc takich rzeczy nie czyni, jezeli kogos kochasz naprawde , to jego wybory , jego szczescie , usmiech , sa rowniez twoim szczesciem i radoscia. Takie decyzje nalezy podejmowac ( zwrot wolnosci komus , wyjscie z kontraktu)z milosci do kochanej osoby , a nie z nienawisci , bo mnie zostawia. Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby. A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego? I w jednym i drugim chciec powinnismy dobra i szczescia osoby , ktora kochamy , czy powinnismy ja nienawidziec za to iz spotkala kogos z kim bedzie jeszcze bardziej szczesliwa? Nienawisc do partnera z powodu rozstania swiadczy o niedojzalosci uczuciowej osoby ktora nienawidzi i zlorzeczy. Taka sytuacja jest tylko lustrem dla naszego mniemania o sobie. Ale , tak naprawde jest to bardzo dluga droga poznawania siebie na tle zdarzen i zrozumienia tego iz prawdziwa milosc nigdy , ale to nigdy nie czyni niczego co moglo by kogos zranic. Kiara 
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 21:30:28 wysłane przez Kiara »
|
Zapisane
|
|
|
|
Inteluminatis
Gość
|
 |
« Odpowiedz #35 : Marzec 12, 2010, 22:04:33 » |
|
No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz. Ja dyskutuje o odmiennosci , ktora istnieje i istniec bedzie , gdyz nie jestesmy idetyczni ni zewnetrznie , ni wewnetrznie.A co za tym idzie reprezetujemy inne poziomy ogladu zdarzen , oraz rozwiazywania zagadnien z nasza wiedza. Co dla Ciebie jeszcze jest norma , dla mnie juz ie jest. Tam gdzie jest milosc i wolnosc , istnieje rowniez akceptacja wyborow innych ludzi bez oceniania ich, oceniac mozna sytuacje w kategoriach czy jest moim zdaniem dla mnie dobra , czy mnie buduje , czy pomniejsza? Zatrzymywanie kogos obok siebie , tylko dlatego iz ja go kocham ( a on/ona mnie nie ) , jest czystym egoizmem , wlasna maloscia , oraz ograniczniem komus prawa do wolnosci. Milosc takich rzeczy nie czyni, jezeli kogos kochasz naprawde , to jego wybory , jego szczescie , usmiech , sa rowniez twoim szczesciem i radoscia. Takie decyzje nalezy podejmowac ( zwrot wolnosci komus , wyjscie z kontraktu)z milosci do kochanej osoby , a nie z nienawisci , bo mnie zostawia. Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby. A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego? I w jednym i drugim chciec powinnismy dobra i szczescia osoby , ktora kochamy , czy powinnismy ja nienawidziec za to iz spotkala kogos z kim bedzie jeszcze bardziej szczesliwa? Nienawisc do partnera z powodu rozstania swiadczy o niedojzalosci uczuciowej osoby ktora nienawidzi i zlorzeczy. Taka sytuacja jest tylko lustrem dla naszego mniemania o sobie. Ale , tak naprawde jest to bardzo dluga droga poznawania siebie na tle zdarzen i zrozumienia tego iz prawdziwa milosc nigdy , ale to nigdy nie czyni niczego co moglo by kogos zranic. Kiara  Czy ta wypowiedÂź jest rĂłwnieÂż czymÂś w stylu - nie rozumiesz mnie?  Rozumiem CiĂŞ  Polega to na tym, Âże jak kaÂżdy uÂżytkownik tego forum, piszesz nam o czymÂś co zawsze wolno Ci tutaj powiedzieĂŚ  W koĂącu masz takie samo prawo do korzystania z niego, jak kaÂżdy inny jego zarejestrowany uÂżytkownik, ktĂłry logujÂąc siĂŞ wpisujÂąc uprzednio swoje dane personalne, klika na dowolny temat w danym dziale i odpowiada na istniejÂący wÂątek, w ktĂłrym poruszona jest rozmowa, na jaki w nim mowa. 
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 22:29:48 wysłane przez Inteluminatis »
|
Zapisane
|
|
|
|
janneth
 Skryba, jakich maÂło
Punkty Forum (pf): 23
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 1642
Zobacz profil
Email
|
 |
« Odpowiedz #36 : Marzec 12, 2010, 22:06:53 » |
|
No coz , jezeli chcesz cokolwiek rozwazac janneth w kategoriach lepsze gorsze to rozwazaj , widac tego potrzebujesz.
Nie robiê drugiemu, co mnie niemi³e. I jeœli wierzysz w karmê, to doskonale zdajesz sobie sprawê, ¿e co zasiejesz to zbierzesz. Temat tego w¹tku nie traktuje o tym, jak siê uporaÌ ze zdrad¹ i daÌ cz³owiekowi odejœÌ. A ty w³aœnie w ten sposób do tego podesz³aœ. Rozumiem wiêc, ¿e jeœli kiedykolwiek (czego ci nie ¿yczê, bo to ból niemi³osierny) twój ukochany postawi ciê przed faktem dokonanym i powie: "Kochanie, mia³em skok w bok", to ty ju¿ nie bêdziesz siê zastanawiaÌ nad tym, czy mu wybaczyÌ i ¿yÌ z nim dalej. Prosto z mostu powiesz, ¿eby sobie poszed³ precz, bo ca³kowicie szanujesz jego woln¹ wolê i wybór jakiego dokona³ zdradzaj¹c ciê z inn¹. Myœlê, ¿e nie o to do koùca chodzi³o autorowi w¹tku. Jest zadane proste pytanie - czy potrafisz przebaczyÌ zdradê? Nie wiem, czy zauwa¿y³aœ co napisa³am, pozwól ¿e te s³owa ponownie zacytujê: Bo jeœli siê kogoœ kocha East, to nie³atwo jest pozwoliÌ mu odejœÌ. I ja ze swojej strony deklarujê, ¿e o mi³oœÌ walczy³abym dopóki czu³abym, ¿e druga osoba mnie kocha.
Czasami (choÌ to chyba jeszcze bardziej bolesne) jest tak, ¿e ukochany mówi, ¿e ciê zdradzi³, bo... ChoÌ to trywialnie zabrzmi - kocha ciê i szanuje. Czuje siê z tym, co zrobi³ Ÿle, ale wie ¿e nie mo¿e cofn¹Ì czasu. Nie ma ju¿ szansy post¹piÌ odwrotnie, choÌby nawet bardzo chcia³. S¹ osoby, które kochaj¹ tak mocno, ¿e wybacz¹ (mo¿e nie zapomn¹, ale wybacz¹) i bêd¹ stawa³y na g³owie, ¿eby ten zwi¹zek, ta mi³oœÌ nad któr¹ oboje przecie¿ pracowali, trwa³a nadal. Ja nie wiem jak bym post¹pi³a i obym nigdy nie musia³a stan¹Ì przed takim wyborem. Ale jestem przekonana, ¿e gdybym mimo wszystkich przeciwnoœci losu i k³ód rzucanych pod nogi, nadal czu³a, ¿e on mnie kocha, to bym zacisnê³a zêby i próbowa³a za³ataÌ t¹ dziurê. I nie jest to ingerencj¹ w woln¹ wolê. Dla ciebie zaœ zdrada jest ju¿ podjêtym wyborem, decyzj¹. Ty wówczas byœ odpowiedzia³a: "szanujê twoj¹ woln¹ wolê i pozwalam ci odejœÌ". Nie rozpatrujesz tego g³êbiej, nie myœlisz ¿e mo¿e byÌ wiele kombinacji takiego wydarzenia. Dla ciebie jest czarno na bia³ym i pos³uguj¹c siê jedn¹ prost¹ jak drut zasad¹, mo¿esz skrzywdziÌ siebie i ukochan¹ osobê. Nie oceniam ciê, choÌbym mog³a i mo¿e nawet chcia³a. Po prostu pokazujê ci, ¿e ludzie s¹ bardzo ró¿ni. Bardziej ni¿ widocznie ci siê wydaje. I ka¿dy ma prawo do w³asnego zdania, do podejmowania w³asnych decyzji. Ty pisz¹c do mnie s³owa: A ze mnie nie rozumiesz janneth , jeszcze nie... , bardzo wiele osob czytajacych to forum nie rozumie toku moich mysli , tak jest w rzeczywistosci.
dajesz mi dobitnie do zrozumienia, Âże to twĂłj poglÂąd jest wÂłaÂściwy, Âże kiedyÂś i ja do niego dorosnĂŞ i bĂŞdziemy wspĂłlnie roztkliwiaĂŚ siĂŞ nad wolnÂą wolÂą naszych ukochanych. MoÂże i masz racjĂŞ. Tylko krowa zdania nie zmienia. Nie wiem, co bĂŞdĂŞ myÂślaÂła za rok czy dwadzieÂścia... Ale wiem na pewno, Âże nigdy nie powiem osobie, ktĂłra siĂŞ ze mnÂą nie zgadza i oÂśmiela mieĂŚ wÂłasne zdanie, Âże jeszcze nie dorosÂła do widzenia Âświara moimi oczyma.
|
|
|
Zapisane
|
The Elum do grieve The oak he do hate The willow do walk if ye travels late.
|
|
|
Inteluminatis
Gość
|
 |
« Odpowiedz #37 : Marzec 12, 2010, 22:23:34 » |
|
No i widzisz Kiara takie Âżycie 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Kiara
Gość
|
 |
« Odpowiedz #38 : Marzec 12, 2010, 22:32:24 » |
|
" MoÂże i masz racjĂŞ. Tylko krowa zdania nie zmienia. Nie wiem, co bĂŞdĂŞ myÂślaÂła za rok czy dwadzieÂścia... Ale wiem na pewno, Âże nigdy nie powiem osobie, ktĂłra siĂŞ ze mnÂą nie zgadza i oÂśmiela mieĂŚ wÂłasne zdanie, Âże jeszcze nie dorosÂła do widzenia Âświara moimi oczyma. "janneth Takie jest Twoje zdanie na ten temat , moje jest inne. Dyskutowalismy w tym temacie rowniez o zgodzie na rozstanie w przyjazni i zrozumieniu woli drugiego czlowieka , gdy uczucia jednej ze stron sie "wypalily". Wybaczenie to jeden aspekt , tej dyskusji a zgoda partnera na rozstanie z milosci do siebie i niego to drugi aspekt. Jeszcze raz , prosze odnosic sie do tresci dyskusji i jej oceniania a nie moich domniemanych decyzji w takich sytuacjach. Kiara 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Inteluminatis
Gość
|
 |
« Odpowiedz #39 : Marzec 12, 2010, 22:37:11 » |
|
No i widzisz Janneth takie Âżycie 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Gość
|
 |
« Odpowiedz #40 : Marzec 12, 2010, 22:49:20 » |
|
Przeciez matka nie ogranicza wolnosci dorastajacego dziecka , przeciez pomimo iz znajduje inna ukochana osobe , ona je kocha i obdarowywuje wszystkim co najlepsze.Zazwyczaj nie nienawidzi za to dziecko ze dorasta i uklada sobie samodzielne zycie z kims innym. Milosc to milosc , w niej jest radosc ze szczescia ukochanej osoby. A czym roznia sie relacje na poziomie uczuc , mata dziecko , od partnerskiego? Przecieram oczy ze zdumienia bo nie wierzê. Jak mo¿na porównywaÌ i stawiaÌ znak równoœci pomiêdzy odejœciem dziecka z domu [no do kogo? - w³aœnie, do mê¿a, ¿ony] do porzucenia tej¿e ¿ony czy mê¿a? Przecie¿ po to staramy siê wychowywaÌ tak dzieci aby by³y w ¿yciu dobre i szczêœliwe, aby mog³y za³o¿yÌ, a nie rozbiÌ rodzinê. Porównanie jest absurdalne. Czy matka wychowuje dziecko "dla siebie"? Nie. Czy wchodz¹c w zwi¹zek pielêgnujesz go dla ukochanej osoby i siebie? Tak. Jest ponadto napisane: "dlatego to mê¿czyzna opuszcza ojca swego i matkê swoj¹ i ³¹czy siê ze sw¹ ¿on¹ tak œciœle, ¿e staj¹ siê jednym cia³em", pró¿no szukaÌ zapisów, ¿e "rozerwie to jedno cia³o aby byÌ z innym"...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Leszek
Gość
|
 |
« Odpowiedz #41 : Marzec 12, 2010, 23:45:48 » |
|
No i widzisz Janneth takie Âżycie  Nie Itel... Âżycie jest dokÂładnie odwrotne... Tylko niektĂłrzy po prostu je wykoÂślawiajÂą...
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 12, 2010, 23:51:16 wysłane przez Leszek »
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Gość
|
 |
« Odpowiedz #42 : Marzec 13, 2010, 01:15:31 » |
|
Arteq napisa³ No w³aœnie - tyle rozwodów - wœród boskich ludzi, wœród ludzi którzy s¹ coraz bardziej uduchowieni... Wed³ug mnie bo nas³uchali siê bredni, bo zostali oszukani przez z³udne wizje i porady. Rozwód wcale nie oznacza jakiejœ tragedii. Nie oznacza, ¿e ktoœ zosta³ oszukany przez jakieœ wizje czy porady. Wizje czy porady maj¹ tu najmniej do uczynienia. Takie sprawy s¹ zawsze bardzo konkretnie osadzone w indywidualnej sytuacji ¿yciowej i w konkretnych powodach. Poczucie "uduchowienia" mo¿e Ci jedynie pomóc przez to przejœÌ bez tragedii , strachu czy te¿ nienawiœci. Wydaje siê, ¿e jedyne, czego mo¿esz byÌ w miarê pewien to swoje w³asne s³owa i odpowiedzialnoœÌ, która za nimi stoi. Wypowiadaj¹c zdanie ""szanujê twoj¹ woln¹ wolê i pozwalam ci odejœÌ"- jeœli zechcesz, bym doda³. Nie oznacza to od razu podjêcia wyboru. To jest okreœlenie swojego stanowiska, tego z czym siê liczysz , ale równie wa¿ne jest to, czego chce Partner. Bo mo¿e wcale nie chce odejœÌ. Wszystko da siê jakoœ posk³adaÌ, jeœli taka jest wola obojga sk³aniaj¹ca ich ku byciu razem. Lecz jeœli jej nie ma u jednej z osób, to na nic lament i bicie piany, czy powo³ywanie siê na Umowê sprzed iluœ tam lat. Na nic roztrz¹sanie s³ów i dzieleniem ich na czworo . Problem rozwodów wœród ludzi, którzy czuj¹ siê uduchowieni mo¿e polegaÌ na tym, ¿e oni nie walcz¹ o swoje , bo ... nic do nich nie nale¿y. Mi³oœci¹ obdarowujesz dlatego, ¿e kochasz. Tu nie ma warunku oczekiwania w zamian , bo to nie jest handel wymienny. Moim zdaniem wa¿ne jest wyra¿enie przebaczenia zdrady czy niewiernoœci, przy takich okazjach dlatego, ¿e wtedy dokonuje siê uwolnienie siebie i partnera od przyczyny konfliktu. Para mo¿e wtedy zbudowaÌ swoje ¿ycie na nowo, ka¿de z osobna, albo nawet znowu razem. W tym drugim przypadku, uwa¿am, musia³oby to byÌ przebaczenie do koùca prawdziwe przez co rozumiem nie rozdrapywanie przy ka¿dej k³ótni zadawnionych ran.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Kiara
Gość
|
 |
« Odpowiedz #43 : Marzec 13, 2010, 01:36:25 » |
|
Zycie ludzi jest takie i tylko takie jakim systemem wartosci czlowiek je zbuduja. Zycie nie jest zbudowane z superlatyw wlasnych a bledow cudzych , wrecz odwrotnie. Z bledow wlasnych a superlatyw cudzych. Sztuka jest tylko ta kolejnosc zauwazyc. Kiara 
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 01:37:38 wysłane przez Kiara »
|
Zapisane
|
|
|
|
ptak
Gość
|
 |
« Odpowiedz #44 : Marzec 13, 2010, 02:19:25 » |
|
Nie Itel... Âżycie jest dokÂładnie odwrotne... Tylko niektĂłrzy po prostu je wykoÂślawiajÂą...
JeÂśli o Âżyciu juÂż mowa, to przejawia siĂŞ ono w kaÂżdym moÂżliwym wariancie. I to my je tworzymy zgodnie z wÂłasnymi wyborami, zgodnie z tym, co nam w duszy gra. PodstawÂą wchodzenia z kimÂś w zwiÂązek jest na ogó³ obopĂłlna miÂłoœÌ. To ona stanowi o wyjÂątkowoÂści zwiÂązku, jest jego fundamentem i fenomenem. Gdy miÂłoœÌ wygasa, zwiÂązek traci swojÂą wyjÂątkowoœÌ, staje siĂŞ ukÂładem. MoÂżna nastĂŞpnie ukÂład modyfikowaĂŚ wg wÂłasnych lub wspĂłlnych potrzeb, moÂżna poÂświĂŞciĂŚ siĂŞ dla drugiej osoby, rodziny. BĂŞdzie to rezygnacjÂą z wyjÂątkowoÂści dalszego przeÂżywania Âżycia we dwoje. RezygnacjÂą rĂłwnieÂż w jakiejÂś czĂŞÂści z siebie samego. Nie dajemy juÂż tego, co najcenniejsze… TĂŞsknota jednak do wyjÂątkowoÂści przeÂżywania pozostaje. Nie da siĂŞ siebie oszukaĂŚ. Czy sÂłuszna jest rezygnacja z siebie dla zaspokojenia „potrzeb” partnera? Czy wÂłaÂściwe jest opuszczenie partnera wbrew wczeÂśniejszym obietnicom? Czy uzasadnione jest trwanie w martwym uczuciowo zwiÂązku? KaÂżdy wybierze wg wÂłasnej skali wartoÂści. I kaÂżdy zapÂłaci cenĂŞ za niewÂłaÂściwy wybĂłr. ChoĂŚ tak naprawdĂŞ, kaÂżdy wybĂłr bĂŞdzie wÂłaÂściwy, bo wynikajÂący z wÂłasnych na dany czas moÂżliwoÂści i dajÂący szansĂŞ na g³êbsze zrozumienie siebie. ZaÂś bolesnoœÌ doÂświadczenia ÂświadczyĂŚ bĂŞdzie o pozostawaniu z sobÂą samym w dysharmonii…
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 11:37:23 wysłane przez ptak »
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Gość
|
 |
« Odpowiedz #45 : Marzec 13, 2010, 10:56:57 » |
|
Rozwód wcale nie oznacza jakiejœ tragedii. Nie oznacza, ¿e ktoœ zosta³ oszukany przez jakieœ wizje czy porady. Wizje czy porady maj¹ tu najmniej do uczynienia. Zaskakujecie mnie coraz bardziej? Jak to rozwód nie jest tragedi¹? Czyli co? Mamy to rozpatrywaÌ w kategoriach rozlanego mleka? To teraz naprawdê mnie nie dziwi sk¹d tyle rozwodów - je¿eli takie pogl¹dy reprezentuj¹ rozwodz¹cy siê. Otó¿ zawsze rozwód jest tragedi¹, zawsze czyjeœ uczucia na tym cierpi¹, zawsze oznacza to czyjœ smutek i ³zy, cierpienie - no ale jak rozumiem to te¿ nie jest ¿adn¹ tragedi¹... DZieci te¿ zapewnie s¹ zadowolone gdy rodzice siê rozstaj¹, wszak rozwód to ¿adna tragedia... Litoœci. Nie znam ¿adnej szczêœliwej pary która rozwodz¹c siêby³aby zadowolona i szczeœliwa - Ty znasz? Bo je¿eli nie to wypisujesz brednie. Wypowiadaj¹c zdanie ""szanujê twoj¹ woln¹ wolê i pozwalam ci odejœÌ"- jeœli zechcesz, bym doda³. Powiedz to dzisiaj swojej ¿onie [je¿eli takow¹ masz] i zaczekaj i obserwuj jej reakcjê. Czy - z drugiej strony - ona powiedzia³aby Ci "odchodzê, znalaz³am szczêœcie" to równie¿ nie odczuwa³byœ tego jako tragediê? Powiedzia³byœ jedynie "OK, Twój wybór"? W takim razie dlaczego tak cierpia³eœ po opisanym wczeœniej przez Ciebie m³odzieùczym zawodzie mi³osnym, skoro to ¿adna tragedia? A jak rozumiem nie by³a to Twoja ¿ona, nie mieliœcie dzieci... Oba stanowiska wzajemnie siê wykluczaj¹. Lecz jeœli jej nie ma u jednej z osób, to na nic lament i bicie piany, czy powo³ywanie siê na Umowê sprzed iluœ tam lat. Na nic roztrz¹sanie s³ów i dzieleniem ich na czworo. Zobacz jak niby sprytnie chcesz zdewaluowaÌ, pomniejszyÌ znaczenie przysiêgi ma³¿eùskiej i dnia który wiele osób okreœla jako najwa¿niejszy dzieù w ¿yciu - u¿ywasz okreœlenia "umowa", stawiasz na jednej pó³ce z umow¹ o kupno telewizora na raty czy wywóz œmieci... Otó¿ ja nie opieram swojego ma³¿eùstwa na tego typu "umowie". Opieram je na z³o¿onej przysiêdze która by³a jasnym i publicznym potwierdzeniem tego wszystkiego co wczeœniej mówi³em ¿onie [wczeœniej dziewczynie, nieco póŸniej narzeczonej]. Tê przysiêgê - tylko w mniej uroczystej formie sk³adam i potwierdzam ka¿dego dnia - przynajmniej tak siê staram. I jeszcze ma³a uwaga: widzê, ¿e na liniê argumentacji przyjêliœcie "czy da siê kogoœ zatrzymaÌ na si³ê" i to staracie siê udowodniÌ - dla mnie nie musicie, bo potwierdzê, ¿e na si³ê nie mo¿na nikogo zatrzymaÌ. Natomiast w¹tek œciœlej dotyczy zagadnienia zdrady - czyli niedotrzymania s³ów i obietnic. I co reprezentuj¹ sob¹ osoby które przed tym uciekaj¹ b¹dŸ tego nie dochowa³y, jak pewne zachowania nale¿y po prostu okreœliÌ, bez uciekania siê w piêkne s³ówka. A to, ¿e ktoœ okaza³ siê k³amc¹ [niedotrzymanie danego s³owa to k³amstwo i nie podlega to ¿adnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, ¿e druga osoba z tego zwi¹zku te¿ jest nieuczciw¹.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
wiki
Gość
|
 |
« Odpowiedz #46 : Marzec 13, 2010, 12:00:07 » |
|
Zaskakujecie mnie coraz bardziej? Jak to rozwód nie jest tragedią? Czyli co? Mamy to rozpatrywać w kategoriach rozlanego mleka? To teraz naprawdę mnie nie dziwi skąd tyle rozwodów - jeżeli takie poglądy reprezentują rozwodzący się. Otóż zawsze rozwód jest tragedią, zawsze czyjeś uczucia na tym cierpią, zawsze oznacza to czyjś smutek i łzy, cierpienie - no ale jak rozumiem to też nie jest żadną tragedią... DZieci też zapewnie są zadowolone gdy rodzice się rozstają, wszak rozwód to żadna tragedia... Litości. Nie znam żadnej szczęśliwej pary która rozwodząc siębyłaby zadowolona i szcześliwa - Ty znasz? Bo jeżeli nie to wypisujesz brednie. Powiedz to jej....... 10-letnia dziewczynka uciekła od męża. Najmłodsza rozwódka świata. Co powiecie na widok młodej rozwódki, która z zachwytem opowiada, że cały dzień spędziła rzucając w innych śnieżnymi kulkami? Dziwne hobby jak na stateczną eks-mężatkę? Niekoniecznie. Pochodząca z Jemenu Nujood Ali ma bowiem dopiero 10 lat i jest najmłodszą rozwódką na świec Jemenu Nujood Ali 10 lat i jest najmłodszą rozwódką na świecie fot. AP / Jason DeCrow Została, z woli swojego ojca, poślubiona trzykrotnie starszemu mężczyźnie, pierwszy raz ujrzanemu w dniu ślubu. Noc poślubna minęła bez sensacji: panna młoda spędziła ją w towarzystwie rodziców i piętnaściorga rodzeństwa. Niestety, małżeństwo nie było sielanką. Nujood padała ofiarą gwałtów i rękoczynów, postanowiła więc zakończyć związek. Uciekinierka samodzielnie pojechała do stolicy kraju, gdzie pojawiła się na sali sądowej i usiadła cichutko w kącie. Dopiero gdy budynek opustoszał w czasie przerwy na lunch, zauważył ją sędzia. Zapytana, po co przyszła, odparła "chcę się rozwieść". Mężczyzna zabrał ją do swojego domu i zachęcił, by pobawiła się z jego 8-letnią córką. Następnego dnia powódka dostała rozwód. Historia nie zakończyła się w tym azjatyckim państwie. Dziewczynka stała się gwiazdą wielu artykułów, a "Glamour" przyznał jej tytuł kobiety roku. Wystawna ceremonia ozbyła się na Manhattanie, a gośćmi były między innymi Hillary Clinton i Condoleezza Rice. uh Time źródło: dziennik.pl http://nedds.pl/topic/162855-10-letnia-dziewczynka-uciekla-od-meza/i jej też...... http://www.efakt.pl/Uciekla-od-meza-tyrana,artykuly,48658,1.htmlLudzie czy nie widzicie, że punk widzenia zależy od punktu siedzenia, błagam nie generalizujecie tak jak to robi na swoim przykładzie Arteq, cieszę się, że jesteś wspaniałym mężem i przykładem w swojej okolicy, ale nie wszyscy są tak doskonali jak Ty. Nie wszyscy tak dojrzale wchodzili w związki, nie wszyscy tak nieomylni, że pierwsze zauroczenie pomylili z miłością, niestety ja jestem omylna i nie raz sie oparzyłam, żałuję że nie jestem tak dojrzała i tak doskonała, ale jestem człowiekiem, który przynajmniej w stosunku do siebie jest uczciwy...... Jestem po rozwodzie wiem, że to jest najlepsza rzecz jaka mi się trafiła w życiu, moje dziecko jest wreszcie szczęśliwe, znalazłam miłość mojego życia, a tak tkwiłabym w zakłamanym układzie dziś, ale okolica by mówiła, że dobrze żyjemy bo się nie rozstajemy, ale czy na pewno? czy ktoś z boku wie wszystko co się dzieje u kogoś w domu? Czy wystarczy być co niedziela w kościele z mężem pod pachą, aby sąsiedzi myśleli, że jesteśmy wspaniałą rodziną? Pozdrawiam  To, że coś komuś nie mieści się w głowie nie znaczy, że tak być nie może............... edit " Głoś chwałę tego, czym jesteś dziś, lecz nie potępiaj tego, czym byłeś wczoraj ani nie przekreślaj tego, czym możesz stać się jutro. Zrozum, że gdy mówisz, że coś jest “słuszne", a co innego “naganne", coś jest “w porządku", a co innego “nie w porządku", dajesz tylko wyraz swym najnowszym preferencjom i wyobrażeniom. "
|
|
« Ostatnia zmiana: Marzec 13, 2010, 13:00:11 wysłane przez wiki »
|
Zapisane
|
|
|
|
east
Gość
|
 |
« Odpowiedz #47 : Marzec 13, 2010, 12:05:55 » |
|
Arteq ma³o jeszcze wiesz o œwiecie , skoro piszesz takie rzeczy : Otó¿ zawsze rozwód jest tragedi¹, zawsze czyjeœ uczucia na tym cierpi¹, zawsze oznacza to czyjœ smutek i ³zy, cierpienie - no ale jak rozumiem to te¿ nie jest ¿adn¹ tragedi¹... DZieci te¿ zapewnie s¹ zadowolone gdy rodzice siê rozstaj¹, wszak rozwód to ¿adna tragedia... Litoœci. Nie znam ¿adnej szczêœliwej pary która rozwodz¹c siêby³aby zadowolona i szczeœliwa - Ty znasz? Bo je¿eli nie to wypisujesz brednie. Znam tak¹ parê. To ja i moja by³a ¿ona. Nikt nie cierpia³, nie la³y siê ³zy, a mój syn jest zadowolony, ¿e oboje rodzice go kochaj¹, chocia¿ tata mieszka osobno. Ma teraz dwa domy i jeszcze du¿o wiêcej , czego wczeœniej nie doœwiadcza³ ( i nie chodzi o sprawy materialne ). Brednie to s¹ ciasne przekonania ,¿e ludzie musz¹ cierpieÌ , jak siê rozstaj¹. Jeœli Ciê to Arteq zaskakuje to có¿ - cz³owiek ca³e ¿ycie siê uczy .. W takim razie dlaczego tak cierpia³eœ po opisanym wczeœniej przez Ciebie m³odzieùczym zawodzie mi³osnym, skoro to ¿adna tragedia? A w³aœnie i tu dochodzimy do sedna. Cierpienie zwi¹zane jest œciœle z ego, z przywi¹zaniem , z uto¿samianiem siê , zaw³aszczaniem mi³oœci. M³odzieniec, którym by³em uwa¿a³ , ¿e jEGO mi³oœÌ zosta³a zdradzona, ¿e jEGO œwiat run¹³ w gruzy. Z perspektywy lat uœmiecham siê na tamto wspomnienie. Tak, cierpia³a ca³a moja konstrukcja psychiczna, któr¹ sobie wybudowa³em w oparciu o DRUGIEGO CZ£OWIEKA. Kiedy tego filaru zabrak³o, to ca³a reszta mnie odczu³a bolesne t¹pniêcie - by³em przygnieciony ciê¿arem w³asnych zawiedzionych oczekiwaù. Po takich pora¿kach cz³owiek siê hartuje, uczy siê siebie, buduje silniejsz¹ osobowoœÌ ( to jest zreszt¹ sens ka¿dej choroby ). Kiedy nastêpnym razem zaufa³em drugiej osobie to z pe³n¹ œwiadomoœci¹ ju¿ raz prze¿ytego bólu. Wiem ju¿ jak boli koniec. To jest jak ma³a œmierÌ. Lecz kiedy raz przejdziesz przez "ma³¹ œmierÌ" to tym bardziej doceniasz czas wspó³dzielenia i wspó³tworzenia i ka¿d¹ jedn¹ prze¿yt¹ chwilê. ŒwiadomoœÌ poradzenia sobie z utrat¹ wszystkiego, co wydawa³o siê wa¿ne mo¿e na zawsze uwolniÌ od strachu przed kolejn¹ dekonstrukcj¹ - bo po niej równie¿ rozkwita ¿ycie ( nieprzypadkowo najbujniejsze ¿ycie odradza siê z popio³ów po po¿odze ). Tak siê sta³o w moim przypadku. Bardzo pomog³a mi w tym œwiadomoœÌ, ¿e wszyscy jesteœmy jednym Ÿród³em. Wierzê w prawdziwoœÌ zdania "kto sieje wiatr, ten zbiera burzê ". I co reprezentuj¹ sob¹ osoby które przed tym uciekaj¹ b¹dŸ tego nie dochowa³y, jak pewne zachowania nale¿y po prostu okreœliÌ, bez uciekania siê w piêkne s³ówka. A to, ¿e ktoœ okaza³ siê k³amc¹ [niedotrzymanie danego s³owa to k³amstwo i nie podlega to ¿adnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, ¿e druga osoba z tego zwi¹zku te¿ jest nieuczciw¹. "Kto nie jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem " - chcia³oby siê napisaÌ w odpowiedzi na powy¿sze. Uwa¿am, ¿e ca³y œwiat, wszystko , co mnie otacza nie dzieje siê bez przypadku. To dzieje siê równie¿ z mojego powodu. Wszystko jest wa¿ne i wszystko ewoluuje, zmienia siê, ¿ycie nie stoi w miejscu. Cz³owiek przysiêga niezmiennie kochaÌ na zawsze, ale kiedy to mówi to ju¿ k³amie bo nie wie jak ¿ycie i druga osoba mog¹ zmieniÌ siê w przysz³oœci i czy on sam siê nie zmieni. Wszystko , co mo¿na zrobiÌ, uwa¿am, to tak jak piszesz Arteq - potwierdzaÌ swoj¹ mi³oœÌ ka¿dego dnia. Nie jutro , czy pojutrze, ale tu i teraz. Fajnie , jeœli druga osoba to równie¿ czuje i w ten sam sposób siê odwzajemnia Tobie, ale wiesz - ja bym nie budowa³ na tym zamku. Nawet ludzie , którzy deklaruj¹ mi³oœÌ do Boga potrafi¹ trzy razy siê Go zaprzeÌ nim zapieje kur .Czy nale¿y ich nazywaÌ k³amcami, bo nie dochowali swoich obietnic ? Jeœli tak, to widaÌ , ¿e nawet k³amcy mog¹ staÌ siê œwiêtymi .
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
ptak
Gość
|
 |
« Odpowiedz #48 : Marzec 13, 2010, 13:15:27 » |
|
I jeszcze maÂła uwaga: widzĂŞ, Âże na liniĂŞ argumentacji przyjĂŞliÂście "czy da siĂŞ kogoÂś zatrzymaĂŚ na si³ê" i to staracie siĂŞ udowodniĂŚ - dla mnie nie musicie, bo potwierdzĂŞ, Âże na si³ê nie moÂżna nikogo zatrzymaĂŚ. Natomiast wÂątek ÂściÂślej dotyczy zagadnienia zdrady - czyli niedotrzymania s³ów i obietnic. I co reprezentujÂą sobÂą osoby ktĂłre przed tym uciekajÂą bÂądÂź tego nie dochowaÂły, jak pewne zachowania naleÂży po prostu okreÂśliĂŚ, bez uciekania siĂŞ w piĂŞkne s³ówka. A to, Âże ktoÂś okazaÂł siĂŞ kÂłamcÂą [niedotrzymanie danego sÂłowa to kÂłamstwo i nie podlega to Âżadnej dyskusji] i ucieka ze zwiazku, nie oznacza, Âże druga osoba z tego zwiÂązku teÂż jest nieuczciwÂą. A czym jest zdrada? PrzysiĂŞgajÂąc podczas Âślubu, oddajemy niejako siebie caÂłego, z ca³¹ sferÂą uczuciowÂą, mentalnÂą i fizycznÂą drugiej osobie i to na caÂłe Âżycie. NakÂładamy na siebie obowiÂązek kochania, myÂślenia i wspó³¿ycia tylko z tÂą, wybranÂą osobÂą. I OK. Na ten czas tak czuliÂśmy i myÂśleliÂśmy. TakÂą mieliÂśmy wolĂŞ a ta wynikaÂła z tego kim wĂłwczas byliÂśmy i kim byÂł partner. ÂŻycie jednak, to ciÂągÂła ewolucja, zmiany w myÂśleniu, ktĂłre wymuszajÂą zmiany w uczuciach. Inne wartoÂści juÂż nas zachwycajÂą, innymi Âżyjemy. JeÂżeli nastĂŞpuje zbyt duÂży rozdÂźwiĂŞk miĂŞdzy partnerami, czy moÂżliwe jest harmonijne wspó³brzmienie? Czy powiĂŞkszajÂący siĂŞ dysonans nie brzmi faÂłszywÂą nutÂą? Nie ma juÂż zestrojenia, sÂłychaĂŚ kakofoniĂŞ… a ta rani nie tylko zmysÂły… Czy w takiej sytuacji wÂłaÂściwym jest do koĂąca Âżycia brzmieĂŚ faÂłszywie? Tylko dlatego, Âże kiedyÂś w innych okolicznoÂściach, bĂŞdÂąc innym czÂłowiekiem i majÂąc do czynienia z innÂą osobÂą zÂłoÂżyÂło siĂŞ przysiĂŞgĂŞ? Czy jej dochowanie nie jest zdradÂą siebie samego i tego, do czego doszliÂśmy i czym siĂŞ staliÂśmy? OczywiÂście, Âże odejÂście bĂŞdzie bolaÂło. Ale, czy wspĂłlne, nieharmonijne Âżycie nie boli bardziej? Zdrada siebie samego niesie najbardziej traumatyczne przeÂżycia, ciÂągÂły stres, rozbija nas od wewnÂątrz. Czy takÂą cenĂŞ trzeba pÂłaciĂŚ, by dochowaĂŚ przysiĂŞgi?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
arteq
Gość
|
 |
« Odpowiedz #49 : Marzec 13, 2010, 13:20:36 » |
|
10-letnia dziewczynka uciek³a od mê¿a. Najm³odsza rozwódka œwiata. Co powiecie na widok m³odej rozwódki, która z zachwytem opowiada, ¿e ca³y dzieù spêdzi³a rzucaj¹c w innych œnie¿nymi kulkami? Dziwne hobby jak na stateczn¹ eks-mê¿atkê? Niekoniecznie. Pochodz¹ca z Jemenu Nujood Ali ma bowiem dopiero 10 lat i jest najm³odsz¹ rozwódk¹ na œwiecie Wiki, to tylko potwierdza to o czym mówiê - na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce, szczególnie w zwi¹zku. Jak myœlisz, czy ta dziewczynka sama wybra³a sobie mê¿a? Sama zadecydowa³a, ¿e chce wyjœÌ za m¹¿? Oczywiœcie, ¿e nie - a przyk³ad który poda³aœ jest patologi¹, straszliw¹ patologi¹. Decyzjê podjêto ZA t¹ nieszczêœliw¹ dziewczynkê - "Zosta³a, z woli swojego ojca, poœlubiona trzykrotnie starszemu mê¿czyŸnie, pierwszy raz ujrzanemu w dniu œlubu" Taki œlub, czy przysiêga jest po prostu niewa¿na, bo niesamodzielna i wymuszona. Nie wiem jak ten przyk³ad mia³by obalaÌ moje argumenty, sk¹d taki pomys³? Sarkazm Wiki tak¿e jest niepotrzebny, choÌ rozumiem, ¿e jest spowodowany pewnym rozgoryczeniem oraz tym, ¿e uwa¿asz, ¿e nie znam Twojej sytuacji a moje s³owa Ciê krzywdz¹ - nie jestem i nie uwa¿am siê za jakiœ wzór, jestem œwiadom w³asnych u³omnoœci i nie zaprzeczam ich. Natomiast staram siê, po prostu staram siê i nie pob³a¿am sobie, nie wybielam siê i nie uciekam za nadmuchiwane s³ówka. Oczywiœcie, ¿e s¹ sytuacje z których nie jestem dumny i siê ich wstydzê, ciê¿ko mi siê do nich przyznaÌ - ale muszê siê uczciwie do nich przyznaÌ. To przecie¿ ja twierdzê - wbrew licznym g³osom na tym forum - ¿e cz³owiek jest u³omny, wiêc i ja tak¿e. Apelujê aby temu po prostu w ramach uczciwoœci nie zaprzeczaÌ. Chodzi mi aby tê œwiadomoœÌ wykorzystywaÌ pozytywnie - w celu doskonalenia siê. W ¿yciu kierujê siê pewnymi zasadami, które przynosz¹ pozytywne efekty i szczêœcie. Przedstawiam je, a nie generalizujê. Wielokrotnie te zasady by³y wyœmiewane na tym forum. Widzisz Wiki - podejrzewam na granicy z pewnoœci¹ - ¿e móg³bym wykazaÌ, ¿e wiele z wytycznych którymi siê kierujê zosta³o przez Ciebie naruszonych, móg³bym spróbowaÌ wykazaÌ, ¿e to przyczyni³o siê do sytuacji z której chcia³aœ siê wyrwaÌ... Jednak niestosownym by³oby publicznie wchodziÌ w szczegó³y Twojego ¿ycia. Rozwód nie bierze siê z nik¹d, nadal uparcie bêdê twierdzi³, ¿e jest jest tragedi¹ b¹dŸ wynikiem tragedii. Dla jasnoœci - powtórzê jeszcze raz: doskonale zdajê sobie sprawê, ¿e s¹ sytuacje w których jedna ze stron okazuje siê potworem czy te¿ to ona ucieka od danego s³owa. Zdajê sobie sprawê z ró¿nych okolicznoœci i gradacji "niedotrzymania" obietnicy. Znam tak¹ parê. To ja i moja by³a ¿ona. Nikt nie cierpia³, nie la³y siê ³zy, a mój syn jest zadowolony, ¿e oboje rodzice go kochaj¹, chocia¿ tata mieszka osobno. Ma teraz dwa domy i jeszcze du¿o wiêcej , czego wczeœniej nie doœwiadcza³ ( i nie chodzi o sprawy materialne ). Brednie to s¹ ciasne przekonania ,¿e ludzie musz¹ cierpieÌ , jak siê rozstaj¹. Jeœli Ciê to Arteq zaskakuje to có¿ - cz³owiek ca³e ¿ycie siê uczy ... Twoje t³umaczenia mnie nie zaskakuj¹, ich treœÌ - owszem. Czy chcesz powiedzieÌ, ¿e siê oboje cieszyliœcie z rozwodu? ¯e dziecko cieszy³o siê, ¿e rodzice siê rozstaj¹? ¯e nie bêdzie mia³o obojga rodziców przy sobie? S³yszysz sam siebie? Dlaczego nagle teraz ma wiêcej? Dlaczego nie mia³o mieÌ tego wszystkiego w ¿yj¹cej razem rodzinie? Czy to "wiêcej" to jednak nie podœwiadoma próba rekompensaty za - co by tu nie mówiÌ - wyrz¹dzon¹ mu krzywdê? Czy w tym "wiêcej" nie ma równie¿ udzia³u w³aœnie sumienie które siê gdzieœ tam odzywa? ¯aden zdrowy i odczuwaj¹cy cz³owiek nie czerpie radoœci z rozstania siê z osob¹ która by³a mu bliska. Oczywiœcie mogê zaraz us³yszeÌ - "nie Ty by³eœ w mojej sytuacji, wiêc nie wiesz co czu³em"... Nie zmienia to jednak pewnych faktów. Z perspektywy czasu pewne rzeczy wygl¹daj¹ inaczej, o pewnych okolicznoœciach i odczuciach zwi¹zanych z dan¹ sytuacj¹ zapominamy lub bledn¹, nie s¹ ju¿ takie tragiczne. Znam - moja niedaleka s¹siadka - dziewczynê która po sprawie rozwodowej posz³a z by³ym mê¿em, siostr¹, znajomymi na... pizzê i piwo, grobowej atmosfery tam nie by³o. Oczywiœcie ktoœ z boku powie to co Ty East - "zobaczcie, ¿adna tragedia, rozstaj¹ siê bez k³ótni, jakby w "przyjaŸni"... natomiast wiem jaka tragediê prze¿y³a, ile ³ez wyp³aka³a. Teraz ma drug¹ rodzinê, te¿ stara siê bagatelizowaÌ tamt¹ sytuacjê, rozstanie, rozwód... Czasami jednak tamte prze¿ycia wracaj¹, pomimo, ¿e bardzo g³êboko schowane... Je¿eli na kimœ taka sytuacja nie generuje pewnej traumy to jest wyprany z pewnych uczuÌ. Ale sam je zag³usza - powodów jest wiele, niektóre z nich opisujê tutaj. Nie jutro , czy pojutrze, ale tu i teraz. Fajnie , jeœli druga osoba to równie¿ czuje i w ten sam sposób siê odwzajemnia Tobie, ale wiesz - ja bym nie budowa³ na tym zamku. East, to na czym Ty budujesz? Skoro nie na sercu i rozumie? Skoro nie na mi³oœci i pracy w³o¿onej w zwi¹zek? Na czym zbudowa³eœ "poprzedni" zamek? Nawet ludzie , którzy deklaruj¹ mi³oœÌ do Boga potrafi¹ trzy razy siê Go zaprzeÌ nim zapieje kur .Czy nale¿y ich nazywaÌ k³amcami, bo nie dochowali swoich obietnic ? Jeœli tak, to widaÌ , ¿e nawet k³amcy mog¹ staÌ siê œwiêtymi . Nale¿y nazwaÌ uczciwe ka¿de z zachowaù. Kiedy Piotr sk³ama³ to sk³ama³ - i nie ma co dorabiaÌ dziwnych teorii do tamtej konkretnej sytuacji, owszem mo¿emy rozpatrywaÌ pewne okolicznoœci ³agodz¹ce, ale nie zmienia to faktu wyparcia siê Jezusa. Zauwa¿, ¿e Piotr jako wzór nie jest równie¿ stawiany w oparciu o tamt¹ sytuacjê lecz inne czyny których dokona³ - to one s¹ wskazywane jako w³aœciwe.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|