Niezale¿ne Forum Projektu Cheops Niezale¿ne Forum Projektu Cheops
Aktualno¶ci:
 
*
Witamy, Go¶æ. Zaloguj siê lub zarejestruj. Grudzieñ 22, 2024, 14:23:45


Zaloguj siê podaj±c nazwê u¿ytkownika, has³o i d³ugo¶æ sesji


Strony: 1 2 [3] |   Do do³u
  Drukuj  
Autor W±tek: Zdrada, niewiernosc- czy potrafisz przebaczyc.  (Przeczytany 24255 razy)
0 u¿ytkowników i 2 Go¶ci przegl±da ten w±tek.
wiki
Go¶æ
« Odpowiedz #50 : Marzec 13, 2010, 13:43:16 »

Cytuj
Sarkazm Wiki tak¿e jest niepotrzebny, choæ rozumiem, ¿e jest spowodowany pewnym rozgoryczeniem oraz tym, ¿e uwa¿asz, ¿e nie znam Twojej sytuacji a moje s³owa Ciê krzywdz± - nie jestem i nie uwa¿am siê za jaki¶ wzór, jestem ¶wiadom w³asnych u³omno¶ci i nie zaprzeczam ich.

Twoje s³owa mnie nie krzywdz±  Chichot a to, ¿e swoje ma³¿eñstwo i zachowanie w nim Twojej osoby stawia³e¶ wiele razy za wzór pozwala mi tylko przypuszczaæ, ¿e jeste¶ doskona³y


Cytuj
W ¿yciu kierujê siê pewnymi zasadami, które przynosz± pozytywne efekty i szczê¶cie. Przedstawiam je, a nie generalizujê. Wielokrotnie te zasady by³y wy¶miewane na tym forum. Widzisz Wiki - podejrzewam na granicy z pewno¶ci± - ¿e móg³bym wykazaæ, ¿e wiele z wytycznych którymi siê kierujê zosta³o przez Ciebie naruszonych, móg³bym spróbowaæ wykazaæ, ¿e to przyczyni³o siê do sytuacji z której chcia³a¶ siê wyrwaæ... Jednak niestosownym by³oby publicznie wchodziæ w szczegó³y Twojego ¿ycia.

 A wiêc w Twoim mniemaniu nie Ty, ale Twoje zasady s± nieomylne i kryszta³owe,tak nie chodzê do ko¶cio³a, nawet nie wiem czy jest bóg, ale staram siê jak tylko umiem szanowaæ wybory i decyzjê innych ludzi. Nie mi oceniaæ czy To Twoje zasady s± s³uszne czy moje, poniewa¿ ja czujê siê szczê¶liw± osob± i z tego co piszesz ty równie¿, wiêc nie mam pojêcia co chcesz wykazaæ  Co¶
Jestem szczê¶liwa, wcze¶niej nie by³am czy wg Ciebie mam czuæ siê winna?

Masz racjê, ¿e rozwód nie bierze siê  znik±d, ale je¿eli siê w koñcu bierze to zacytujê tu Ptaka, poniewa¿ mysle podobnie :

Cytuj
Czy w takiej sytuacji w³a¶ciwym jest do koñca ¿ycia brzmieæ fa³szywie? Tylko dlatego, ¿e kiedy¶ w innych okoliczno¶ciach, bêd±c innym cz³owiekiem i maj±c do czynienia z inn± osob± z³o¿y³o siê przysiêgê? Czy jej dochowanie nie jest zdrad± siebie samego i tego, do czego doszli¶my i czym siê stali¶my?
Oczywi¶cie, ¿e odej¶cie bêdzie bola³o. Ale, czy wspólne, nieharmonijne ¿ycie nie boli bardziej?
Zdrada siebie samego niesie najbardziej traumatyczne prze¿ycia, ci±g³y stres, rozbija nas od wewn±trz. Czy tak± cenê trzeba p³aciæ, by dochowaæ przysiêgi?

Pozdrawiam U¶miech))
 i wklejê jeszcze raz s³owa boga z ksi±¿ki Walscha

" G³o¶ chwa³ê tego, czym jeste¶ dzi¶, lecz nie potêpiaj tego, czym by³e¶ wczoraj ani nie przekre¶laj tego, czym mo¿esz staæ siê jutro.
Zrozum, ¿e gdy mówisz, ¿e co¶ jest “s³uszne", a co innego “naganne", co¶ jest “w porz±dku", a co innego “nie w porz±dku", dajesz tylko wyraz swym najnowszym preferencjom i wyobra¿eniom. "

Zapisane
east
Go¶æ
« Odpowiedz #51 : Marzec 14, 2010, 01:11:51 »

Odpowiadaj±c Artkowi
Cytuj
Czy chcesz powiedzieæ, ¿e siê oboje cieszyli¶cie z rozwodu?
Pozwól , ¿e w odpowiedzi Ptaka zacytuje
Cytuj
Czy w takiej sytuacji w³a¶ciwym jest do koñca ¿ycia brzmieæ fa³szywie?
Tylko dlatego, ¿e kiedy¶ w innych okoliczno¶ciach, bêd±c innym cz³owiekiem i maj±c do czynienia z inn± osob± z³o¿y³o siê przysiêgê?
Nie , nie cieszyli¶my siê. Zrobili¶my to, co by³o trzeba. Inaczej nie mogê Ci odpowiedzieæ bez naruszania prywatno¶ci.
Cytuj
¯e dziecko cieszy³o siê, ¿e rodzice siê rozstaj±?

Nie odwracaj kota ogonem. Nigdzie nie napisa³em , ¿e siê cieszy³o. Zrozumia³o to. Dzieci nie postrzegaj± ¶wiata tak , jak doro¶li. Czuj± to, kim dla niego s± rodzice. Mama i Tata. W tym NIC siê nie zmieni³o z perspektywy dziecka.
Cytuj
¯e nie bêdzie mia³o obojga rodziców przy sobie?

S± rodzice, którzy na zmianê zajmuj± siê dzieæmi z powodu pracy. S± tacy, którzy widz± swoje dzieci raz na tydzieñ czy miesi±c (np kierowcy tirów, albo marynarze ) , ale to , jak rozumiem , Artku, wg doktryny dalej oznacza "mieæ rodziców przy sobie". Moje dziecko ma ka¿dego  rodzica przy sobie kiedy tylko tego zapragnie i nawet obojga. Razem omawiamy nasze rodzinne sprawy. TAK - chocia¿ mo¿e Ci siê to wydaæ szokuj±ce, to rodzice w stosunku do swojego dziecka , zawsze bêd± stanowili rodzinê. Dziecko i wszystko , co je dotyczy to ca³a rodzina bez wzglêdu na to, jaki status urzêdowy reprezentuj± rodziciele wobec siebie.

Cytuj
S³yszysz sam siebie?

Dobrze siebie s³yszê i rozumiem. Rodzina to co¶ wiêcej ni¿ zamieszkiwanie w jednym domu. Mi³o¶æ to co¶ wiêcej ni¿ dogadzanie sobie nawzajem w wiecznym tañcu godowym. To podstawowy d¼wiêk, czêstotliwo¶æ bez której nic nie istnieje.

Cytuj
Dlaczego nagle teraz ma wiêcej?
Ma wiêcej ojca , ma wiêcej matki, ma wiêcej pewno¶ci rodziny , bo ona istnieje dla niego pomimo tego, ¿e wszystko siê zmienia.
Kod:
 Dlaczego nie mia³o mieæ tego wszystkiego w ¿yj±cej razem rodzinie? 
Szczegó³ów nie mogê tu niestety publicznie zdradziæ. Kiedy¶ , jak siê spotkamy, mo¿e Ci opowiem.

Cytuj
Czy to "wiêcej" to jednak nie pod¶wiadoma próba rekompensaty za - co by tu nie mówiæ - wyrz±dzon± mu krzywdê?

Nie ma ¿adnej krzywdy - co by tu nie mówiæ. Mi³o¶æ nie ma wyznania, to nie jest kontrakt, ani umowa, czy przysiêga ma³¿eñska . Mi³o¶ci nic nie warunkuje. Je¶li to wszystko dziecko czuje, ma dobre wyniki w nauce i wsparcie to powiedz mi, jak± mia³oby odczuwaæ krzywdê ? Mój syn dzisiaj z podniesion± g³ow± mo¿e powiedzieæ "moi rodzice siê rozwiedli" stwierdzaj±c po prostu fakt. Ma ju¿ 12 lat i nie widzi w tym ¿adnego wstydu. Nie czuje siê gorszy od rówie¶ników z tzw pe³nych rodzin. To ju¿ sa zupe³nie inne czasy Arteq, nie ma w tym wzglêdzie ostracyzmu spo³ecznego na szczê¶cie.
Cytuj
¯aden zdrowy i odczuwaj±cy cz³owiek nie czerpie rado¶ci z rozstania siê z osob± która by³a mu bliska

Przecie¿ tu nie chodzi o ¿adn± rado¶æ z rozstania. Nie bêdê tego rozwija³ bo musia³bym siê podzieliæ szczegó³ami , których nie mogê upubliczniaæ bez zgody ex-¿ony. Jestem zdrowy , odczuwam i czujê rado¶æ z wielu powodów. Niech to Ci  wystarczy.

Co do samej przysiêgi ma³¿eñskiej to po prostu zacytujê Siostrê w rozumie Mrugniêcie :
Cytuj
Czy jej dochowanie nie jest zdrad± siebie samego i tego, do czego doszli¶my i czym siê stali¶my?

Co do Piotra. K³amca jest ¶wiêtym. Nie oznacza to , ¿e go potêpiam za ten trzykrotny czyn, ani za jakikolwiek inny. Co wiêcej - usprawiedliwiam go sytuacj± i okoliczno¶ciami, którym nie podo³a³ po wielekroæ. Jego mi³o¶æ do Jezusa by³a prawdziwa, a kiedy wszystko siê zmieni³o to zapar³ siê Go i to te¿ jest takie bardzo ludzkie. Z tego nauka p³ynie, ¿eby¶my nie musieli siê zapieraæ ludzi, kiedy wszystko siê w ¿yciu pogmatwa i pozmienia. Oby¶my potrafili wybaczyæ i potrafili poprosiæ o wybaczenie. To przenosi relacje ludzkie na zupe³nie inny wymiar duchowego po³±czenia, gdzie nawet zdrada uczy tego, jak kochaæ tych, którzy i tak s± zawsze ze sob± po³±czeni.
Zapisane
Thotal
Go¶æ
« Odpowiedz #52 : Marzec 14, 2010, 09:05:07 »

W¶ród moich znajomych s± dwie pary, które podjê³y podobn± próbê bycia ze sob± na odleg³o¶æ.
Mimo rozej¶cia s± nadal mocno zwi±zani, czêsto dzwoni± do siebie, spêdzaj± ¶wiêta i wakacje. Byæ mo¿e nie jest to "uk³ad" idealny, ale na pewno du¿o lepszy od sytuacji gdzie zmuszeni byli ¿yæ razem. Emocje opad³y, wiê¼ pozosta³a, wybrali drogê najlepsz± jak± na ten moment dyktowa³o im ¿ycie. Dzieci równie¿ dostosowa³y siê do nowych warunków, ale wiedz±, ¿e obydwoje rodzice je kochaj±, ¿e maj± w nich podporê.
My¶lê, ¿e emocjonalne niedopasowanie rodziców i sta³y konflikt w rodzinie ma du¿o wiêkszy, niekorzystny wp³yw na rozwój emocjonalny dziecka.



Pozdrawiam - Thotal U¶miech
Zapisane
wiki
Go¶æ
« Odpowiedz #53 : Marzec 14, 2010, 13:09:43 »

Polecam do¶æ obszerny cytat z "Rozmów z Bogiem" na temat ma³¿eñstwa, zdrady i mi³o¶ci



Jak mówi³em... rodzaj ludzki d±¿y do zaznania mi³o¶ci, która jest nieograniczona, wieczna i wolna. Próba uwiecznienia mi³o¶ci jest wasza instytucja ma³¿eñstwa. W ramach niej zgadzacie siê zostaæ ze sob± na ca³e ¿ycie. Ale nie sprzyja ona mi³o¶ci, która jest “nieograniczona" i “wolna".
Dlaczego? Je¶li ¿enimy siê z wolnego wyboru, czy nie jest to przejawem wolno¶ci? A deklaracja, ¿e z nikim innym prócz ma³¿onka nie bêdzie siê obcowa³o intymnie, to nie ograniczenie, lecz wybór. A wybór to nic innego jak u¿ytek, jaki robimy z wolno¶ci.
Tak d³ugo jak pozostaje wyborem, owszem. Musi pozostaæ. Tak± z³o¿yli¶my obietnicê. Tak – i w tym w³a¶nie sêk.
 
Pomó¿ mi zrozumieæ.
Pos³uchaj, mo¿e przyj¶æ czas, ¿e zechcesz do¶wiadczyæ czego¶ naprawdê szczególnego w zwi±zku z drug± osoba. I nie chodzi o to, czy jest ona kim¶ wyj±tkowym, ale niepowtarzalny sposób, w jaki zamierzasz okazaæ mi³o¶æ, jaka ¿ywisz do wszystkich ludzi
-  i do samego ¿ycia – jest mo¿liwy tylko z ta w³a¶nie osoba.
W istocie sposób, w jaki wyra¿asz swa mi³o¶æ do ka¿dej z osób, które kochasz, jest wyj±tkowy. Nikogo nie kochasz tak samo. Poniewa¿ jeste¶ istota twórcza, cokolwiek tworzysz, jest niepowtarzalne. Twoje my¶li, s³owa, czyny powielaæ siê po prostu nie mog±. Nie potrafisz powielaæ, potrafisz tworzyæ.
Wiesz, dlaczego nie ma dwóch takich samych p³atków ¶niegu? Poniewa¿ to jest niemo¿liwe. “Tworzenie" to nie “powielanie", a Stwórca mo¿e jedynie tworzyæ.
Dlatego nie ma dwóch takich samych p³atków ¶niegu, ludzi, my¶li, zwi±zków – ¿adnych dwóch takich samych rzeczy.
Wszech¶wiat – i wszystko, co siê w nim znajduje
- jest jedyne i niepodobne do niczego innego.
Oto po raz kolejny Boska Dychotomia. Wszystko jest niepowtarzalne, mimo to wszystko jest Jednym.
W³a¶nie. Ka¿dy palec u twej rêki jest inny, ale to ta sama rêka. Powietrze w twoim domu nie jest ró¿ne od powietrza gdzie indziej, lecz powietrze w poszczególnych pokojach nie jest takie same, czuje siê wyra¼na ró¿nice.
Podobnie jest z lud¼mi. Wszyscy s± Jednym, lecz nie ma dwóch takich samych ludzi. Nie mo¿na wiec kochaæ dwóch osób w taki sam sposób, nawet gdyby siê chcia³o – ale tego nigdy by¶ nie próbowa³, poniewa¿ mi³o¶æ to jedyna i niepowtarzalna reakcja na to, co jedyne i niepowtarzalne.
Tote¿ kiedy okazujesz swa mi³o¶æ jednej osobie, robisz to w sposób wyj±tkowy, niemo¿liwy do powielenia wobec drugiej. Twoje my¶li, s³owa i czyny -twoje reakcje – s± jedyne w swym rodzaju... tak jak osoba, do której s± skierowane.
Je¶li zapragn±³e¶ okazaæ mi³o¶æ w ten szczególny sposób wy³±cznie z ta jedna osoba, wybierz to, og³o¶. Lecz niech twoje o¶wiadczenie bêdzie nieustannie ponawiana deklaracja wolno¶ci, a nie wi±¿±cym zobowi±zaniem. Prawdziwa mi³o¶æ zawsze jest wolna, nie do pogodzenia z obowi±zkiem.
Je¶li za¶ sw± decyzje postrzegasz jako ¶wiêt± obietnicê, której nie wolno z³amaæ, mo¿e przyj¶æ czas, ¿e do¶wiadczysz tej obietnicy jako zobowi±zania – i bêdzie ci ona ci±¿yæ. Lecz je¶li widzieæ w niej bêdziesz nie jednorazowe przyrzeczenie, lecz wolny wybór, dokonywany wci±¿ na nowo, nigdy nie bêdzie dla ciebie uci±¿liwa.
Pamiêtaj: Jedna tylko jest ¶wiêta obietnica – aby¶ g³osi³ swoj± prawdê i ni± ¿y³. Wszystkie inne stanowi± zaprzepaszczenie wolno¶ci, a to nie ma nic wspólnego ze ¶wiêto¶ci±. Albowiem wolno¶æ jest twoj± prawdziw± istot±. Gdy zaprzepaszczasz wolno¶æ, zaprzepaszczasz sw± Ja¼ñ. A to nie sakrament, to blu¼nierstwo.
 
13
Mocne s³owa! Twierdzisz wiêc, ¿e nigdy nie powinni¶my sk³adaæ obietnic – ¿e nie powinni¶my niczego nikomu przyrzekaæ?
Patrz±c na to, jakie ¿ycie wiedzie wiêkszo¶æ z was, w ka¿dej obietnicy skrywa siê k³amstwo. Sk±d bowiem mo¿ecie dzi¶ wiedzieæ, jakie bêd± wasze uczucia i co bêdziecie chcieli zrobiæ w dowolnej chwili w przysz³o¶ci? Tego wiedzieæ nie mo¿ecie, gdy¿ prowadzicie ¿ycie reaktywne. Tylko wtedy gdy staniecie siê istotami prawdziwie kreatywnymi, mo¿ecie sk³adaæ obietnice wolne od k³amstwa.
Istoty twórcze wiedza, co bêd± czu³y wobec danej rzeczy w dowolnej chwili w przysz³o¶ci, poniewa¿ istoty twórcze stwarzaj± swoje uczucia, kszta³tuj± je, a nie po prostu prze¿ywaj±.
Dopóki nie potrafisz stworzyæ swej przysz³o¶ci, dopóty nie mo¿esz jej przewidzieæ. Dopóki nie potrafisz przewidzieæ swej przysz³o¶ci, dopóty nie mo¿esz prawdziwie nic obiecaæ.
Ale nawet ten, kto zarówno tworzy jak i przewiduje swa przysz³o¶æ, ma w³adze – i prawo – aby ja zmieniæ. Zmiana jest niezbywalnym prawem wszelkich stworzeñ. Nawet wiêcej ni¿ “prawem", poniewa¿ “prawo" jest nadane. “Zmiana" jest tym, co Jest.
Zmiana jest.
Ty jeste¶ zmiana.
Nie mo¿na ci tego nadaæ. Ty jeste¶ tym.
 
Zatem skoro jeste¶ “zmiany" – skoro zmiana to w tobie jedyna sta³a rzecz – nie mo¿esz obiecaæ, ¿e zawsze bêdziesz taki sam, bo sk³amiesz.
Chcesz powiedzieæ, ¿e we wszech¶wiecie nie ma nic sta³ego? ¯e w ca³ym stworzeniu nic nie pozostaje niezmienne?
Proces zwany ¿yciem polega na stwarzaniu na nowo. Wszystko, co sk³ada siê na ¿ycie, ci±gle stwarza siê na nowo w ka¿dej chwili tera¼niejszo¶ci. 'Wyklucza to identyczno¶æ, je¶li co¶ jest identyczne, to wcale siê nie zmieni³o. Lecz chocia¿ identyczno¶æ jest niemo¿liwa, podobieñstwo nie. Podobieñstwo uzyskuje siê dziêki procesowi przemiany przynosz±cemu wynik zbie¿ny z poprzednim.
Gdy twórczo¶æ osi±ga wysoki stopieñ podobieñstwa, mówicie, ¿e to identyczno¶æ. I z waszego niedoskona³ego punktu widzenia, tak to siê przedstawia.
Dlatego w ludzkiej percepcji wszech¶wiat wydaje siê w du¿ej mierze sta³y. To znaczy, rzeczy wygl±daj± na jednakowe, tak jak czyny i reakcje. Postrzegacie tu spójno¶æ.
To dobrze, poniewa¿ dziêki temu zyskujecie system odniesienia, w ramach którego mo¿ecie do¶wiadczaæ istnienia w ¶wiecie fizykalnym i je rozwa¿aæ.
Ale Ja powiadam ci: W perspektywie ca³o¶ci ¿ycia – zarówno fizykalnego jak niefizykalnego – pozory sta³o¶ci znikaj±. Rzeczy do¶wiadczane s± takimi, jakimi s± naprawdê: stale ulegaj±cymi przemianie.
Wynika st±d, ¿e zmiany czasami s± tak subtelne, tak drobne, i¿ z naszego punktu widzenia rzeczy
wydaj± siê takie same – niekiedy dok³adnie takie same – podczas gdy w istocie nie s±.
W istocie.
Nie ma czego¶ takiego jak “identyczne bli¼niaki". Otó¿ to. ¦wietnie to uj±³e¶.
Mimo to potrafimy stworzyæ siê na nowo w postaci dostatecznie zbli¿onej, aby powsta³ efekt sta³o¶ci.
Tak.
I mo¿emy tego dokonywaæ w obrêbie naszych zwi±zków, je¶li chodzi o nasze postêpowanie i o to, za kogo siê uwa¿amy.
Owszem – chocia¿ wiêkszo¶ci przychodzi to niezwykle trudno.
Poniewa¿ sta³o¶æ stanowi pogwa³cenie naturalnego prawa i trzeba wielkiego mistrza, aby stworzyæ nawet pozory identyczno¶ci.
Mistrz przezwyciê¿a naturalna sk³onno¶æ do zmiany po to, aby uchodziæ za takiego samego. W rzeczywisto¶ci nie mo¿e on wystêpowaæ w takiej samej postaci. Potrafi jednak wyst±piæ w postaci na tyle zbli¿onej, aby powsta³o wra¿enie identyczno¶ci.
Ale ludzie, którym daleko do mistrzostwa, ci±gle s± tacy sami. Znam osoby, które s± tak przewidywalne, ¿e mo¿na postawiæ na nie swoje ¿ycie.
 
Ale celowe takie dzia³anie wymaga wiele wysi³ku.
Mistrz to ten, kto osi±ga wysoki stopieñ podobieñstwa (“spójno¶ci") w sposób zamierzony. Ucznia poznaæ po tym, ¿e spójno¶æ, jaka przejawia, niekoniecznie jest zamierzona.
Kto¶, kto zawsze reaguje tak samo w okre¶lonych okoliczno¶ciach, czêsto mówi: “Nie mog³em nic na to poradziæ".
Tego mistrz nie powie nigdy.
Nawet gdy czyja¶ reakcja przynosi wynik godny podziwu – co¶, za co otrzymuj± pochwa³ê – s³yszy siê czêsto w odpowiedzi: “To nic takiego. Dzia³a³em odruchowo. Ka¿dy by tak post±pi³".
Tak równie¿ nie zachowa³by siê mistrz.
Mistrz to ten, kto – ca³kiem dos³ownie – wie, co robi.
Wie tak¿e dlaczego.
Dla ludzi, którzy nie wznie¶li siê na ten poziom, zagadka jest czêsto i jedno, i drugie.
Dlatego tak trudno jest dotrzymaæ obietnicy?
Miedzy innymi. Jak mówi³em, dopóki nie potrafisz przewidzieæ swojej przysz³o¶ci, dopóty nie mo¿esz niczego prawdziwie przyrzekaæ.
Drugim powodem, dla którego trudno ludziom dotrzymaæ danego s³owa jest to, ¿e popadaj± przez to w konflikt ze swa autentyczno¶ci±.
Co masz na my¶li?
Chodzi mi o to, ¿e ich prawda podlega ewolucji i ró¿ni siê od tego, co jak przysiêgali, na zawsze
pozostanie ich prawda. Prawda ta mo¿e dotyczyæ ró¿nych zjawisk. Powstaje wiec g³êboki konflikt. Czemu mam byæ wierny – mojej prawdzie czy mojej przysiêdze.
Twoja rada?
Dawa³em wam ja ju¿ wcze¶niej:
Zdradzenie samego siebie po to, aby nie zdradziæ drugiego, to mimo wszystko zdrada. To zdrada najwy¿szego rzêdu.
Ale to spowodowa³oby powszechne ³amanie obietnic! Przesta³oby siê w ogóle liczyæ s³owo dane w jakiejkolwiek sprawie. Nie mo¿na by³oby na nikim polegaæ!
Zatem liczy³e¶ na innych – ¿e dotrzymaj± danego s³owa, tak? Nic dziwnego, ¿e wci±¿ by³e¶ taki nieszczê¶liwy.
Kto mówi, ¿e by³em nieszczê¶liwy?
Chcesz powiedzieæ, ¿e tak przedstawia siê i zachowuje kto¶, kto jest szczê¶liwy?
W porz±dku, zgoda. Bywa³em nieszczê¶liwy. Nieraz.
Wiele razy. Nawet kiedy mia³e¶ wszelkie podstawy ku temu, aby byæ szczê¶liwy, ty siê unieszczê¶li-wia³e¶. Zamartwia³e¶ siê tym, czy uda ci siê zachowaæ szczê¶cie.
 
A martwi³e¶ siê dlatego, ¿e “zachowanie szczê¶cia" zale¿a³o w du¿ej mierze od dotrzymania obietnic przez innych.
Chcesz powiedzieæ, ¿e nie mam prawa oczekiwaæ albo chocia¿ mieæ nadziei na to, ¿e inni dotrzymaj± swego s³owa?
Dlaczego chcia³by¶ mieæ takie prawo?
Je¶li kto¶ nie chce wywi±zaæ siê z obietnicy, to dlatego, ¿e nie chce – albo uwa¿a, ¿e nie mo¿e, co na jedno wychodzi.
A je¶li kto¶ nie chce lub uwa¿a, ¿e z jakiego¶ powodu nie mo¿e, dotrzymaæ s³owa, dlaczego chcia³by¶, aby to zrobi³?
Czy naprawdê zale¿y ci na tym, aby kto¶ dotrzyma³ umowy, której nie chce dotrzymaæ? Czy naprawdê sadzisz, ¿e powinno siê zmuszaæ ludzi do robienia czego¶, czego ich zdaniem zrobiæ nie mog±?
Dlaczego chcia³by¶ zmuszaæ kogo¶, aby robi³ co¶ wbrew swojej woli?
Mo¿e taki powód wystarczy: poniewa¿ puszczenie im tego p³azem uderzy³oby we mnie – lub moj± rodzinê.
Czyli aby unikn±æ uderzenia, wolisz sam uderzyæ.
Nie rozumiem, w jaki sposób mo¿e kto¶ ucierpieæ, gdy prosi siê go po prostu o dotrzymanie s³owa?
Niemniej on sam musi widzieæ w tym uszczerbek dla siebie, bo inaczej z chêci± wywi±za³by siê z obietnicy.
Wiêc to ja powinienem doznaæ uszczerbku lub moje dzieci i rodzina, zamiast nara¿aæ na “cierpienie" kogo¶, kto da³ swoje s³owo, przez ¿±danie, aby go dotrzyma³?
Czy naprawdê uwa¿asz, ¿e je¶li wymusisz na kim¶, aby wywi±za³ siê z obietnicy, nie doznasz uszczerbku?
Powiadam ci: Wiêcej szkody wyrz±dzaj± drugim osoby zadrêczaj±ce siê skrycie (to znaczy, postêpujecie tak, jak w swym mniemaniu “musza" postêpowaæ), ani¿eli ci, którzy swobodnie oddaj± siê temu, co chc± robiæ.
Kiedy dajesz komu¶ wolni} rêkê, dusisz zagro¿enie w zarodku, nie podsycasz go.
Owszem, mo¿e wygl±daæ tak, ¿e zwolnienie kogo¶ z obietnicy czy zobowi±zania na krótka metê przynosi ci szkodê, ale nigdy nie zaszkodzi ci w d³u¿szej perspektywie, albowiem kiedy dajesz komu¶ wolno¶æ, dajesz wolno¶æ równie¿ sobie. I w ten sposób uwalniasz siê od ciepieñ, ataków na w³asn± godno¶æ i poczucie w³asnej warto¶ci, które nieuchronnie musz± nast±piæ, gdy zmuszasz kogo¶ do dotrzymania obietnicy, której dotrzymaæ nie chce.
Czy ma to równie¿ odniesienie do biznesu? Czy mo¿na w taki sposób prowadziæ interesy?
To jedyny rozs±dny sposób na ich prowadzenie.
Problem z ca³ym waszym spo³eczeñstwem polega na tym, ¿e opiera siê ono na sile. “Mocy prawa" oraz, zbyt czêsto niestety, na “sile piê¶ci", czyli jak to nazywacie, “si³ach zbrojnych".
Nie opanowali¶cie jeszcze sztuki perswazji.
 
Ale jak mo¿na wp³yn±æ na drug± stronê, aby dotrzyma³a warunków umowy, je¶li nie drog± s±dow±, “moc± prawa"?
Zwa¿ywszy na etykê panuj±ca obecnie w waszym spo³eczeñstwie, mo¿e nie byæ innego sposobu. Lecz gdy etyka spo³eczna siê zmieni, sposób, w jaki teraz zapobiegacie odstêpowaniu od umowy, wyda siê prymitywny.
Móg³by¶ to wyt³umaczyæ?
Obecnie wasza gwarancja, ¿e umowa bêdzie przestrzegana, jest si³a. Lecz ze zmiana etyki spo³ecznej, kiedy uwzglêdnicie to, ¿e wszyscy stanowicie Jedno, nigdy nie uciekniecie siê do przemocy, poniewa¿ to zaszkodzi³oby wam samym. Nie bije siê lewej rêki prawa.
Nawet je¶li lewa rêka dusi ciê za gard³o?
Do czego¶ takiego równie¿ by nie dosz³o. Skoñczy³oby siê samookaleczanie, odgryzanie sobie nosa na z³o¶æ cioci. £amanie umów. Rzecz jasna, same umowy wygl±da³yby zupe³nie inaczej.
Przekazywanie warto¶ci przesta³oby siê odbywaæ tylko i wy³±cznie pod warunkiem otrzymania czego¶ nie mniej warto¶ciowego w zamian – jak to ma miejsce obecnie. Dzielenie siê z innymi przesta³oby siê odbywaæ tylko i wy³±cznie dla godziwego zysku.
Dawa³by¶ i dzieli³ siê odruchowo, dlatego zawierano by i ³amano znacznie mniej umów, poniewa¿ umowa dotyczy wymiany dóbr i us³ug, za¶ twoje
¿ycie polega³oby na dawaniu dóbr i ¶wiadczeniu us³ug, niezale¿nie od tego czy wymiana dojdzie czy nie dojdzie do skutku.
Lecz to w³a¶nie w takim jednostronnym dawaniu musicie upatrywaæ zbawienia dla siebie, bo w ten sposób odkryjecie to, czego do¶wiadczy³ Bóg: to, co dajesz drugiemu, dajesz samemu sobie. Co od ciebie wychodzi, trafia z powrotem do ciebie.
Wszystko, co p³ynie od ciebie, do ciebie powraca.
Z nawi±zka. Nie trzeba siê wiêc martwiæ tym, co dostanie siê w zamian. Trzeba tylko my¶leæ o tym, co daæ z siebie. W ¿yciu chodzi o najwy¿szej jako¶ci dawanie, a nie dostawanie.
Ten zwrot poci±gnie za sob± gruntowne przewarto¶ciowanie pojêcia “sukcesu". Obecnie miara “sukcesu" w waszej kulturze jest to, ile “dostajesz", ile zgromadzisz zaszczytów, pieniêdzy, w³adzy i maj±tku. W Nowej Kulturze twój “sukces" bêdzie mierzyæ siê tym, ile dziêki tobie zdo³aj± zgromadziæ inni.
Ironia polega na tym, ¿e im wiêcej dziêki tobie zgromadza inni, tym wiêcej nabêdziesz ty sam, bez ¿adnego wysi³ku. Bez “kontraktów", “targów", “negocjacji", procesów, sadów czy innych form nacisku s³u¿±cych do wyegzekwowania od was, aby¶cie dawali sobie nawzajem to, co “obiecali¶cie".
W gospodarce przysz³o¶ci nie bêdzie siê dzia³aæ dla w³asnego zysku lecz dla w³asnego rozwoju, który bêdzie stanowiæ twój zysk. Lecz przypadnie ci te¿ w udziale “zysk" liczony w kategoñach materialnych w miarê, jak bêdziesz stawa³ siê coraz okazalsza, ¶wietniejsza wersja siebie, Jakim Jeste¶ W Istocie.
 
Pos³ugiwanie siê. si³± w celu uzyskania od kogo¶ czego¶, co “obieca³", wyda siê wtedy wam rzecz± nies³ychanie prymitywn±. Je¶li kto¶ nie dotrzyma s³owa, pozwolicie mu pój¶æ swoja droga, dokonywaæ w³asnych wyborów i kszta³towaæ swoje do¶wiadczenie siebie. I nie bêdzie ci brakowa³o tego, czego od nich nie otrzyma³e¶, gdy¿ bêdziesz wiedzieæ, ¿e “jest tego wiêcej tam, sk±d to siê wziê³o" – i ¿e to nie on jest tego ¼ród³em, lecz ty.
Rozumiem. Ale chyba trochê odbiegli¶my od tematu. Punktem wyj¶cia do tej dyskusji by³o moje pytanie o mi³o¶æ – czy ludzie kiedykolwiek pozwol± sobie na wyra¿anie jej bez ograniczeñ. Z tego wyniknê³a kwestia ma³¿eñstwa otwartego. Potem nagle odbiegli¶my od tematu.
Niezupe³nie. Wszystko, o czym teraz by³a mowa, jest jak najbardziej na miejscu, l ³adnie wi±¿e sip z twym pytaniem o spo³eczeñstwo o¶wiecone czy te¿ wy¿ej rozwiniête. Poniewa¿ w o¶wieconym spo³eczeñstwie nie wystêpuje ani “ma³¿eñstwo", ani “biznes" – ani ¿aden inny sztuczny twór wymy¶lony dla scalenia spo³eczeñstwa.
Tak, racja, zaraz do tego przejdziemy. Chcê jednak doprowadziæ tê dyskusjê do koñca. Kilka twoich spostrze¿eñ mnie zaintrygowa³o. Jak ja to widzê, chodzi o to, ¿e istoty ludzkie nie mog± dotrzymywaæ obietnic, zatem nie powinny ich sk³adaæ. To podwa¿a w³a¶ciwie sam± instytucjê ma³¿eñstwa.
Podoba Mi siê s³owo “instytucja" w tym kontek¶cie. Tak do¶wiadcza tego wiêkszo¶æ ludzi ¿yj±cych w ma³¿eñstwie.
Albo jeszcze lepiej “zak³ad" – karny lub dla umys³owo chorych czy przynajmniej naukowy!
W³a¶nie. Dok³adnie. To w³a¶nie jest do¶wiadczeniem ogó³u ludzi.
¯arty ¿artami, ale chyba nie ogó³u ludzi. Miliony ludzi kochaj± instytucjê ma³¿eñstwa i chc± j± zachowaæ.
Obstajê przy tym, co powiedzia³em. Dla wiêkszo¶ci -ludzi ma³¿eñstwo to ciê¿ka przeprawa, nie odpowiada im to, jak ono na nich wp³ywa.
Dowodzi tego rosn±ca liczba rozwodów na ¶wiecie.
Czyli twierdzisz, ¿e ma³¿eñstwo nale¿y odstawiæ do lamusa?
Nie mam preferencji, je¶li o to chodzi, tylko -- wiem, wiem, dzielisz siê spostrze¿eniami.
Brawo! Usi³ujesz zrobiæ ze Mnie Boga, który ma swoje upodobania, a tak nie jest. Cieszê siê, ¿e próbujesz z tym skoñczyæ.
Có¿, w ten sposób za³atwili¶my nie tylko ma³¿eñstwo ale i religiê!
To prawda, ¿e religie straci³yby racje bytu, gdyby ludzko¶æ zrozumia³a, ¿e Bóg nie ma upodobañ, poniewa¿ religia uchodzi za wierne odbicie Boskich preferencji.
 
' A je¶li nie masz swoich upodobañ, to religia musi by¶ k³amstwem.
K³amstwo to za ostre stówo. Nazwa³bym ja fikcj±. Waszym wymys³em.
Tak jak wymy¶lili¶my sobie, ¿e Bóg woli, kiedy zawieramy zwi±zek ma³¿eñski?
Zgadza siê. Nie preferuje ma³¿eñstwa. Zauwa¿am jednak, ¿e wy tak.
Dlaczego? Dlaczego wolimy siê ¿eniæ czy wychodziæ za m±¿, skoro wiemy, ¿e to takie trudne wyzwanie?
Poniewa¿ nie potrafili¶cie w inny sposób zagwarantowaæ swojemu do¶wiadczeniu mi³o¶ci sta³o¶ci czy “wieczno¶ci".
Tylko w ten sposób kobieta mog³a zapewniæ sobie opiekê i przetrwanie; tylko w ten sposób mê¿czyzna móg³ zapewniæ sobie seks “na ¿±danie" i sta³e towarzystwo.
Stworzono wiec normê spo³eczna. Zawarto umowê. Ja dam ci to, a ty mi tamto. Przypomina³o to transakcje handlowa. Poniewa¿ obu stronom zale¿a³o na tym, aby umowa mia³a “moc wi±¿±ca", postanowiono, ¿e jest to “¶wiêty zwi±zek" zawarty przed Bogiem – i kto go zerwie, poniesie karê.
Pó¼niej, gdy to nie spe³ni³o swego zadania, z pomoc± praw ustanowionych przez ludzi próbowano wymóc na obu stronach, aby przestrzega³y umowy.
Ale nawet to nie pomog³o.
Ani tak zwane prawa Boskie, ani prawa stanowione nie powstrzymuj± ludzi przed ³amaniem ¶lubów ma³¿eñskich.
Jak to mo¿liwe?
Poniewa¿ ¶luby ma³¿eñskie w takiej postaci, jaka im nadali¶cie, s± sprzeczne z jedynym prawem, jakie siê Uczy.
Mianowicie?
Prawem naturalnym.
Ale w naturze rzeczy, ¿ycia le¿y wyra¿anie Jedno¶ci. Czy nie taki wniosek p³ynie z tych wszystkich rozwa¿añ? A ma³¿eñstwo jest najpiêkniejszym tego ludzkim przejawem. Sam wiesz – “Co Bóg z³±czy³, niech ¿aden cz³owiek nie roz³±cza", i tak da-lej.
Ma³¿eñstwo w waszym wydaniu nie nale¿y do szczególnie powabnych rzeczy. Stanowi bowiem pogwa³cenie dwóch z trzech podstawowych prawd ludzkiej natury.
Mo¿emy to powtórzyæ? Chyba wreszcie zaczyna mi siê to uk³adaæ w spójn± ca³o¶æ.
Dobra. No to jazda.
Jeste¶cie mi³o¶ci±, Tym Jeste¶cie W Istocie.
Mi³o¶æ jest nieograniczona, wieczna i wolna.
 
Zatem, tacy w³a¶nie jeste¶cie. To stanowi wasz± naturê. Jeste¶cie nieograniczeni, wieczni i wolni, z natury.
Co siê za¶ tyczy wszelkich sztucznych spo³ecznych, moralnych, religijnych, filozoficznych, ekonomicznych czy politycznych ram godz±cych w wasza naturê, to naruszaj± one sama Ja¼ñ – a przeciw temu zawsze bêdziecie siê buntowaæ.


Zapisane
wiki
Go¶æ
« Odpowiedz #54 : Marzec 14, 2010, 13:51:36 »

Tak się obawiacie żyć – tak się obawiacie samego życia – że wyrzekliście się swej prawdziwej istoty na rzecz bezpieczeństwa. Instytucja zwana przez was małżeństwem to wasza próba zapewnienia sobie bezpieczeństwa, tak jak instytucja zwana przez was rządem – to jedno i to samo w dwóch postaciach, sztuczny twór społeczny, który ma na celu narzucanie określonych zachowań.
Wielkie nieba, nigdy tak o tym nie myślałem. Zawsze uważałem małżeństwo za najwyższy dowód miłości.
W twym własnym wyobrażeniu, owszem, ale nie w takiej formie, jaka mu nadaliście. W takiej formie, jaka mu nadaliście, stanowi najwyższy dowód lęku.
Gdyby małżeństwo pozwalało wam kochać w sposób nieograniczony, wieczny i swobodny, wówczas stanowiłoby najwyższy dowód miłości.
Jednak zważywszy na to, jak się rzeczy maja, bierzecie ślub po to, aby zniżyć swoja miłość do poziomu obietnicy czy gwarancji.
Małżeństwo ma być rękojmią, że tak, “jak jest", będzie zawsze. Gdyby nie zależało wam na takiej gwarancji, małżeństwo nie byłoby wam potrzebne. A do czego służy wam ta rękojmia? Po pierwsze, do zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa (zamiast oprzeć je na tym, co płynie z waszego wnętrza), a po drugie, gdy to bezpieczeństwo nie jest zapewniane stale i na bieżąco, wykorzystujecie ja jako narzędzie kary. Albowiem odstąpienie od przysięgi małżeńskiej może stanowić podstawę postępowania sadowego.
Toteż małżeństwo okazało się nader przydatne -mimo że z niewłaściwych względów.
Przez małżeństwo usiłujecie też zastrzec sobie, że uczucia, jakie żywicie do siebie nawzajem, nigdy nie zostaną przeniesione na osoby trzecie. Albo przynajmniej wyrażone w taki sam sposób.
Czyli przez seks.
Czyli przez seks.
Wreszcie, małżeństwo w takiej postaci, jaka mu nadaliście, stanowi deklaracje: “Ten związek jest szczególny. Przedkładam go ponad wszystkie pozostałe".
Co w tym złego?
Nic. To nie jest kwestia “dobra" lub “zła". Chodzi o to, co wam służy. Co od nowa tworzy was na kolejny wyższy obraz i podobieństwo Waszej Prawdziwej Istoty.
 
Jeśli jesteś istotę, która oświadcza: “Ten jeden związek – ten właśnie, a nie inny – jest mi droższy od pozostałych", wtedy wasza forma małżeństwa doskonale spełnia swoje zadanie. Ciekawe jednak, że prawie nikt, kto jest uznany za duchowego mistrza, nie jest lub nie był żonaty lub zamężny.
No, tak, bo duchowi mistrzowie żyją w celibacie. Nie uprawiają seksu.
Nie. To dlatego, że mistrzowie nie mogą z czystym sumieniem złożyć oświadczenia, którego wymaga od nich wasza obecna postać małżeństwa: że jedna osoba jest im droższa od pozostałych.
Takie oświadczenie mistrzowi nie przystoi, nie przystoi również Bogu.
Prawda jest taka, że wasze małżeńskie śluby każą wom wypowiadać słowa przysięgi nie mającej z Bogiem nic wspólnego. Lecz jak na ironie uznajecie ją. zarazem za najświętszą, z obietnic, a Bóg takiej obietnicy nie złożyłby nigdy.
Po to, aby usprawiedliwić swoje obawy, wymyśliliście Boga, który postępuje dokładnie tak jak wy. To dlatego powołujecie się na “obietnice" Boga daną. “wybranemu ludowi" oraz na umowy miedzy Bogiem a tymi, których On kocha w sposób szczególny.
Nie możecie pogodzić się z tym, że Bóg nie kocha nikogo bardziej od pozostałych. Tworzycie wiec fikcje o Bogu, który darzy miłością pewnych ludzi z pewnych względów. I nadajecie im miano Religii. Dla mnie są one bluźnierstwem. Albewiem fałszem jest każda myśl, że przedkładam kogoś nad innych – a obrządek, który nakazuje tobie złożyć takie samo
oświadczenie, nie sakramentem jest, lecz świętokradztwem.
O, Boże, przestań. Przestań! Zabijasz we mnie wszelkie dobre myśli na temat małżeństwa! To nie może płynąć od Boga. Bóg nigdy by tak się nie wypowiadał o religii i małżeństwie!
Religia i małżeństwo w takiej postaci, jaką im nadaliście – o tym jest tutaj mowa. Wydaje ci się to zbyt ostre? Powiadam ci: Wypaczyliście Słowo Boga, aby usprawiedliwić swoje leki i uzasadnić obłęd, jaki panuje w waszych wzajemnych stosunkach.
Przypiszecie Bogu każde słowa, byle tylko móc dalej ograniczać siebie nawzajem, ranić, a nawet zabijać w imię Moje.
O, tak, od stuleci głosicie Moje imię, wymachujecie Moim sztandarem i zasłaniacie krzyżem na bitewnych polach, wszystko to na dowód, że Ja przedkładam jeden lud nad inne i domagam się, abyście dali tego świadectwo zabijając.
Lecz Ja oświadczam: Moja miłość jest bezkresna i bezwarunkowa.
Lecz tej jednej rzeczy nie możecie przyjąć do wiadomości, tej jednej prawdy nie możecie ścierpieć, albowiem jej wszechogarniający charakter burzy nie tylko instytucje małżeństwa (w waszym wydaniu), ale także każda z waszych religii oraz instytucji rządu.
Wy bowiem utworzyliście kulturę oparta na idei wyłączności, osadzona w kulturowym micie Boga, który wyklucza.
Lecz Boża kultura zasadza się na idei włączania. Miłość Boża ogarnia każdego. Do Królestwa Bożego zaproszeni są wszyscy.
 
I tę. prawdę wy zwiecie bluźnierstwem.
Musicie. Ponieważ jeśli to prawda, to przekreśla wszystko, co stworzyliście. Wszelkie ludzkie zwyczaje i wszelkie ludzkie wytwory obarczone są skaza w takiej mierze, w jakiej zaprzeczają temu, co nieograniczone, wieczne i wolne.


Rozmowa z Tobą schodzi na tak interesujące tematy, że czasem gubię pierwotny wątek. Lecz tym razem nie. Omawialiśmy małżeństwo. Omawialiśmy miłość i wymagania, jakie ze sobą pociąga.
Miłość nie stawia żadnych wymagań. Dlatego właśnie jest miłością.
Jeśli twoja miłość do drugiego niesie ze sobą wymagania, to wówczas wcale nie jest miłością, lecz jej imitacja.
To staram się tutaj tobie przekazać, na różne sposoby.
Na przykład, w ramach małżeństwa ślubujecie sobie nawzajem pewne rzeczy, czego miłość nigdy by się nie domagała. Ale wy się ich domagacie, ponieważ nie wiecie co to miłość. Dlatego każecie sobie nawzajem przysiąc to, o co miłość nigdy by nie prosiła.
A jednak jesteś przeciwny małżeństwu!
Nie jestem “przeciwny" niczemu. Opisuje tylko to, co dostrzegam.
Wy zaś możecie zmienić ten obraz. Możecie przekształcić instytucje społeczna zwana “małżeństwem" tak, aby nie żądała od was tego, o co Miłość nie prosiłaby nigdy, ale raczej ogłaszała to, co jedynie miłość mogłaby ogłosić.
Innymi słowy, zmieńcie małżeńską przysięgę.
Więcej. Zmieńcie oczekiwania, jakie leżą u podstaw tej przysięgi. To nie przyjdzie łatwo, ponieważ te oczekiwania stanowią wasze kulturowe dziedzictwo. Ono zaś wynika z mitów waszej kultury.
Widzę, że dręczy Cię ta kwestia kulturowych mitów.
Staram się tylko odpowiednio was ukierunkować. Widzę, dokąd chcecie zajść jako społeczeństwo, i próbuje dobrać słowa i określenia, które mogą was naprowadzić na te drogę.


  niestety nie można zrobić z tego jednej wiadomości, ponieważ liczba znaków jest przekroczona stąd posty jeden pod drugim
« Ostatnia zmiana: Marzec 14, 2010, 15:07:39 wys³ane przez wiki » Zapisane
east
Go¶æ
« Odpowiedz #55 : Marzec 14, 2010, 14:04:17 »

Piêkna wypowied¼ wiki. Wiele wypowiedzianych m±dro¶ci ze mn± rezonuje.
Zapisane
Constantin
Go¶æ
« Odpowiedz #56 : Marzec 14, 2010, 14:23:50 »

Nic dodaæ, nic uj±æ.
nadszed³ czas aby ludzie to wreszcie pojêli.
Zapisane
wiki
Go¶æ
« Odpowiedz #57 : Marzec 14, 2010, 15:34:06 »

 i jeszcze co¶ na temat przysiêgi ma³¿eñskiej:

"Ale najpierw powiem ci, jak mo¿ecie przekszta³ciæ wasz wynalazek zwany ,,ma³¿eñstwem" tak, aby bardziej s³u¿y³ waszemu celowi.
Nie pozbywajcie siê go, nie przekre¶lajcie – zmieñcie.
Bardzo bym chcia³ wiedzieæ jak. Chcia³bym wiedzieæ, czy w ogóle mo¿liwa jest forma, w jakiej ludziom bêdzie wolno wyra¿aæ prawdziw± mi³o¶æ. Powrócê wiêc do pytania wyj¶ciowego: Jakie ograniczenia mamy – czy zdaniem niektórych, musimy – nak³adaæ na wyra¿anie mi³o¶ci?
¯adne. ¯adnych ograniczeñ. I to w³a¶nie powinny uwzglêdniaæ wasze ¶luby ma³¿eñskie.
To zadziwiaj±ce, poniewa¿ dok³adnie to zawiera³y moje i Nancy ¶luby!
Wiem.
Kiedy Nancy i ja postanowili¶my siê pobraæ, w przyp³ywie natchnienia u³o¿y³em zupe³nie nowy tekst przysiêgi ma³¿eñskiej.
Wiem.
Nancy mnie popar³a. Zgodzi³a siê, ¿e z³o¿enie tradycyjnych ¶lubów nie wchodzi w rachubê.
Wiem.
Usiedli¶my wiêc i opracowali¶my nowe ¶luby, które “sprzeciwia³y siê kulturowemu nakazowi", jakby¶ to uj±³.
Zgadza siê. Bytem z was dumny.
Kiedy pisali¶my, kiedy przelewali¶my s³owa na papier do odczytania przez pastora, naprawdê uwa¿am, ¿e oboje byli¶my natchnieni.
Oczywi¶cie. Chcesz powiedzieæ -?
My¶lisz, ¿e przychodzê do ciebie tylko wtedy, kiedy piszesz ksi±¿ki?
Jasny gwint.
A jasny, jasny.
Mo¿e by¶ tak przytoczy³ te s³owa tutaj?
Co proszê?
¦mia³o. Masz przecie¿ ten tekst. Wstaw go tutaj.
Nie by³o naszym zamiarem dzieliæ siê nim z ca³ym ¶wiatem.
Kiedy przystêpowa³e¶ do tego dialogu, nie przypuszcza³e¶, ¿e choæ odrobina jego pójdzie w ¶wiat. ¦mia³o. Wstaw go tutaj.
Nie chcê, ¿eby ludzie pomy¶leli, ¿e siê chwalê, ¿e to “Przysiêga Ma³¿eñska Najlepsza z Mo¿liwych!".
Nagle przejmujesz siê tym, co powiedz± ludzie? Och, przestañ. Wiesz dobrze, o co mi chodzi.
S³uchaj, nikt nie mówi, ¿e to “Przysiêga Ma³¿eñska Najlepsza z Mo¿liwych".
Pewnie masz racjê.
Po prostu nikt na tej planecie nie wymy¶li³ dot±d lepszej.
Hej -!
¯artowa³em tylko. Trzeba trochê roz³adowaæ atmosferê.
Dalej, wstaw te ¶luby. Odpowiedzialno¶æ biorê na siebie. Ludziom na pewno przypadn± do serca. Dadz± im wyobra¿enie, o czym tutaj mówimy. A mo¿e zachêcisz innych, aby z³o¿yli takie ¶luby. W³a¶ciwie to nie tyle “¶luby" co obopólne o¶wiadczenia o ma³¿eñstwie.
No, dobrze. Oto co Nancy i ja powiedzieli¶my sobie zawieraj±c zwi±zek ma³¿eñski... pod wp³ywem “natchnienia", jakiego doznali¶my:
Kap³anka:
Neale i Nancy przybyli tu dzi¶ wieczór nie po to, aby z³o¿yæ uroczyst± obietnicê czy po³±czyæ siê u¶wiêconym wêz³em.
Neale i Nancy przybyli tu dzi¶, aby og³osiæ wszem i wobec sw± mi³o¶æ do siebie nawzajem; obwie¶ciæ swoj± prawdê; oznajmiæ o swoim postanowieniu wspólnego ¿ycia i wzrastania – pe³nym g³osem i w waszej obecno¶ci, powodowani pragnieniem, aby¶my my wszyscy odczuli bardzo rzeczywiste i intymne pod³o¿e ich postanowienia, i przez to jeszcze bardziej je umocnili.
Przybyli tu ponadto w nadziei, ¿e ten obrz±dek po³±czenia pomo¿e nam wszystkim zbli¿yæ siê do siebie. Je¶li jeste¶cie tu obecni wraz z ma³¿onk± czy ma³¿onkiem, niech ta ceremonia bêdzie dla was od¶wie¿eniem – odnowieniem waszego mi³osnego zwi±zku.
Zadajmy sobie na pocz±tek pytanie: Dlaczego braæ ¶lub?
Neale i Nancy sami odpowiedzieli sobie na to pytanie i przekazali mi odpowied¼. Teraz zapytam ich o to raz jeszcze, aby ugruntowa³o siê ich rozumienie i okrzep³o oddanie prawdzie, któr± dziel± ze sob±.
(Kap³anka podnosi ze sto³u dwie czerwone ró¿e...)
Oto Obrz±dek Ró¿, podczas którego Nancy i Neale dziel± siê swym rozumieniem i upamiêtniaj± to zdarzenie.
Nancy i Neale, oznajmili¶cie mi, ¿e jeste¶cie g³êboko przekonani, i¿ powodem zawarcia tego ma³¿eñstwa nie jest bezpieczeñstwo...
...¿e jedyne i prawdziwe bezpieczeñstwo znale¼æ mo¿na nie w posiadaniu czy byciu posiadanym, we w³asno¶ci czy byciu w³asno¶ci±...
...nie w ¿±daniu czy oczekiwaniu, ani nawet w nadziei na to, ¿e ten drugi zapewni ci wszystko, czego twoim zdaniem potrzebujesz w ¿yciu...
...ale w ¶wiadomo¶ci, ¿e wszystko, czego ci potrzeba... ca³± mi³o¶æ, ca³± m±dro¶æ, ca³± przenikliwo¶æ, ca³± moc, ca³± wiedzê, ca³e pojmowanie, ca³e wspó³czucie i ca³± si³ê... znajdziesz wewn±trz siebie...
...i ¿e nie po¶lubiacie tego drugiego z nadziej± otrzymania tych rzeczy, ale z nadziej± rozdania tych darów, aby mia³ on ich jeszcze wiêksz± obfito¶æ.
Czy takie jest wasze g³êbokie prze¶wiadczenie dzi¶ wieczór?
(Odpowiadaj±, ¿e jest.)
Ponadto, Neale i Nancy, o¶wiadczyli¶cie mi, ¿e nie wstêpujecie w ten zwi±zek ma³¿eñski z zamiarem ograniczania i kontrolowania siebie nawzajem, powstrzymywania przed szczerym wyra¿aniem i godnym ¶wiêtowaniem tego, co w was najwy¿sze i najlepsze – w tym mi³o¶ci do Boga, umi³owania ¿ycia, umi³owania ludzi, umi³owania twórczo¶ci, umi³owania pracy i ka¿dego innego aspektu waszej istoty, który prawdziwie was oddaje i sprawia wam rado¶æ. Czy takie jest wasze g³êbokie postanowienie dzi¶ wieczór?
(Odpowiadaj±, ¿e jest.)
Wreszcie, Neale i Nancy, powiedzieli¶cie mi, ¿e chcecie byæ ze sob± nie dlatego, ¿e siê do tego
zobowi±zali¶cie, ale aby¶cie sobie nawzajem zapewniali mo¿liwo¶ci...
...mo¿liwo¶ci rozwoju, wyra¿ania swej Ja¼ni, wznoszenia waszego ¿ycia na wy¿yny swego potencja³u, uleczenia fa³szywego czy niskiego mniemania o sobie i przez bliskie obcowanie waszych dusz, ponownego zjednoczenia siê z Bogiem...
...¿e to jest prawdziwe ¶wiête obcowanie... wspólna podró¿ przez ¿ycie z ukochan± osob± jako równoprawnym partnerem, dzielenie siê na równi w³adz± i obowi±zkami, d¼wiganie na równi brzemienia i p³awienie siê na równi w chwale.
Czy ta wizja nadal wym przy¶wieca?
(Odpowiadaj±, ¿e tak.)
Wrêczam wam teraz te czerwone ró¿e, jako znak waszego indywidualnego rozumienia tych ziemskich spraw; ¿e oboje wiecie i zgadzacie siê co do tego, jak bêdzie wygl±da³o wasze ¿ycie cielesne, w obrê-bie"tworu zwanego ma³¿eñstwem. Podajcie sobie teraz te ró¿e, na znak, ¿e w mi³o¶ci dzielicie ze sob± tê wiedzê i rozumienie.
Teraz we¼cie, proszê, po jednej bia³ej ró¿y. Stanowi ona symbol waszego wy¿szego pojmowania, waszej duchowej natury i duchowej prawdy. Oznacza czysto¶æ waszej Prawdziwej i Najwy¿szej Ja¼ni, oraz czysto¶æ Bo¿ej mi³o¶ci, która nigdy nie przestaje wam ¶wieciæ.
(Wrêcza Nancy ró¿ê z obr±czk± Neale'a na ³odydze, a Neale'owi ró¿ê z obr±czk± Nancy.)
Co bêdzie symbolem upamiêtniaj±cym z³o¿one i otrzymane dzi¶ obietnice?
(Oboje zdejmuj± obr±czki z ³odyg i przekazuj± kap³ance, która trzyma je w rêku wypowiadaj±c nastêpuj±ce s³owa...)
Okr±g jest symbolem S³oñca, Ziemi, wszech¶wiata. Symbolizuje ¶wiêto¶æ, doskona³o¶æ, pokój. Stanowi równie¿ symbol wieczno¶ci duchowej prawdy, mi³o¶ci, ¿ycia... tego, co nie ma pocz±tku i koñca. A w tej chwili wspólnym wyborem Neale'a i Nancy jest, aby okr±g symbolizowa³ równie¿ jedno¶æ, lecz nie posiadanie; po³±czenie, lecz nie ograniczenie; otoczenie, lecz nie osaczenie. Albowiem mi³o¶ci nie da siê posi±¶æ ani te¿ ograniczyæ, l duszy nigdy nie da siê osaczyæ.
We¼cie teraz, Neale i Nancy, te obr±czki, którymi pragniecie siebie obdarowaæ.
(Przyjmuj± od siebie obr±czki.)
Proszê Neale'a, aby powtarza³ za mn±.
Ja, Neale... proszê ciebie, Nancy... aby¶ zosta³a m± towarzyszk±, kochank±, przyjació³k± i ¿on±... Wyra¿am mój zamiar darzenia ciebie najg³êbsz± przyja¼ni± i mi³o¶ci±... nie tylko w chwilach rado¶ci... ale i w chwilach smutku... nie tylko wtedy, kiedy jasno pamiêtasz, Kim Jeste¶... ale i kiedy zapominasz... nie tylko wtedy, kiedy okazujesz mi³o¶æ... ale i wtedy, kiedy nie okazujesz jej... Ponadto o¶wiadczam... Bogu oraz zebranym tutaj... i¿ zawsze bêdê stara³ siê dostrzegaæ obecne w tobie ¦wiat³o Bosko¶ci... i zawsze bêdê stara³ siê dzieliæ... ¦wiat³em Bosko¶ci obecnym we mnie... nawet i szczególnie... w najczarniejszej godzinie.
Jest moim zamiarem pozostaæ z tob± na zawsze... w ¶wiêtym obcowaniu dusz... aby¶my wspólnie mogli tworzyæ Bo¿e dzie³o... obdarowuj±c tym, co w nas dobre... wszystkich, o których w naszym ¿yciu siê ocieramy.
(Kap³anka zwraca siê do Nancy.)
Nancy, czy zgadzasz siê uczyniæ zado¶æ pro¶bie Neale'a i zostaæ jego ¿on±?
(Odpowiada, ¿e tak.)
Nancy, powtarzaj teraz za mn±.
Ja, Nancy... proszê ciebie, Neale'a... (Sk³ada tak± sam± obietnicê.)
Kap³anka zwraca siê do Neale'a.
Neale, czy zgadzasz siê uczyniæ zado¶æ pro¶bie Nancy i zostaæ jej mê¿em?
(Odpowiada, ¿e tak.)
Zatem we¼cie te obr±czki, które sobie nawzajem za³o¿ycie, i powtarzajcie za mn±: T± obr±czk±... za¶lubiam ciebie... i biorê od ciebie obr±czkê... (wymieniaj± obr±czki)... któr± nak³adam sobie... (nak³adaj± obr±czki)... jako widoczny dla wszystkich znak... mej mi³o¶ci do ciebie.
(Na zakoñczenie kap³anka mówi:)
Jeste¶my w pe³ni ¶wiadomi tego, ¿e tylko oblubieñcy mog± udzieliæ sobie sakramentu ma³¿eñstwa i tylko oni mog± je u¶wiêciæ. Ani mój ko¶ció³, ani ¿adna w³adza powierzona mi przez pañstwo, nie upowa¿niaj± mnie do og³oszenia tego, co jedynie dwa serca mog± og³osiæ i co dusza jedynie mo¿e urzeczywistniæ.
Tak wiêc, jako ¿e ty, Nancy, oraz ty, Neale, obwie¶cili¶cie prawdê zapisan± ju¿ w waszych sercach i dali¶cie jej ¶wiadectwo w obecno¶ci zebranych tu waszych przyjació³ oraz Jedynego ¯ywego Ducha – wypada mi z rado¶ci± oznajmiæ, ¿e tym samym uznali¶cie siê za... po¶lubionych sobie.
Po³±czmy siê w modlitwie.
Duchu Mi³o¶ci i ¯ycia: oto z ca³ego ¶wiata, te dwie dusze odnalaz³y siebie nawzajem. Ich losy bêd± odt±d splecione w jeden wzór, bêd± nieroz-dzielne i w niebezpieczeñstwie, i w szczê¶ciu.
Neale i Nancy, niech wasz dom bêdzie szczê¶liw± przystani± dla wszystkich, którzy wst±pi± pod jego dach; przybytkiem, w którym starzy i m³odzi znajd± nawzajem pociechê w swoim towarzystwie; miejscem, w którym rozbrzmiewaæ bêdzie muzyka i rado¶æ, miejscem modlitwy i mi³o¶ci.
Oby piêkno i obfito¶æ waszej mi³o¶ci wzbogaca³y tych, którzy was otaczaj± na co dzieñ; oby wasza praca przynios³a wam rado¶æ a pos³ugê ¶wiatu, i oby¶cie zaznali d³ugich i pogodnych dni na Ziemi.
Amen.
Jestem taki wzruszony. Poczytujê to sobie za zaszczyt i b³ogos³awieñstwo, ¿e znalaz³em kogo¶, z kim mog³em wypowiedzieæ te s³owa, szczerze i z przekonaniem. Drogi Bo¿e, dziêkujê Ci za to, ¿e zes³a³e¶ mi Nancy.
Ty te¿ jeste¶ dla niej darem Bo¿ym, wiesz? Mam nadziejê.
Wierz Mi. Chcia³by¶ poznaæ moje skryte pragnienie?
Zamieniam siê w s³uch.
Pragnê, aby wszyscy ludzie mogli z³o¿yæ takie O¶wiadczenia o Ma³¿eñstwie. Pragnê, aby je wyciêli lub przepisali, i u¿yli w trakcie swojej ceremonii ma³¿eñskiej. Liczba rozwodów spad³aby na ³eb, na szyjê.
Niektórym ciê¿ko by³oby wymówiæ te s³owa – a wielu trudno by³oby dochowaæ im wierno¶ci.
Mam nadziejê, ¿e nam siê uda wytrwaæ! To znaczy, sêk w tym, ¿e gdy zamie¶cimy tu te s³owa, bêdziemy musieli wedle nich ¿yæ.
A nie mieli¶cie zamiaru ¿yæ wedle nich?
Oczywi¶cie, ¿e mieli¶my. Ale jeste¶my lud¼mi, jak wszyscy inni. Lecz gdy nam siê nie powiedzie, je¶li co¶ przytrafi siê naszemu zwi±zkowi czy, nie daj Bo¿e, zechcemy go zakoñczyæ, wszyscy bêd± rozczarowani.
Bzdura. Zrozumiej±, ¿e pozostajecie wierni samym sobie; ¿e dokonali¶cie nowego wyboru. Zwa¿ na moje s³owa z ksiêgi pierwszej: Nie nale¿y myliæ d³ugo¶ci zwi±zku z jako¶ci±. Nie jeste¶ chodz±ce ikona, Nancy te¿, i nikt nie powinien was wynosiæ na o³tarze – ty sam równie¿ nie powiniene¶ tam siebie stawiaæ. B±d¼ ludzki. B±d¼ ludzki w pe³nym tego s³owa znaczeniu. Je¶li pó¼niej uznacie z Nancy, ¿e chcecie nadaæ waszemu zwi±zkowi inna postaæ, macie do tego prawo. Na tym polega przesianie tego dialogu.
I to w³a¶nie g³osi³y nasze o¶wiadczenia!
Dok³adnie. Cieszê siê, ¿e tak to widzisz.
Podobaj± mi siê te o¶wiadczenia. Dobrze, ¿e je tu wstawili¶my. To wspania³y nowy sposób na rozpoczêcie wspólnego ze sob± ¿ycia. Koniec z ¿±daniem od kobiety, aby “mi³owa³a, szanowa³a i by³a pos³uszna". To przejaw pró¿no¶ci i pychy ze strony mê¿czyzn.
Masz racje, oczywi¶cie.
Jeszcze wiêkszym przejawem pró¿no¶ci i pychy by³o twierdzenie, ¿e taka mêska dominacja zosta³a ustanowiona przez Boga.
I znów masz racje. Nigdy nie ustanawia³em niczego podobnego.
Wreszcie mamy s³owa ceremonii za¶lubin naprawdê p³yn±ce od Boga. S³owa, które nie czyni± osobistej w³asno¶ci z nikogo. S³owa, które mówi± prawdê o mi³o¶ci. S³owa, które nie nak³adaj± wiêzów, lecz obiecuj± wy³±cznie wolno¶æ! S³owa, którym wierne pozostaæ mo¿e ka¿de serce.
Znajda siê tacy, którzy wytkn± ci, ¿e “ka¿dy mo¿e dochowaæ ¶lubów, które nie stawiaj± ¿adnych wymagañ". Co ty na to?
Odpowiem im: “Znacznie trudniej jest uwolniæ kogo¶ ni¿ kontrolowaæ. Gdy sprawujesz nad kim¶ w³adzê, stawiasz na swoim. Gdy zwracasz komu¶ wolno¶æ, spe³niasz jego pragnienie".
M±dra odpowied¼.
Przyszed³ mi do g³owy ¶wietny pomys³! Powinni¶my wydaæ ksi±¿eczkê z tekstem nowej ceremonii ma³¿eñskiej, ludzie mogliby korzystaæ z niej w dniu swoich za¶lubin.
Ksi±¿eczka ta zawiera³aby równie¿ kluczowe spostrze¿enia na temat mi³o¶ci i zwi±zków zebrane z trzech czê¶ci tego dialogu, jak równie¿ specjalne modlitwy i medytacje po¶wiêcone ma³¿eñstwu -któremu, jak siê okazuje, nie jeste¶ przeciwny!
Tak siê cieszê, poniewa¿ przez chwilê wygl±da³o na to, jakby¶ by³ wrogiem ma³¿eñstwa.
Jak móg³bym byæ przeciwnikiem ma³¿eñstwa? My wszyscy jeste¶my sobie za¶lubieni, zwi±zani ze sob± nawzajem – teraz i na wieki wieków. Jeste¶my Jednym. £±czy nas najwspanialsza ceremonia ma³¿eñska. Nie ma donio¶lejszego ¶lubu ni¿ ten: Bêdê zawsze ciê mi³owa³ i dawa³ woln± rêkê we wszystkim. Moja mi³o¶æ w niczym ciebie nie ograniczaa. Albowiem nieskrêpowane stawanie siê, Kim Decydujesz siê Byæ, twe najwiêksze pragnienie i Mój najwiêkszy dar.
Czy bierzesz Mnie teraz za swego prawowitego partnera w dziele tworzenia, za¶lubionego zgodnie z najwy¿szymi prawami wszech¶wiata?
Biorê.
A czy Ty bierzesz mnie za swego partnera w dziele tworzenia?
Biorê i zawsze bra³em. Teraz i przez ca³± wieczno¶æ stanowimy Jedno. Amen."
Zapisane
arteq
Go¶æ
« Odpowiedz #58 : Marzec 14, 2010, 19:22:31 »

Widzisz East, w tym momencie aby przekonywaæ i argumentowaæ swój punkt widzenia, bêd±cy innym ni¿ Twój musia³bym wchodziæ w Twoj± sytuacjê, ci±gn±æ Ciê za jêzyk, wchodziæ w strefê prywatno¶ci - nie tylko Twojej. Nie chcesz tego i w zaden sposób nie zamierzam do tego namawiaæ.
Podsumujê tylko 2 rzeczy:
1. przyk³ad z Piotrem - owszem zdradzi³, ale zrozumia³ co zrobi³, ¿a³owa³ tego i... tak, wróci³ do Jezusa.
2. tak, broniê i namawiam do swoich pogl±dów, zasad i wytycznych. Zgadzam siê, ¿e mówiæ mo¿na du¿o, lecz zauwa¿, ¿e dziêki moim zasadom [nieco ko¶lawe s³owo, nie oddaj±ce pe³ni zagadnienia] moja droga wygl±da nieco inaczej - nie musia³em siê rozstawaæ, nie musia³em nara¿aæ na stres ¿ony, dzieci i trwam w szczê¶liwym zwi±zku. Nie mogê uczciwie stwierdziæ, ¿e zasady te s± 100% gwarantem na unikniêcie np. rozwodu, rozstañ lecz w znacznym stopniu ograniczaj± tak± ewentualno¶æ.   
Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

P³eæ: Mê¿czyzna
Wiadomo¶ci: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #59 : Marzec 24, 2010, 20:35:11 »

Porady na zdrady
Wojciech Orliñski
2010-03-23, ostatnia aktualizacja 2010-03-18 17:56


Detektyw Marcin Popowski niejedn± zdradê ma³¿eñsk± wytropi³. Teraz radzi, na co dyskretnie zwracaæ uwagê

Detektyw Marcin Popowski niejedn± zdradê ma³¿eñsk± wytropi³. Teraz radzi, na co dyskretnie zwracaæ uwagê.

Porady na zdrady' czyta siê jednym tchem, choæ po lekturze mo¿na zw±tpiæ w cz³owieka. Nie w mê¿czyzn, nie w kobiety - w Ludzko¶æ Jako Tak±. W idealnym ¶wiecie taka ksi±¿ka nie mog³aby powstaæ, ale ¿yjemy, gdzie ¿yjemy, wiêc dziw, ¿e powsta³a dopiero teraz.
...

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,7677462,Porady_na_zdrady.html

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Edit:

Przez jej zazdro¶æ móg³ straciæ ¿ycie
¦roda, 24 marca (16:45)



Dolno¶l±ska policja zatrzyma³a kobietê, która próbowa³a autem zepchn±æ do rowu samochód prowadzony przez jej by³ego partnera. Jak przyzna³a 30-latka, powodem jej zachowania by³a zazdro¶æ.
...

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/dolnoslaskie/wroclaw/news/zemsta-zazdrosnej-30-latki-na-bylym-partnerze,1456329
« Ostatnia zmiana: Marzec 24, 2010, 21:18:39 wys³ane przez Dariusz » Zapisane

Pozwól sobie byæ sob±, a innym byæ innymi.
east
Go¶æ
« Odpowiedz #60 : Marzec 24, 2010, 22:28:24 »

Cytuj
Za³ó¿my wiêc, ¿e czytelniczka tej ksi±¿ki postanowi jednak poznaæ prawdê o swoim mê¿u i jego podejrzanie czêstych zebraniach. Nim j± pozna, czeka j± dobre kilka miesiêcy wyrzeczeñ. Detektyw radzi, by bardzo uwa¿a³a na to, co mówi i o co pyta. Do swoich podejrzeñ nie mo¿e siê przyznaæ znajomym, bo nie ma gwarancji, ¿e plotka ko³em nie dotrze do ma³¿onka. Nie mo¿e te¿ piæ alkoholu ani w inny sposób os³abiaæ ci±g³ej inwigilacyjnej czujno¶ci. Detektyw radzi, jak inwigilowaæ profesjonalnie. Nale¿y prowadziæ zeszyt obserwacji (godziny przyj¶cia, godziny wyj¶cia). Dyskretnie sprawdziæ komputer i komórkê, czytaj±c e-maile i SMS-y. Przejrzeæ kieszenie. Wszystko notowaæ, bo wa¿ne mog± byæ zmiany pozornie drobnych szczegó³ów, np. przesiadka na elegantsze skarpetki albo niespodziewane zami³owanie do s³odyczy (seks po¿era kalorie). Sprawdzaæ wyci±gi z kart bankowych ('tankowa³ w Pu³awach?'), dyskretnie obw±chiwaæ.

Ale jaja. I po co to komu ? Po co ta wojna podjazdowa poch³aniaj±ca ca³± energiê i rado¶æ ¿ycia ? Mo¿e siê okazaæ , ¿e niewinna z pozoru i ca³kiem uzasadniona inwigilacja mo¿e siê przerodziæ w obsesjê. Mo¿na siê wkrêciæ samemu niesamowicie i to na ca³e ¿ycie. To jak budowanie sobie wiêzienia. Jak ju¿ raz zaczniesz to nigdy nie skoñczysz. Wiecznie bêdziesz wêszyæ ...

Nie lepiej oszczêdziæ sobie i drugiej osobie tego wszystkiego po prostu szczer± rozmow± ?
A najlepiej jest zbudowaæ siebie - istotê niezale¿n± mentalnie  od kogokolwiek. Mi³o¶æ to dawanie, dzielenie siê sob±. Je¶li kto¶ nie chce przyj±æ tego daru to jego/jej strata , a nie Twoja.
« Ostatnia zmiana: Marzec 24, 2010, 22:29:22 wys³ane przez east » Zapisane
arteq
Go¶æ
« Odpowiedz #61 : Marzec 25, 2010, 10:44:31 »

Bêdzie zachwala³ takie podej¶cie bo z tego ¿yje. Dla mnie takowa postawa jest chora i mo¿e prowadziæ do popsucia relacji z -ca³kiem prawdopodobne - niewinnym ma³¿onkiem. Nie mozna normalnie funkcjonowaæ w takiej kreowanej atmosferze.
Zapisane
Strony: 1 2 [3] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.04 sekund z 20 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

watahaslonecznychcieni zipcraft gangem phacaiste-ar-mac-tire opatowek