Niezale¿ne Forum Projektu Cheops Niezale¿ne Forum Projektu Cheops
Aktualno¶ci:
 
*
Witamy, Go¶æ. Zaloguj siê lub zarejestruj. Grudzieñ 21, 2024, 19:06:29


Zaloguj siê podaj±c nazwê u¿ytkownika, has³o i d³ugo¶æ sesji


Strony: [1] |   Do do³u
  Drukuj  
Autor W±tek: Rozwod  (Przeczytany 12351 razy)
0 u¿ytkowników i 4 Go¶ci przegl±da ten w±tek.
Rafaela
Go¶æ
« : Sierpieñ 23, 2010, 11:08:30 »

Rozwód

Rozwód to rozwi±zanie ma³¿eñstwa, pozwalaj±ce rozwiedzionym na ponowne zwi±zki ma³¿eñskie z innymi partnerami. Nale¿y odró¿niæ pojêcie „rozwodu” od „separacji” oraz od „uniewa¿nienia ma³¿eñstwa”. Obecnie w wiêkszo¶ci krajów organem uprawnionym do udzielania rozwodów jest s±d. W bardziej odleg³ej przesz³o¶ci decyduj±cy wp³yw na stanowisko pañstwa wobec rozwodów mia³y systemy religijne, a zw³aszcza ko¶ció³ rzymski.
Krótkie spojrzenie w przesz³o¶æ

Pojêcie rozwodu ma w kulturze zachodniej swoje korzenie siêgaj±ce czasów Moj¿esza. On to bowiem og³osi³ prawo oddalania ¿ony przez mê¿a, który wrêczaj±c jej list rozwodowy tym samym rozwi±zywa³ ich ma³¿eñstwo. Obie strony mog³y wówczas po¶lubiæ kogo¶ innego. Jednak ¿ona nie mog³a z w³asnej inicjatywy odej¶æ od mê¿a i zwi±zaæ siê z kim¶ innym. Taki czyn musia³by byæ uznany za cudzo³óstwo i skoñczyæ siê ¶mierci± przez ukamienowanie.

W cesarstwie rzymskim ma³¿eñstwo nie by³o w ogóle aktem prawnym. Mê¿czyzna i kobieta po prostu rozpoczynali wspólne ¿ycie i w ten sposób zak³adali rodzinê. Musia³y byæ spe³nione tylko dwa warunki: oboje musieli byæ w wieku dojrza³o¶ci p³ciowej i ich rodziny musia³y siê zgodziæ na ten zwi±zek. Nie istnia³a tzw. „wspólnota maj±tkowa”, ka¿dy z ma³¿onków posiada³ swoje w³asne mienie. Rozwód móg³ nast±piæ zarówno z inicjatywy mê¿czyzny jak i kobiety. Nie by³y do tego celu potrzebne ¿adne skomplikowane czynno¶ci prawne. Wymagano tylko jasnego stwierdzenia zamiaru rozwi±zania ma³¿eñstwa, np. w formie pisemnej.

W okresie, gdy chrze¶cijañstwo sta³o siê w cesarstwie rzymskim religi± pañstwow±, podejmowano próby ustanowienia instytucjonalnej kontroli nad ¶lubami i rozwodami. Panuj±cy w VI wieku cesarz Justynian I usi³owa³ przeforsowaæ ko¶cielny pogl±d na rozwody. Napotka³ jednak na silny opór spo³eczny i musia³ siê w koñcu z tego wycofaæ. Jednak stopniowo, w miarê pogr±¿ania siê w wieki ¶rednie, wp³yw stanowiska ko¶cio³a stawa³ siê coraz wiêkszy. W koñcu rozwody w ca³ej chrze¶cijañskiej Europie zosta³y zakazane. Dozwolona by³a tylko „separacja od sto³u i ³o¿a”, która mog³a mieæ zastosowanie tylko w skrajnych przypadkach, np. cudzo³óstwa, przemocy czy okrucieñstwa. Ma³¿onkowie ¿yj±cy w separacji nie mogli jednak wchodziæ powtórnie w zwi±zki ma³¿eñskie. Tylko do¶æ rzadko orzekane uniewa¿nienie ma³¿eñstwa mog³o daæ obu stronom pe³n± wolno¶æ. Teologiczn± podstaw± zakazu rozwodów by³y pochodz±ce z ewangelii Mateusza i Marka s³owa: „Co bóg z³±czy³, tego cz³owiek niech nie rozdziela” [Mt 19,6 i Mk 10,9].

Odmienny pogl±d na rozwód mieli przedstawiciele reformacji. Luter nazwa³ rozwód „rzecz± doczesn±, tak± jak ubranie, jedzenie, dom czy pole, która podlega ¶wieckiej jurysdykcji”. Protestanci dopuszczali wiêc rozwód w szczególnych przypadkach takich jak cudzo³óstwo, znêcanie siê nad wspó³ma³¿onkiem, porzucenie.

Jeszcze inaczej mia³a siê sprawa w Anglii. Formalnie rozwody zosta³y zalegalizowane po tym, jak król Henryk VIII og³osi³ siê g³ow± ko¶cio³a anglikañskiego i zerwa³ z Rzymem. Jednak rozwodu nie orzeka³ s±d, a Izba Lordów, dlatego te¿ rozwi±zanie ma³¿eñstwa by³o kosztowne, a co za tym idzie – dostêpne tylko dla wielkich i bogatych. Dopiero w roku 1857 parlament brytyjski przekaza³ s±dom sprawy rozwodowe.

Przyk³adem regionu, w którym dokonywa³y siê gruntowne zmiany w stosunku pañstwa do rozwodów by³a Ameryka Pó³nocna. Zanim formalnie powsta³y Stany Zjednoczone, obowi±zywa³y kryteria religijne. Katolicy, powo³uj±c siê na stanowisko Watykanu, sprzeciwiali siê wszelkim rozwodom, anglikanie uwa¿ali rozwód za kwestiê prawn±, a protestanci – za sprawê ¶wieck±. Uchwalona w pó¼niejszym okresie Konstytucja Stanów Zjednoczonych zostawia³a poszczególnym stanom ca³kowit± swobodê w sprawie rozwodów i mimo wysi³ków w sprawie ujednolicenia prawa, jest tak po dzieñ dzisiejszy. Poniewa¿ „prawo rozwodowe” zmienia³o siê od stanu do stanu, st±d te¿ wytworzy³a siê tzw. „migracja rozwodowa”. Np. do 1967 roku jedyn± podstaw± do rozwodu w stanie Nowy Jork by³o cudzo³óstwo, co powodowa³o, ¿e uzyskaæ rozwód by³o bardzo trudno, a sprawy by³y kosztowne i ci±gnê³y siê d³ugo. Równocze¶nie, wystarczaj±cym powodem uzyskania rozwodu w stanie Nevada by³o „znêcanie siê psychiczne nad partnerem”, a rozwód mo¿na by³o dostaæ w ci±gu 6-ciu tygodni. Dlatego te¿ wielu mieszkañców stanu Nowy Jork przenosi³o siê do Nevady, tylko dlatego, aby dostaæ rozwód. Jednak stopniowo, w miarê rozwoju amerykañskiego spo³eczeñstwa, nastêpowa³a jego sekularyzacja, co prowadzi³o do coraz liberalniejszego stanowiska w sprawie rozwodów. Np. w stanie Kalifornia dopuszczono rozwody z powodu „nie daj±cych siê pogodziæ ró¿nic” miedzy ma³¿onkami. Równie¿ w stanie Nowy Jork od 1967 roku orzekano rozwody z powodu „separacji trwaj±cej co najmniej 2 lata”. Za tymi przyk³adami posz³y wszystkie inne stany, pozwalaj±c na rozwody bez ustalania winy.
Rozwód w czasach wspó³czesnych

Obecnie w przewa¿aj±cej wiêkszo¶ci krajów ¶wiata, rozwód jest dopuszczalny i jest orzekany przez s±dy. W niektórych krajach katolickich istnieje oprócz tego mo¿liwo¶æ separacji, która jest podobna do rozwodu, ale bez prawa zawierania nowych zwi±zków ma³¿eñskich. W miarê uprzemys³owienia i urbanizacji wielu krajów ¶wiata, ro¶nie tak¿e liczba rozwodów. Palmê pierwszeñstwa dziel± miêdzy sob± Stany Zjednoczone i Japonia, gdzie stosunek liczby rozwodz±cych siê par do liczby par zawieraj±cych zwi±zki ma³¿eñskie wynosi1 w przybli¿eniu 1:2, co oznacza, ¿e po³owa par siê rozwodzi. W USA mówi siê nawet o „ma³¿eñstwach szeregowych”. Wielu Amerykanów wstêpuje w zwi±zki ma³¿eñskie trzy lub cztery razy. Bywaj± nawet rekordzi¶ci, maj±cy za sob± kilkana¶cie ¶lubów. Równie¿ takie kraje jak Australia, Kanada, Dania, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Rosja maj± wysoki wska¼nik rozwodów mieszcz±cy siê w przedziale od 1:3 do 1:2. Nawet W³ochy, w których przez d³ugie lata prawo rozwodów nie dopuszcza³o, zaczynaj± powoli doganiaæ ca³± resztê. Do rzadko¶ci nale¿± takie kraje jak Mauritius czy Jamajka, gdzie wska¼nik rozwodów jest ni¿szy ni¿ 1:10.
Rozwód i co dalej?

Rozwód rzadko odbywa siê tak, ¿e ma³¿onkowie rozchodz± siê pogodnie i mimo rozwi±zania ma³¿eñstwa pozostaj± nadal przyjació³mi. Najczê¶ciej jest to wielce stresuj±ce prze¿ycie wywo³uj±ce urazy psychiczne, poczucie odrzucenia, itp. Niejednokrotnie ma³¿onkowie musz± ujawniæ przed s±dem szczegó³y swojego intymnego po¿ycia. Spory o podzia³ maj±tku a tak¿e o przyznanie opieki nad dzieæmi to równie¿ czêsto spotykane nastêpstwa rozwodu. Po rozwodzie zwykle przynajmniej jedna ze stron musi siê przeprowadziæ, co wi±¿e siê ze zmian± s±siadów, przyjació³, kontaktów towarzyskich, a czasem nawet i pracy.

Rozwód wyciska równie¿ swoje piêtno na dzieciach, które tak¿e cierpi± z tego powodu. Dzieci poni¿ej 5-ciu lat reaguj± zwykle z³o¶ci±, niekiedy s± bardzo zasmucone, tak jakby to one rozwodzi³y siê ze swoimi rodzicami. Starsze dzieci znosz± to lepiej, ale czasami przypisuj± sobie winê za to co siê sta³o. Nastolatki s± zwykle z³e na swoich rodziców, wini±c ich za wszystko. Czêsto odczuwaj± równie¿ zak³opotanie z powodu zaistnia³ej sytuacji. W koñcu zwykle godz± siê z losem i przystosowuj± do ¿ycia z rozwiedzionymi rodzicami, chocia¿ czasem pozostaje w nich ¿al na d³ugie lata.

Jednak z drugiej strony, zaniechanie rozwodu i utrzymywanie ma³¿eñstwa tylko ze wzglêdu na dzieci czy przekonanie religijne jest niekiedy jeszcze gorsze. Nieprzyjemna atmosfera w domu, k³ótnie, awantury, próby pozyskiwania swoich dzieci i „przeci±gania” ich na swoj± stronê poprzez podkopywanie autorytetu wspó³ma³¿onka – wszystko to wywiera niszcz±cy wp³yw na psychikê dziecka. Je¿eli do tego dochodzi jeszcze przemoc to sprawa staje siê wrêcz tragiczna. Dlatego rozwód mo¿e siê niejednokrotnie okazaæ du¿o mniejszym z³em.
                         
                                                                cdn



Zapisane
Rafaela
Go¶æ
« Odpowiedz #1 : Sierpieñ 23, 2010, 11:48:09 »

Ko¶ció³ katolicki a rozwód

Spo¶ród wszystkich religii ¶wiata przewa¿aj±ca wiêkszo¶æ ma w czasach obecnych do¶æ liberalne stanowisko wobec rozwodów dopuszczaj±c je zwykle z ró¿nych przyczyn, np. z powodu zdrady, przemocy w rodzinie czy trwa³ego porzucenia wspó³ma³¿onka. Dotyczy to nie tylko religii niechrze¶cijañskich ale równie¿ wszystkich odmian chrze¶cijañstwa nie zwi±zanych z Rzymem, jak ko¶ció³ prawos³awny, ko¶cio³y protestanckie, ko¶ció³ anglikañski, itp. Tylko ko¶ció³ katolicki stoi na nieprzejednanym stanowisku ca³kowitej niedopuszczalno¶ci rozwodów. Aby nie dopu¶ciæ nawet do wyj±tku, w którym Mateusz pozwala oddaliæ ¿onê z powodu nierz±du [Mt 5,32 a tak¿e 19,9], zmieniono definicjê nierz±du.2

G³ównym argumentem przeciw rozwodom jest wymieniony ju¿ poprzednio cytat z ewangelii wg Mateusza i wg Marka „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie roz³±cza”. Stra¿nicy „depozytu wiary” zapominaj± jednak o tym, ¿e pytanie faryzeuszy nie dotyczy³o rozwodów w takim znaczeniu, jakie nadajemy temu s³owu dzisiaj, ale chodzi³o im o oddalenie ¿ony wed³ug prawa moj¿eszowego. Ró¿nica jest kolosalna. Dzisiejsze rozwody orzekane s± przez s±dy, zwykle wtedy, gdy obie strony nie chc± byæ ju¿ razem, albo gdy jedna ze stron jest winna rozk³adu ma³¿eñstwa. S±dy nie tylko rozwi±zuj± ma³¿eñstwo, ale ustalaj± podzia³ maj±tku i zabezpieczaj± prawa dzieci poprzez odpowiedni system alimentacji.

W przypadku „oddalania ¿ony” na mocy moj¿eszowego prawa, nic takiego nie istnia³o. Po prostu m±¿ móg³ w ka¿dej chwili o¶wiadczyæ, ¿e nie chce ju¿ ¿yæ ze swoj± ¿on±, bo np. ¿ywi do niej odrazê i ¿ona ma opu¶ciæ jego dom. Nikt jej przy tym nie pyta³ o zdanie, nie mia³a te¿ ¿adnych mo¿liwo¶ci odwo³ania siê od jego decyzji. Mówi±c bardziej dosadnie, gdy m±¿ zapragn±³ innej kobiety, móg³ zupe³nie legalnie wyrzuciæ dotychczasow± ¿onê z domu, pozwalaj±c jej wzi±æ tylko to, co mia³a na sobie i nie troszcz±c siê zupe³nie o to, co siê z ni± stanie. Oddalona ¿ona, z listem rozwodowym w rêce, mog³a wyj¶æ ponownie za m±¿, zw³aszcza je¶li by³a m³oda i ³adna (ale kto takie wyrzuca) lub liczyæ na to, ¿e kto¶ j± przygarnie (np. rodzina). W przeciwnym razie jej sytuacja by³a nie do pozazdroszczenia i czasem nie pozostawa³o jej nic innego jak zacz±æ ¿ebraæ.

Trzeba tu jeszcze raz bardzo wyra¼nie zaznaczyæ, ¿e prawo do oddalania ¿ony by³o tylko prawem mê¿czyzny. ¯ona nie mog³a „oddaliæ” mê¿a, a za zwi±zanie siê z innym mê¿czyzn± grozi³a kara ¶mierci przez ukamienowanie. Istniej±ce wiêc za czasów Jezusa prawo by³o wybitnie niesprawiedliwe, pozwala³o bowiem mê¿czy¼nie na zalegalizowanie cudzo³óstwa. Gdy mu siê znudzi³a ¿ona, to j± po prostu wyrzuca³ i bra³ sobie inn±. Gdyby to samo zrobi³a ¿ona, zginê³aby pod gradem kamieni. Jezus, bêd±c osob± porywcz±, oburzy³ siê na ob³udê tkwi±c± w tym moj¿eszowym prawie i kategorycznie zakaza³ oddalania ¿ony. Równocze¶nie kobiety skazane na ukamienowanie za cudzo³óstwo ratowa³ od ¶mierci (o jednej takiej wiemy na pewno). Tylko w ten sposób mo¿na rozumieæ reakcjê Jezusa, a odnoszenie jej do czasów dzisiejszych i do dzisiejszych rozwodów jest jawnym nadu¿yciem.

Pozostaje pytanie, jaki jest prawdziwy sens s³ów Jezusa „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie roz³±cza”4? Aby na nie odpowiedzieæ, trzeba najpierw rozwa¿yæ, kiedy to Bóg ³±czy, a kiedy tylko cz³owiek. Ko¶ció³ katolicki twierdzi, ¿e ka¿dy jego „¶wiêty kap³an” to „alter Chrystus”5, wiêc je¶li ksi±dz z³±czy³6, to Bóg z³±czy³. Zwa¿ywszy na to, czym ko¶ció³ katolicki jest i jak dzia³a, takie stanowisko jest co prawda zrozumia³e, ale i wielce zarozumia³e. Bo czy to Bóg z³±czy³ ma³¿onków, którzy nienawidz±c siê nawzajem zamieniaj± swoje ¿ycie w piek³o? Czy to Bóg z³±czy³ mê¿a pijaka z ¿on±, która godzi siê na awantury, poni¿anie i bicie siebie i swoich dzieci? Czy to Bóg z³±czy³ ma³¿eñstwa, w których ojcowie molestuj± seksualnie a nawet gwa³c± w³asne potomstwo? Nie, ko¶ciele katolicki! Bóg nie jest biurokratycznym urzêdnikiem, który ³±czy poprzez wymóg wypowiadania w obecno¶ci ksiêdza przysiêgi bez pokrycia. BÓG JEST MI£O¦CI¡, a zatem BÓG £¡CZY MI£O¦CI¡. Mi³o¶æ jest nie tylko boskim spoiwem, ale tak¿e jakby „wizytówk±’ czy „podpisem” Boga. Tam, gdzie go¶ci mi³o¶æ, go¶ci Bóg. To co zosta³o z³±czone mi³o¶ci±, zosta³o z³±czone przez Boga. I biada temu, kto to roz³±czy! Ale po co zmuszaæ ludzi do bycia ze sob±, skoro nie chc± lub nie potrafi± przebywaæ razem?

S³owa Jezusa „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie rozdziela” pasuj± wiêc raczej do tragedii Romea i Julii, Abelarda i Heloizy, Tristana i Izoldy, Stefanii Rudeckiej i Walemara Michorowskiego i wielu innych, nie tylko literackich ale i historycznych postaci. Ile¿ to ludzkich dramatów towarzyszy³o zwi±zkom osób nie nale¿±cych do tego samego stanu czy klasy spo³ecznej, nie nale¿±cych do tej samej rasy, czy nale¿±cych do sk³óconych rodzin. Ilu cz³onków rodzin panuj±cych musia³o po¶wieciæ swe osobiste mi³o¶ci dla tzw. „dobra królestwa”. Ci, którzy nie chcieli siê z tym pogodziæ, czasem koñczyli tragicznie. Jako przyk³ad niech pos³u¿y samobójstwo Rudolfa Habsburga i Marii Vetsery w zamku Mayerling. Ilu mê¿czyzn i ile kobiet musia³o zrezygnowaæ z opartych na wielkiej mi³o¶ci zwi±zków, pod wp³ywem nacisków ¶rodowiska czy ¿±dania rodziny. Jeszcze w pierwszej po³owie dwudziestego wieku w niektórych stanach USA ma³¿eñstwa miêdzy osobami ró¿nych ras by³y zakazane, a te pary, które chcia³y wst±piæ w zwi±zki ma³¿eñskie, musia³y siê przenie¶æ do Europy. Jak¿e czêsto, nawet w czasach wspó³czesnych, rodzice odwodz± swoje, nawet doros³e ju¿ dzieci, od (ich zdaniem) nieodpowiednich partnerów, szanta¿uj±c ich s³owami: „Dopóki jeste¶ na moim utrzymaniu masz robiæ to co ka¿ê”. Robi± to zapewne w dobrej wierze, uwa¿aj±c, ¿e oni wiedz± lepiej, co dla ich potomków jest dobre. Zapominaj± przy tym, ¿e ich podstawowym obowi±zkiem jest usamodzielniæ swoje dzieci, a nie uzale¿niæ od siebie. Pomijaj± równie¿ fakt, ¿e ka¿dy doros³y cz³owiek ma prawo wybraæ pomiêdzy ¿yciem wygodnym, dostatnim i ustabilizowanym, z bogatym i wp³ywowym partnerem (tzw. „dobr± parti±”), a prze¿yciem wielkiej mi³o¶ci.

Jedyn± rzecz±, któr± ko¶ció³ katolicki dopuszcza jest uniewa¿nienie ma³¿eñstwa. Przyczyn± uniewa¿nienia mo¿e byæ np. zmiana wyznania jednego z ma³¿onków, homoseksualizm, nieskonsumowanie ma³¿eñstwa, a tak¿e niespe³nienie jakiego¶ wymogu formalnego niezbêdnego do zawarcia tego zwi±zku7. W Polsce, w czasach, gdy ¿y³ Tadeusz Boy-¯eleñski, by³ to jedyny sposób na rozwi±zanie ma³¿eñstwa. Istnieli nawet specjalnie do tego celu powo³ani adwokaci konsystorscy, którzy za du¿e pieni±dze podejmowali siê tego rodzaju spraw, ucz±c zainteresowanych jak maj± k³amaæ, aby siê rozej¶æ w zgodzie z ko¶cio³em. By³o to powodem serii artyku³ów prasowych Boya, wydanych potem w zbiorku „Dziewice konsystorskie”. Dzi¶ s±dy biskupie rozpatruj± coraz wiêcej tego rodzaju spraw, w Polsce jest ich chyba kilkaset rocznie. Taki proces trwa jednak do¶æ d³ugo, zwykle 2-3 lata lub wiêcej i nie zawsze koñczy siê zgodnie z oczekiwaniami.

Obecnie ko¶cielne uniewa¿nienie ma³¿eñstwa jest raczej spraw± wiary ni¿ konieczno¶ci, bo w wiêkszo¶ci pañstw ¶wiata rozwód jest w gestii s±dów. Ostatni± ostoj± katolickiego punktu widzenia na rozwody w XX-wiecznej Europie by³y W³ochy, ale i tam w koñcu nast±pi³y zmiany w kierunku rozdzia³u ko¶cio³a od pañstwa, co umo¿liwi³o rozwody.
Dlaczego ludzie siê rozwodz±?

Aby odpowiedzieæ na to pytanie nale¿y siê najpierw zastanowiæ nad tym, dlaczego ludzie siê pobieraj±? Nak³adanie ograniczeñ na zwi±zki miêdzy mê¿czyznami i kobietami i wprowadzenie konieczno¶ci legalizacji tych zwi±zków w postaci aktów prawnych czy ceremonii religijnych jest praktykowane od czasów staro¿ytnych. Idea, jaka temu przy¶wieca³a, by³a wznios³a. Chodzi³o o zapewnienie trwa³o¶ci rodziny a tym samym o zabezpieczenie przetrwania gatunku. Ma³¿eñstwo mia³o stanowiæ umowê, w której obie strony zobowi±zywa³y siê do okre¶lonych ¶wiadczeñ. Szczegó³y tej umowy zale¿a³y od epoki historycznej, regionu ¶wiata, od obowi±zuj±cego w tym regionie i w tej epoce prawa, a tak¿e od wyznawanej religii (je¶li ¶lub by³ zawierany w ko¶ciele). Formalizacja zwi±zku mia³a zapewniaæ stabilno¶æ rodzinie, zabezpieczaæ interesy obojga ma³¿onków oraz ich dzieci, oraz nie dopuszczaæ do rozbicia tego zwi±zku poprzez system nakazów i zakazów dotycz±cych zachowania obojga ma³¿onków. Z³amanie tych restrykcji oznacza³o okre¶lone konsekwencje prawne, a poszczególne ko¶cio³y naruszenie niektórych zakazów og³asza³y grzechem (np. zdradê ma³¿eñsk±).

W rzeczywisto¶ci, powody, dla których by³y i s± wci±¿ zawierane zwi±zki ma³¿eñskie, wydaj± siê byæ zupe³nie inne. Przewa¿aj±ca wiêkszo¶æ m³odych par za g³ówny powód zawierania ¶lubu uwa¿a mi³o¶æ. W praktyce nie jest to jednak prawdziwa mi³o¶æ, ale raczej jej imitacja, polegaj±ca na handlu wymiennym: „ja ci dam to, a ty mi dasz tamto”. Ma³¿eñstwo jest wiêc dla nich sposobem na spe³nianie oczekiwañ obu stron i je¶li nawet jest w tym jakie¶ uczucie, to nie jest to mi³o¶æ do partnera, ale raczej do tego, co ten partner mo¿e daæ temu drugiemu i w jakim stopniu mo¿e zaspokoiæ jego potrzeby. Tzw. „mi³o¶æ romantyczna” jest wiêc zwykle odpowiedzi± na zaspokajanie potrzeb. Stwierdzenia typu „bez niego (niej) jestem nikim” czy „nie mogê bez ciebie ¿yæ”, chocia¿ brzmi± uroczo, to tylko potwierdzaj± to, co powiedziano poprzednio. Nadmierne potrzeby jednej ze stron mog± przybraæ czasem postaæ patologiczn± granicz±c± z obsesj± i wówczas mi³o¶æ romantyczna przekszta³ca siê w rodzaj tzw. „fatalnego zauroczenia”, co niejednokrotnie prowadzi do tragedii.

Ka¿dy ¶wie¿o upieczony ma³¿onek, zdaje sobie (czêsto pod¶wiadomie) sprawê z tego, ¿e je¶li jego partner darzy go mi³o¶ci±, to jest to mi³o¶æ uwarunkowana, uzale¿niona od tego, w jaki sposób bêdzie on zaspokaja³ potrzeby tego partnera. Dlatego stara siê ju¿ od samego pocz±tku zmieniæ, w taki sposób, aby siê dostosowaæ do oczekiwañ wspó³ma³¿onka. Przede wszystkim zmienia swoje zachowanie, zgodnie z potrzebami partnera, ale czêsto wbrew sobie. Z czasem powstaje siê obawa zwi±zana z mo¿liwo¶ci± utraty tej mi³o¶ci. Pojawia siê natrêtne pytanie ”Czy on (ona) mnie jeszcze kocha?”, oraz potrzeba weryfikacji odpowiedzi na to pytanie. Dlatego „ukochany” mo¿e za¿±daæ „dowodu mi³o¶ci”, który prowadzi do jeszcze wiêkszych zmian zachowañ. Ale jak d³ugo mo¿na ukrywaæ swoje, mo¿e nie zawsze najciekawsze, ale za to prawdziwe cechy i graæ rolê kogo¶ kim siê nie jest? Bo przecie¿ ka¿dy z partnerów, po to, aby zadowoliæ wspó³partnera, wyrzeka siê czê¶ci siebie. Z biegiem czasu ka¿demu z ma³¿onków zaczyna to ci±¿yæ i po prostu przestaj± udawaæ. Wtedy zwykle mówi siê, ¿e siê zmienili. Ale oni siê wcale nie zmienili, oni zaczêli byæ z powrotem sob±. Kto¶ kiedy¶ powiedzia³, ¿e mi³o¶æ romantyczna koñczy siê wraz z pierwszym pierdniêciem. Czy w tym dosadnym, a dla niektórych nawet wulgarnym stwierdzeniu, nie ma jednak jakiej¶ g³êbszej prawdy?

Po pewnym czasie trwania zwi±zku (czasem ju¿ od samego pocz±tku) pojawia siê zazdro¶æ. Powstaje ona wówczas, gdy zachodzi obawa, ¿e partner mo¿e skierowaæ swoje uczucia w inn± stronê i przez to jego mi³o¶æ do wspó³partnera dozna uszczerbku. Zazdrosnym mo¿na byæ o wszystko: od psa czy kota, poprzez pracê, hobby, czy okre¶lone upodobania, a¿ do przyjaciela czy kochanka. Zazdro¶æ ostatecznie zabija mi³o¶æ, czasem w dos³ownym sensie, prowadz±c nawet do morderstwa. Tak wiêc istniej± trzy gwo¼dzie do trumny mi³o¶ci: potrzeby, oczekiwania i zazdro¶æ.

Czasami powody zawierania ma³¿eñstw bywaj± jednak wznios³e, np. pragnienie za³o¿enia rodziny i do¶wiadczania uczuæ rodzicielskich, rado¶æ p³yn±ca z kroczenia wspóln± drog± poprzez ¿ycie, wzbogacanie siebie poprzez „dawanie” siebie, itp. Jednak¿e w znacznej mierze, motywacje do zawierania zwi±zków s± bardziej prozaiczne i w ogóle nie zawieraj± w sobie s³owa „mi³o¶æ”. Jednym z najczê¶ciej spotykanych powodów tego typu s± pieni±dze. Mo¿e tu zarówno chodziæ o ³±czenie maj±tków bogatych rodzin, jak i o tak banalny przypadek, gdy m³oda, atrakcyjna kobieta wychodzi za bardzo bogatego starca licz±c na luksusowe ¿ycie przy jego boku i du¿y spadek po jego ¶mierci. Ale nawet zwyk³e rozpatrywanie kandydatów na ma³¿onka w kategoriach „dobrej” lub „z³ej partii” jest tak¿e planowaniem przysz³ego zwi±zku pod wzglêdem korzy¶ci finansowych. Ludzie siê pobieraj± równie¿ dla kariery, dla rozrywki, ze wzglêdu na atrakcyjno¶æ partnera, aby unikn±æ samotno¶ci, aby doj¶æ do siebie po poprzednim zwi±zku, czy po to, aby sobie urozmaiciæ ¿ycie. S± równie¿ i tacy, który siê pobieraj±, legalizuj±c w ten sposób swój zwi±zek, po prostu dlatego, ¿e uwa¿aj± i¿ tak trzeba (tego oczekuje okre¶lone ¶rodowisko, tego wymaga ko¶ció³ i w ten sposób mo¿na legalnie zaspokajaæ swoje potrzeby seksualne). Niektórzy wyznaj± pogl±d, ¿e ma³¿eñstwo powinno dawaæ im przyjemno¶æ i zapewniaæ wygodê i ¿e nale¿y je utrzymaæ jak najd³u¿ej daj±c przy tym jak najmniej z siebie.

Jak wiêc wynika z powy¿szych wywodów, ludzie siê rozwodz± g³ównie dlatego, ¿e ma³¿eñstwa s± zawierane z powodów nie sprzyjaj±cych d³ugotrwa³ym zwi±zkom. Mi³o¶æ romantyczna (uwarunkowana) wi±¿e ludzi na krótko. Tylko mi³o¶æ bezwarunkowa daje zwi±zkom realne szanse przetrwania kryzysów. Je¿eli kochasz kogo¶ za to kim jest, a nie za to co mo¿e ci daæ, wówczas nie bêdziesz mia³ do niego pretensji, ¿e nie daje ci tego, czego od niego oczekujesz. Je¿eli wa¿ne jest dla ciebie co mo¿esz do zwi±zku wnie¶æ, a nie co z niego wynie¶æ, to wtedy stopieñ spe³nienia siê w tym zwi±zku bêdzie zale¿a³ wy³±cznie od ciebie. Wówczas istnieje du¿a szansa, ¿e ten zwi±zek wystarczy ci na d³ugo.

Jednak ¿adnych gwarancji nie ma. Przysiêgi ma³¿eñskie takich gwarancji te¿ nie daj±. Wiêkszo¶æ ludzi prowadzi ¿ycie reaktywne, nie potrafi±c ¶wiadomie kszta³towaæ swojej przysz³o¶ci. Takim ludziom trudno jest przewidzieæ jak siê zachowaj± za miesi±c czy nawet za tydzieñ i sk³adanie d³ugoterminowych przyrzeczeñ (w ko¶ciele katolickim nawet a¿ do ¶mierci) jest sk³adaniem obietnic bez pokrycia. Dlatego te¿ Jezus powiedzia³ „Wcale nie przysiêgajcie” [Mt, 5, 33]. Niestety, jest to jedno z tych zaleceñ Mistrza, których ko¶ció³ katolicki wcale nie pos³ucha³.

W dzisiejszych czasach powód formalizacji zwi±zków, którym by³o przetrwanie gatunku, przesta³ byæ znacz±cy. Dlatego wymóg d³ugotrwa³o¶ci zwi±zku, który niegdy¶ by³ czym¶ w rodzaju „byæ albo nie byæ”, nie jest obecnie tak wa¿ny. Zatem upieranie siê ko¶cio³a katolickiego przy nierozerwalno¶ci ma³¿eñstwa, nakaz utrzymywania zwi±zku „na si³ê” i nak³adanie czego¶ w rodzaju ekskomuniki8 na tych, którzy siê rozeszli i u³o¿yli sobie ¿ycie z innymi partnerami, jest dla wielu (w tym równie¿ i dla wielu katolików) niezrozumia³e. Albowiem wa¿nie jest nie tylko, aby nie zdradziæ swego partnera, ale równie¿ aby nie zdradziæ siebie. Zdradzenie samego siebie to te¿ zdrada. To najgorszy rodzaj zdrady. Dlatego nie trzeba opieraæ ma³¿eñstwa na „¶wiêtych obowi±zkach” i nierealistycznych przysiêgach. Jak pokaza³a historia, to zwykle siê nie sprawdza. Znaczna czê¶æ zwi±zków siê rozpada, a wiele z tych osób, które z ró¿nych wzglêdów (np., religijnych) nie mog± siê na rozwód zdecydowaæ, tkwi± w takich zwi±zkach i czêsto zahukani, st³amszeni, zamartwiaj± siê po cichu. Zawieranie takich ma³¿eñstw nie jest dowodem mi³o¶ci, ale raczej dowodem lêku. Prawdziwej mi³o¶ci nie mo¿na bowiem zni¿yæ do poziomu obietnicy czy gwarancji. ¦lub mia³ byæ zabezpieczeniem, ¿e tak jak jest, bêdzie zawsze. W praktyce okaza³ siê jednak czym¶ nieskutecznym i zawodnym.

Aby stworzyæ zwi±zek, maj±cy szanse na d³ugie przetrwanie nale¿y go oprzeæ na mi³o¶ci bezwarunkowej, nieograniczonej i wolnej, pamiêtaj±c przy tym, ¿e potrzeby, oczekiwania i zazdro¶æ zabijaj± mi³o¶æ. Partnerzy powinni byæ ze sob± nie dlatego, ¿e siê do tego zobowi±zali, ale dlatego, ¿e tak postanowili, bo to daje im rado¶æ i stwarza szanse ich rozwoju. Motywem do utrzymania i rozwijania zwi±zku winny byæ nie „¶wiête obowi±zki” ale „¶wiête mo¿liwo¶ci”, jakie ten zwi±zek stwarza. Czysta mi³o¶æ jak± obdarzaj± siê partnerzy mo¿e wówczas przetrwaæ nie tylko a¿ do ¶mierci, ale i zaistnieæ na ca³± wieczno¶æ.



1 Np. w 1988 roku w USA na 1000 mieszkañców by³o ¶rednio 4,80 rozwodów i 9,70 ¶lubów co daje wska¼nik 1:2.

2 S³owo „nierz±d” w potocznym rozumieniu oznacza prostytucjê. Istnieje równie¿ szersza, prawnicza definicja nierz±du, w której mówi siê o naruszeniu norm moralno obyczajowych poprzez dokonanie czynu nierz±dnego zabronionego przez prawo, jak np. gwa³t, kazirodztwo, stosunek z osob± nieletni±, itp. Ko¶ció³ katolicki wprowadzi³ w³asn±, ca³kowicie ró¿ni±c± siê definicjê nierz±du, jako po¿ycia seksualnego wolnych ludzi bez ¶lubu ko¶cielnego. (Katechizm Ko¶cio³a Katolickiego, Wydawnictwo Pallotinum, 1994, akapit 2353, s. 531). Taka definicja pozwoli³a interpretowaæ s³owa ewangelii Mateusza jako nakaz oddalenia kochanki. Pojawia siê jednak wtedy sprzeczno¶æ, bo Mateusz mówi o „oddalaniu ¿ony”, a nie konkubiny.

3 O porywczo¶ci i wybuchowo¶ci Jezusa ¶wiadczy wiele faktów z ewangelii, m. in. ostre s³owa przeciw faryzeuszom, a tak¿e wyrzucenie kupców ze ¶wi±tyni i porozbijanie ich kramów.

4 Nie ma nawet pewno¶ci, ¿e Jezus wypowiedzia³ dok³adnie takie s³owa. W niektórych ewangeliach apokryficznych brzmi± one nieco inaczej, np. w Ewangelii ¯ycia Doskona³ego [42,3] jest napisane: „Co Bóg z³±czy³, nikt nie powinien roz³±czaæ, tak d³ugo, jak ¿ycie i mi³o¶æ trwaj±”.

5 Zastêpca Chrystusa.

6 ¦ci¶lej rzecz bior±c, zgodnie z nauk± ko¶cio³a, to nie ksi±dz udziela sakramentu ¶lubu, ale udzielaj± go sobie sami wstêpuj±cy w zwi±zek ma³¿eñski. Ksi±dz jest tylko ¶wiadkiem. Jednak bez ksiêdza, który jako osoba urzêdowa prowadzi ca³± ceremoniê i og³asza zawarcie ma³¿eñstwa, ¶lub nie by³by mo¿liwy, wiêc w pewnym sensie to on ³±czy pary.

7 Mo¿e byæ to np. zatajenie przed ¶lubem istotnych faktów, takich jak pozostawanie w aktywnym zwi±zku seksualnym z inn± osob± czy na³ogowy alkoholizm.

8 Nie chodzi tu o ekskomunikê „z mocy prawa” jaka jest obligatoryjnie nak³adana np. na kobietê, która dokona³a aborcji. Jednak wed³ug ko¶cio³a katolickiego ka¿dy, który siê rozwiód³ i powtórnie zawar³ zwi±zek ma³¿eñski, pozostaje w grzechu cudzo³óstwa, i dopóki ten zwi±zek trwa i jest konsumowany – nie dostanie rozgrzeszenia. Jest wiêc faktycznie odsuniêty od sakramentów. Czasami dochodzi do takich paradoksów, ¿e np. po kilku tygodniach trwania ma³¿eñstwa m±¿ opuszcza ¿onê i wi±¿ê siê trwale z inn± kobiet±. Taki stan trwa 40 lat. W miêdzyczasie opuszczona ¿ona usi³uje uzyskaæ bezskutecznie ko¶cielne uniewa¿nienie ma³¿eñstwa. W koñcu bierze rozwód cywilny, po¶lubia innego mê¿czyznê, z którym ma dzieci i wnuki. Po 40-tu latach ko¶ció³ nadal twierdzi, ¿e ¿yje w grzechu i nie dopuszcza jej do sakramentów. Równocze¶nie nadal nie chce uniewa¿niæ pierwszego ma³¿eñstwa, bo „z³a wola” pierwszego mê¿a nie stanowi dla ko¶cio³a dostatecznej podstawy.

« Ostatnia zmiana: Sierpieñ 24, 2010, 20:21:18 wys³ane przez Dariusz » Zapisane
arteq
Go¶æ
« Odpowiedz #2 : Sierpieñ 23, 2010, 20:01:32 »

Rafaelo, taka pro¶ba - je¿eli przytaczasz jaki¶ tekst to proszê podawaj wyra¼nie jego autora/¼ród³o.

Bardzo ciekaw± spraw± jest dalsza statystyka w odniesieniu do KRK i podanego przez RAfaelê wska¼nika 50% rozwodów w USA. Wska¼nik ten spada na ³eb/szyjê je¿eli uwzglêdnimy pary które zawar³y zwi±zek w KK i aktywnie uczestnicz± w ¿yciu religijnym - np. co niedzielê chodz± do ko¶cio³a. I tak z koñca statystyki - pary które deklaruj±, ¿e:
1. s± wierz±cy, i
2. chodz± do ko¶cio³a i
3. codziennie siê razem modl±
- wspó³czynnik rozwodów wynosi 0,07%... Liczby mówi± same za siebie, wbrew zapewnieniom z którymi spotykam siê na tym forum - ¿e ¶luby niepotrzebne, ¿e to tylko papierki, a te w wydaniu KK zalatuj± pozbawianiem wolno¶ci...

Ciekawie statystyki wygl±daj± w odniesieniu do czysto¶ci - wstrzemiê¼liwo¶ci seksualnej przed ¶lubem. Bardzo ciekawa lektura, zachêcam do poszperania i wyci±gniêcia wniosków z nawet samych suchych liczb...
« Ostatnia zmiana: Sierpieñ 23, 2010, 20:08:25 wys³ane przez arteq » Zapisane
banita
Go¶æ
« Odpowiedz #3 : Sierpieñ 23, 2010, 20:20:59 »

Super temat, Rafaelo.
Ma³¿eñstw, to kontrakt. Uwarunkowany kulturowo. Chocia¿ ka¿de z nas ma "pod powiek±"obraz partnerstwa, to podejmuje decyzje o zwi±zku pod wp³ywem warunków kulturowych.

Prawo do wolno¶ci i rozwoju przyt³umia obowi±zek wobec ¶rodowiska. Lêk przed negatywn± ocen± najbli¿szych sprawia, ¿e têsknimy w ukryciu. I cierpimy Z politowaniem
Co mo¿ecie powiedzieæ mi o swojej wolno¶ci?
Zapisane
ptak
Go¶æ
« Odpowiedz #4 : Sierpieñ 23, 2010, 20:25:38 »

Bardzo ciekaw± spraw± jest dalsza statystyka w odniesieniu do KRK i podanego przez RAfaelê wska¼nika 50% rozwodów w USA. Wska¼nik ten spada na ³eb/szyjê je¿eli uwzglêdnimy pary które zawar³y zwi±zek w KK i aktywnie uczestnicz± w ¿yciu religijnym - np. co niedzielê chodz± do ko¶cio³a. I tak z koñca statystyki - pary które deklaruj±, ¿e:
1. s± wierz±cy, i
2. chodz± do ko¶cio³a i
3. codziennie siê razem modl±
- wspó³czynnik rozwodów wynosi 0,07%... Liczby mówi± same za siebie, wbrew zapewnieniom z którymi spotykam siê na tym forum - ¿e ¶luby niepotrzebne, ¿e to tylko papierki, a te w wydaniu KK zalatuj± pozbawianiem wolno¶ci...

Pytanie zasadnicze dlaczego praktykuj±cy katolicy mniej siê rozwodz±? Czy wynika to z udanych zwi±zków, czy raczej z przestrzegania narzuconych przez KK regu³ oraz strachu przed ich z³amaniem?
Czy przynale¿no¶æ do ko¶cio³a ma wp³yw na ma³¿eñskie szczê¶cie? Bo jako¶ specjalnie nie zauwa¿am tej korelacji. 
Zapisane
chanell

Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

P³eæ: Kobieta
Wiadomo¶ci: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : Sierpieñ 23, 2010, 20:39:08 »

Cytuj
Pytanie zasadnicze dlaczego praktykuj±cy katolicy mniej siê rozwodz±? Czy wynika to z udanych zwi±zków, czy raczej z przestrzegania narzuconych przez KK regu³ oraz strachu przed ich z³amaniem?

Moim zdaniem raczej to drugie.Jest to strach, poniewa¿ to grzech,poniewa¿ rozwodnikom nie udziela siê komunii ¶w. nie rozgrzesza itp Dlatego praktykuj±cy katolicy wola ¿yæ w ob³udzie ni¿ nara¿ac siê ksiêzom. Zasadnicz± spraw± jest te¿ wychowanie .Wiêkszo¶æ praktykjacych katolików uwa¿a ¿e,skoro tak zostalismy wychowani i takie wpojono nam zasady ,to musimy dalej ¿yæ w nieudanych zwi±zkach.Niestety znam taki zwi±zek z najbli¿szego otoczenia.
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Ksiêga Koheleta 3,1
arteq
Go¶æ
« Odpowiedz #6 : Sierpieñ 23, 2010, 21:03:14 »

Proszê jeszcze raz aby zwróciæ uwagê na znacz±c± ró¿nicê - pomiêdzy katolikiem ¿yj±cym ¿yw± wiar±, a deklaruj±cym to lecz czyny mówi± co innego. Dlatego tak ma³y odsetek 0,07% rozwodzi siê - bior±c pod uwagê cechy którymi siê charakteryzuj± [opisywa³em wy¿ej] mo¿na domniemywaæ z bardzo du¿ym prawdopodobieñstwem, ¿e cechuje ich ¿ywa wiara.

Niestety muszê siê zgodziæ, ¿e s± tak¿e osoby które jedynie deklaruj± siê jako katolicy - owszem pójd± do ko¶cio³a - ale siê tam nudz±, owszem s³yszeli o przykazaniach - ale stosuj± relatywizm w ocenach, wezm± ¶lub w ko¶ciele - na ale przecie¿ tak wypada, ³adnie wygl±da ni¿ sala USC w UG...

Swojego ¶lubu, przysiêgi i ma³¿eñstwa nigdy nie traktowa³em jak traktatu, kontraktu. Je¿eli kto¶ tak okre¶la ma³¿eñstwo to wed³ug mnie nie pojmuje jego idei, przes³ania i wyd¼wiêku.
Zapisane
Robin
Go¶æ
« Odpowiedz #7 : Sierpieñ 23, 2010, 23:00:56 »

Cytuj
Swojego ¶lubu, przysiêgi i ma³¿eñstwa nigdy nie traktowa³em jak traktatu, kontraktu. Je¿eli kto¶ tak okre¶la ma³¿eñstwo to wed³ug mnie nie pojmuje jego idei, przes³ania i wyd¼wiêku.

My¶lê ¿e w dniu ¶lubu napewno tak nikt nie uwa¿a i planuj±c slub pewnie te¿ nie ,ale zawsze zda¿aj± siê wyj±tki.
Zapisane
east
Go¶æ
« Odpowiedz #8 : Sierpieñ 24, 2010, 09:42:57 »

Je¶li cz³owiekowi nie jest potrzebny ¶lub do wyra¿ania swoich uczuæ ( które to tak na prawdê stanowi± i trwa³o¶ci zwi±zku) to i rozwód nie bêdzie potrzebny.
Zapisane
banita
Go¶æ
« Odpowiedz #9 : Sierpieñ 24, 2010, 11:20:52 »

Powiedzia³e¶ to, co mo¿na odnie¶æ do ka¿dego innego prawa.
¦wiadomy cz³owiek nie potrzebuje kodeksu (nawet X przykazañ Du¿y u¶miech)
Zapisane
Thotal
Go¶æ
« Odpowiedz #10 : Sierpieñ 24, 2010, 19:03:33 »

Naj¶wiêtszym sakramentem ³±cz±cym zakochan± parê jest MI£O¦Æ.
Reszta to Piku¶ (Pan Piku¶) Du¿y u¶miech


Pozdrawiam - Thotal U¶miech
Zapisane
chanell

Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

P³eæ: Kobieta
Wiadomo¶ci: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : Sierpieñ 24, 2010, 19:49:05 »

Naj¶wiêtszym sakramentem ³±cz±cym zakochan± parê jest MI£O¦Æ.
Reszta to Piku¶ (Pan Piku¶) Du¿y u¶miech


Pozdrawiam - Thotal U¶miech

¦wiête s³owa Thotu¶ Chichot
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            Ksiêga Koheleta 3,1
Thotal
Go¶æ
« Odpowiedz #12 : Sierpieñ 24, 2010, 20:21:24 »

Zakochaæ siê mo¿na w ka¿dym wieku, mi³o¶æ wie kiedy wkroczyæ w prawdziwe ¿ycie...
Wszyscy do¶wiadczaj±cy mi³o¶ci, prawdziwej mi³o¶ci wiedz±, ¿e kochanie jest najwa¿niejsze.


Pozdrawiam - Thotal U¶miech
Zapisane
Rafaela
Go¶æ
« Odpowiedz #13 : Sierpieñ 24, 2010, 20:58:15 »

Nie wyobrazam sobie zycia z mezczyzna ktorego bym nie kochala, a reszta to rybka.

Szczesliwa malzonka. Rafaela
Zapisane
ptak
Go¶æ
« Odpowiedz #14 : Sierpieñ 24, 2010, 22:45:16 »

Zakochaæ siê mo¿na w ka¿dym wieku, mi³o¶æ wie kiedy wkroczyæ w prawdziwe ¿ycie...
Wszyscy do¶wiadczaj±cy mi³o¶ci, prawdziwej mi³o¶ci wiedz±, ¿e kochanie jest najwa¿niejsze.

Mo¿e i mi³o¶æ wie kiedy wkroczyæ, gorzej gdy Pan Piku¶ (czyli ca³a reszta) nie wie kiedy przestaæ mieszaæ…   
ale mi³o¶æ i tak gór±, bo jak s³usznie Thotal zauwa¿y³ - kochanie jest najwa¿niejsze…  Du¿y u¶miech
Zapisane
Kate
Go¶æ
« Odpowiedz #15 : Listopad 15, 2012, 15:40:06 »

Pare dni temu otrzymalam polecenie od dawnej znajomej, ze nie zyczy sobie, abym do niej pisala, bo ostatecznie jestem znajoma jej ex, a nie jej! Szok
Takie zdanie slyszalam juz kiedys (od innej babki), ze musze w koncu zdecydowac, po ktorej stronie stoje, bo utrzymywanie kontaktu z obydwoma rozwiedzionymi czesciami nie wchodzi w gre.
Osobiscie w takich sytuacjach wybieram wlasna wole i pozwalam na decyzje strony przeciwnej.
U mnie problemu nie ma (nie ma plotkowania) jedyne co utrudnia, ze kiedys poswiacalo sie jeden wieczor na spotkanie, a teraz trzeba dwa!
Czy to co opisalam to regula, czy wyjatek, bo mnie z ledziutka poruszylo to ... mowiac dobitnie chamstwo.
Zapisane
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

P³eæ: Mê¿czyzna
Wiadomo¶ci: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #16 : Listopad 15, 2012, 15:45:50 »

..wiesz, faceci s± z Marsa, ja mam normalne/przyjazne kontakty(¿eby nie napisaæ stosunki Du¿y u¶miech ) z ex-¿on± mojego kumpla i z nim,-
wszyscy o wszystkim wiedz±, tylko im nie wypada ju¿ siê przyja¼niæ Du¿y u¶miech
powiem jeszcze tak- teraz mamy po 40l, ale 20 lat temu nikt sobie takich sytuacji nie wyobra¿a³.
Wiêc mo¿e to kwestia wieku/do¶wiadczenia?

PS. aha, ona ma innego faceta- to nie ja Du¿y u¶miech
« Ostatnia zmiana: Listopad 15, 2012, 15:49:43 wys³ane przez songo1970 » Zapisane

"Pustka to mniej ni¿ nic, a jednak to co¶ wiêcej ni¿ wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstaj± wszystkie mo¿liwo¶ci. To jest Absolutna ¦wiadomo¶æ; co¶ o wiele wiêcej ni¿ nawet Uniwersalna Inteligencja."
Kate
Go¶æ
« Odpowiedz #17 : Listopad 15, 2012, 15:53:51 »

Czyli u Ciebie ten sam schemat. Ta fala masowych rozwodow przeleciala jakies 3-4 lata temu. Nagle co sie nie dowiem, to juz maja nowych°° a niech im sie darzy, tylko, ze z tymi nowymi to juz ostroznie i bez slubnych papierkow, widac doswiadczenie maja;)
Najlepsze jest jak sie siedzi przy stoliku wspolnie z tym "nowym" i nagle palnie sie imie tego starego, bo zwoje mozgowe jeszcze inaczej kojarza, ale tak bywa i juz.
Zapisane
blueray21

Skryba, jakich ma³o


Punkty Forum (pf): 32
Offline

Wiadomo¶ci: 1696



Zobacz profil
« Odpowiedz #18 : Listopad 15, 2012, 15:53:55 »

Napiszê tak: kto przesta³ byæ twoim przyjacielem - nigdy nim nie by³. To stare, ale dobre.
Generalnie obecnie jak wszyscy "tr±bi±" nastêpuje rozdzielenie, tote¿ jednostki przyjmuj± skrajne pozycje, okopuj± siê w swoich widzi-misie. Ten czas tak ma i to by³o zapowiadane w nie jednym miejscu. Przypadek, który opisa³a¶ trudno nazwaæ, ale swój pocz±tek bierze z bezmy¶lno¶ci.
Zapisane

Wiedza ochrania, ignorancja zagra¿a.
Kate
Go¶æ
« Odpowiedz #19 : Listopad 15, 2012, 15:57:55 »

To nie byla przyjazn, to byla normalna znajomosc, ot co slychac? jak sie zyje, jak dzieci rosna, takie normalne zdania. Ale ta pani, ktora uznala mnie za wylacznie znajoma exa wykorzystala mnie, w celu wypytanie sie o ... przeszlosc exa, czyli o baby, ktore mial przed nia! I na tej podstawie rozwiedli sie - ona nie mogla mu tego wybaczyc!
...

°°

P.S. I ona mnie o to obwinia... widac w myslach...
« Ostatnia zmiana: Listopad 15, 2012, 15:58:42 wys³ane przez Kate » Zapisane
songo1970


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 22
Offline

P³eæ: Mê¿czyzna
Wiadomo¶ci: 4934


KIN 213


Zobacz profil
« Odpowiedz #20 : Listopad 15, 2012, 16:06:00 »

¿ycie bywa absurdalne w swoich przejawach,-
bowiem inna para, te¿ "nasza klasa"- to ju¿ historia "dramatyczna",-
bo ci pierwsi s± postrzegani jakby w zasadzie nic siê nie sta³o, ale ci drudzy to tak nie powinno siê staæ,-
i w ogóle ona(ta inna/druga) jest temu winna, i tu choæ minê³o 10 lat, dalej s³yszê te same pretensje  Z³y Afro

PS. z t± fal± rozwodów- ciekawe czy s± jakie¶ statystyki??

Statystyka rozwodów w Polsce[edytuj]

Dane GUS:
liczba rozwodów:
rok 2000: 43 tys.
rok 2001: 45 tys.
rok 2002: 45 tys.
rok 2003: 49 tys.
rok 2004: 56 tys.
rok 2005: 67,6 tys.
rok 2006: 71,9 tys.
rok 2007: 66,6 tys. (26,8% liczby nowo zawartych ma³¿eñstw)
rok 2008: 65,5 tys. (25,4% liczby nowo zawartych ma³¿eñstw)
rok 2009: 65,3 tys.
rok 2010: 61,3 tys.
« Ostatnia zmiana: Listopad 15, 2012, 16:16:28 wys³ane przez songo1970 » Zapisane

"Pustka to mniej ni¿ nic, a jednak to co¶ wiêcej ni¿ wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstaj± wszystkie mo¿liwo¶ci. To jest Absolutna ¦wiadomo¶æ; co¶ o wiele wiêcej ni¿ nawet Uniwersalna Inteligencja."
Kate
Go¶æ
« Odpowiedz #21 : Listopad 15, 2012, 17:28:47 »

Te statystyki oddaja wlasciwie moje powyzsze slowa. A te nowe, to juz insza inszosc, bo teraz ludzie zyja w luznych zwiazkach, co bylo jeszcze pare lat temu nie do pomyslenia.
Nie ma slubu, nie ma i rozwodu! Mrugniêcie
Zapisane
east
Go¶æ
« Odpowiedz #22 : Listopad 15, 2012, 19:32:08 »

Kochani ..arteq tu wisi i notuje haahahaha ... dajcie mu jakie¶ profesjonalne wskazówki, a nie takie ogólniki bo siê ch³op nie wy¶pi spokojnie Mrugniêcie

@blue
Cytuj
Napiszê tak: kto przesta³ byæ twoim przyjacielem - nigdy nim nie by³. To stare, ale dobre.
A Ty  ...za kogosz siê uwa¿asz ? ¯eby byæ lub przestaæ ... Nigdy nie by³e¶ hahahaha ...

Cytuj
  Przypadek, który opisa³a¶ trudno nazwaæ, ale swój pocz±tek bierze z bezmy¶lno¶ci.
A rozwód .. z czego siê bierze ?
Zapisane
arteq
Go¶æ
« Odpowiedz #23 : Listopad 15, 2012, 21:41:15 »

Kochani ..arteq tu wisi i notuje haahahaha ... dajcie mu jakie¶ profesjonalne wskazówki, a nie takie ogólniki bo siê ch³op nie wy¶pi spokojnie Mrugniêcie
a dlaczego to mia³bym siê niby nie wyspaæ? mnie ta statystyka nie dotyczy...

jedyne nad czym na chwilê pomy¶la³em to jaki odsetek z tych procentów wcale siê nie rozwiod³o tylko da³o sobie wolno¶æ, oczywi¶cie w imiê mi³o¶ci...
« Ostatnia zmiana: Listopad 15, 2012, 21:42:35 wys³ane przez arteq » Zapisane
Kate
Go¶æ
« Odpowiedz #24 : Listopad 15, 2012, 23:01:09 »

east cyt
Cytuj
A rozwód .. z czego siê bierze ?

Z chemii. Jest synteza i analiza. Produkty lacza sie w pary i wtedy system (sol-Arny) cieszy sie jak maly Kazio! (albo Orwell), a jak mu podkrecic srube - buntuje sie i juz.
Wtedy musi dokonac niewygodnych wyborow, a zawsze kojarzy sie to z biurokracja (cyfrowa), bo i programy trzeba pisac od nowa, dzielic i rzadzic, od nowa, a tu niebianscy tez do swoich "baz macierzystych" kiedys powrocic chca.

East jestes rewolucjonista, oj nieladnie, nieladnie Mrugniêcie
Zapisane
Strony: [1] |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.038 sekund z 21 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

opatowek gangem wypadynaszejbrygady phacaiste-ar-mac-tire watahaslonecznychcieni