Rafaela
Go¶æ
|
|
« Odpowiedz #1 : Sierpieñ 23, 2010, 11:48:09 » |
|
Ko¶ció³ katolicki a rozwód
Spo¶ród wszystkich religii ¶wiata przewa¿aj±ca wiêkszo¶æ ma w czasach obecnych do¶æ liberalne stanowisko wobec rozwodów dopuszczaj±c je zwykle z ró¿nych przyczyn, np. z powodu zdrady, przemocy w rodzinie czy trwa³ego porzucenia wspó³ma³¿onka. Dotyczy to nie tylko religii niechrze¶cijañskich ale równie¿ wszystkich odmian chrze¶cijañstwa nie zwi±zanych z Rzymem, jak ko¶ció³ prawos³awny, ko¶cio³y protestanckie, ko¶ció³ anglikañski, itp. Tylko ko¶ció³ katolicki stoi na nieprzejednanym stanowisku ca³kowitej niedopuszczalno¶ci rozwodów. Aby nie dopu¶ciæ nawet do wyj±tku, w którym Mateusz pozwala oddaliæ ¿onê z powodu nierz±du [Mt 5,32 a tak¿e 19,9], zmieniono definicjê nierz±du.2
G³ównym argumentem przeciw rozwodom jest wymieniony ju¿ poprzednio cytat z ewangelii wg Mateusza i wg Marka „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie roz³±cza”. Stra¿nicy „depozytu wiary” zapominaj± jednak o tym, ¿e pytanie faryzeuszy nie dotyczy³o rozwodów w takim znaczeniu, jakie nadajemy temu s³owu dzisiaj, ale chodzi³o im o oddalenie ¿ony wed³ug prawa moj¿eszowego. Ró¿nica jest kolosalna. Dzisiejsze rozwody orzekane s± przez s±dy, zwykle wtedy, gdy obie strony nie chc± byæ ju¿ razem, albo gdy jedna ze stron jest winna rozk³adu ma³¿eñstwa. S±dy nie tylko rozwi±zuj± ma³¿eñstwo, ale ustalaj± podzia³ maj±tku i zabezpieczaj± prawa dzieci poprzez odpowiedni system alimentacji.
W przypadku „oddalania ¿ony” na mocy moj¿eszowego prawa, nic takiego nie istnia³o. Po prostu m±¿ móg³ w ka¿dej chwili o¶wiadczyæ, ¿e nie chce ju¿ ¿yæ ze swoj± ¿on±, bo np. ¿ywi do niej odrazê i ¿ona ma opu¶ciæ jego dom. Nikt jej przy tym nie pyta³ o zdanie, nie mia³a te¿ ¿adnych mo¿liwo¶ci odwo³ania siê od jego decyzji. Mówi±c bardziej dosadnie, gdy m±¿ zapragn±³ innej kobiety, móg³ zupe³nie legalnie wyrzuciæ dotychczasow± ¿onê z domu, pozwalaj±c jej wzi±æ tylko to, co mia³a na sobie i nie troszcz±c siê zupe³nie o to, co siê z ni± stanie. Oddalona ¿ona, z listem rozwodowym w rêce, mog³a wyj¶æ ponownie za m±¿, zw³aszcza je¶li by³a m³oda i ³adna (ale kto takie wyrzuca) lub liczyæ na to, ¿e kto¶ j± przygarnie (np. rodzina). W przeciwnym razie jej sytuacja by³a nie do pozazdroszczenia i czasem nie pozostawa³o jej nic innego jak zacz±æ ¿ebraæ.
Trzeba tu jeszcze raz bardzo wyra¼nie zaznaczyæ, ¿e prawo do oddalania ¿ony by³o tylko prawem mê¿czyzny. ¯ona nie mog³a „oddaliæ” mê¿a, a za zwi±zanie siê z innym mê¿czyzn± grozi³a kara ¶mierci przez ukamienowanie. Istniej±ce wiêc za czasów Jezusa prawo by³o wybitnie niesprawiedliwe, pozwala³o bowiem mê¿czy¼nie na zalegalizowanie cudzo³óstwa. Gdy mu siê znudzi³a ¿ona, to j± po prostu wyrzuca³ i bra³ sobie inn±. Gdyby to samo zrobi³a ¿ona, zginê³aby pod gradem kamieni. Jezus, bêd±c osob± porywcz±, oburzy³ siê na ob³udê tkwi±c± w tym moj¿eszowym prawie i kategorycznie zakaza³ oddalania ¿ony. Równocze¶nie kobiety skazane na ukamienowanie za cudzo³óstwo ratowa³ od ¶mierci (o jednej takiej wiemy na pewno). Tylko w ten sposób mo¿na rozumieæ reakcjê Jezusa, a odnoszenie jej do czasów dzisiejszych i do dzisiejszych rozwodów jest jawnym nadu¿yciem.
Pozostaje pytanie, jaki jest prawdziwy sens s³ów Jezusa „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie roz³±cza”4? Aby na nie odpowiedzieæ, trzeba najpierw rozwa¿yæ, kiedy to Bóg ³±czy, a kiedy tylko cz³owiek. Ko¶ció³ katolicki twierdzi, ¿e ka¿dy jego „¶wiêty kap³an” to „alter Chrystus”5, wiêc je¶li ksi±dz z³±czy³6, to Bóg z³±czy³. Zwa¿ywszy na to, czym ko¶ció³ katolicki jest i jak dzia³a, takie stanowisko jest co prawda zrozumia³e, ale i wielce zarozumia³e. Bo czy to Bóg z³±czy³ ma³¿onków, którzy nienawidz±c siê nawzajem zamieniaj± swoje ¿ycie w piek³o? Czy to Bóg z³±czy³ mê¿a pijaka z ¿on±, która godzi siê na awantury, poni¿anie i bicie siebie i swoich dzieci? Czy to Bóg z³±czy³ ma³¿eñstwa, w których ojcowie molestuj± seksualnie a nawet gwa³c± w³asne potomstwo? Nie, ko¶ciele katolicki! Bóg nie jest biurokratycznym urzêdnikiem, który ³±czy poprzez wymóg wypowiadania w obecno¶ci ksiêdza przysiêgi bez pokrycia. BÓG JEST MI£O¦CI¡, a zatem BÓG £¡CZY MI£O¦CI¡. Mi³o¶æ jest nie tylko boskim spoiwem, ale tak¿e jakby „wizytówk±’ czy „podpisem” Boga. Tam, gdzie go¶ci mi³o¶æ, go¶ci Bóg. To co zosta³o z³±czone mi³o¶ci±, zosta³o z³±czone przez Boga. I biada temu, kto to roz³±czy! Ale po co zmuszaæ ludzi do bycia ze sob±, skoro nie chc± lub nie potrafi± przebywaæ razem?
S³owa Jezusa „Co Bóg z³±czy³, cz³owiek niech nie rozdziela” pasuj± wiêc raczej do tragedii Romea i Julii, Abelarda i Heloizy, Tristana i Izoldy, Stefanii Rudeckiej i Walemara Michorowskiego i wielu innych, nie tylko literackich ale i historycznych postaci. Ile¿ to ludzkich dramatów towarzyszy³o zwi±zkom osób nie nale¿±cych do tego samego stanu czy klasy spo³ecznej, nie nale¿±cych do tej samej rasy, czy nale¿±cych do sk³óconych rodzin. Ilu cz³onków rodzin panuj±cych musia³o po¶wieciæ swe osobiste mi³o¶ci dla tzw. „dobra królestwa”. Ci, którzy nie chcieli siê z tym pogodziæ, czasem koñczyli tragicznie. Jako przyk³ad niech pos³u¿y samobójstwo Rudolfa Habsburga i Marii Vetsery w zamku Mayerling. Ilu mê¿czyzn i ile kobiet musia³o zrezygnowaæ z opartych na wielkiej mi³o¶ci zwi±zków, pod wp³ywem nacisków ¶rodowiska czy ¿±dania rodziny. Jeszcze w pierwszej po³owie dwudziestego wieku w niektórych stanach USA ma³¿eñstwa miêdzy osobami ró¿nych ras by³y zakazane, a te pary, które chcia³y wst±piæ w zwi±zki ma³¿eñskie, musia³y siê przenie¶æ do Europy. Jak¿e czêsto, nawet w czasach wspó³czesnych, rodzice odwodz± swoje, nawet doros³e ju¿ dzieci, od (ich zdaniem) nieodpowiednich partnerów, szanta¿uj±c ich s³owami: „Dopóki jeste¶ na moim utrzymaniu masz robiæ to co ka¿ê”. Robi± to zapewne w dobrej wierze, uwa¿aj±c, ¿e oni wiedz± lepiej, co dla ich potomków jest dobre. Zapominaj± przy tym, ¿e ich podstawowym obowi±zkiem jest usamodzielniæ swoje dzieci, a nie uzale¿niæ od siebie. Pomijaj± równie¿ fakt, ¿e ka¿dy doros³y cz³owiek ma prawo wybraæ pomiêdzy ¿yciem wygodnym, dostatnim i ustabilizowanym, z bogatym i wp³ywowym partnerem (tzw. „dobr± parti±”), a prze¿yciem wielkiej mi³o¶ci.
Jedyn± rzecz±, któr± ko¶ció³ katolicki dopuszcza jest uniewa¿nienie ma³¿eñstwa. Przyczyn± uniewa¿nienia mo¿e byæ np. zmiana wyznania jednego z ma³¿onków, homoseksualizm, nieskonsumowanie ma³¿eñstwa, a tak¿e niespe³nienie jakiego¶ wymogu formalnego niezbêdnego do zawarcia tego zwi±zku7. W Polsce, w czasach, gdy ¿y³ Tadeusz Boy-¯eleñski, by³ to jedyny sposób na rozwi±zanie ma³¿eñstwa. Istnieli nawet specjalnie do tego celu powo³ani adwokaci konsystorscy, którzy za du¿e pieni±dze podejmowali siê tego rodzaju spraw, ucz±c zainteresowanych jak maj± k³amaæ, aby siê rozej¶æ w zgodzie z ko¶cio³em. By³o to powodem serii artyku³ów prasowych Boya, wydanych potem w zbiorku „Dziewice konsystorskie”. Dzi¶ s±dy biskupie rozpatruj± coraz wiêcej tego rodzaju spraw, w Polsce jest ich chyba kilkaset rocznie. Taki proces trwa jednak do¶æ d³ugo, zwykle 2-3 lata lub wiêcej i nie zawsze koñczy siê zgodnie z oczekiwaniami.
Obecnie ko¶cielne uniewa¿nienie ma³¿eñstwa jest raczej spraw± wiary ni¿ konieczno¶ci, bo w wiêkszo¶ci pañstw ¶wiata rozwód jest w gestii s±dów. Ostatni± ostoj± katolickiego punktu widzenia na rozwody w XX-wiecznej Europie by³y W³ochy, ale i tam w koñcu nast±pi³y zmiany w kierunku rozdzia³u ko¶cio³a od pañstwa, co umo¿liwi³o rozwody. Dlaczego ludzie siê rozwodz±?
Aby odpowiedzieæ na to pytanie nale¿y siê najpierw zastanowiæ nad tym, dlaczego ludzie siê pobieraj±? Nak³adanie ograniczeñ na zwi±zki miêdzy mê¿czyznami i kobietami i wprowadzenie konieczno¶ci legalizacji tych zwi±zków w postaci aktów prawnych czy ceremonii religijnych jest praktykowane od czasów staro¿ytnych. Idea, jaka temu przy¶wieca³a, by³a wznios³a. Chodzi³o o zapewnienie trwa³o¶ci rodziny a tym samym o zabezpieczenie przetrwania gatunku. Ma³¿eñstwo mia³o stanowiæ umowê, w której obie strony zobowi±zywa³y siê do okre¶lonych ¶wiadczeñ. Szczegó³y tej umowy zale¿a³y od epoki historycznej, regionu ¶wiata, od obowi±zuj±cego w tym regionie i w tej epoce prawa, a tak¿e od wyznawanej religii (je¶li ¶lub by³ zawierany w ko¶ciele). Formalizacja zwi±zku mia³a zapewniaæ stabilno¶æ rodzinie, zabezpieczaæ interesy obojga ma³¿onków oraz ich dzieci, oraz nie dopuszczaæ do rozbicia tego zwi±zku poprzez system nakazów i zakazów dotycz±cych zachowania obojga ma³¿onków. Z³amanie tych restrykcji oznacza³o okre¶lone konsekwencje prawne, a poszczególne ko¶cio³y naruszenie niektórych zakazów og³asza³y grzechem (np. zdradê ma³¿eñsk±).
W rzeczywisto¶ci, powody, dla których by³y i s± wci±¿ zawierane zwi±zki ma³¿eñskie, wydaj± siê byæ zupe³nie inne. Przewa¿aj±ca wiêkszo¶æ m³odych par za g³ówny powód zawierania ¶lubu uwa¿a mi³o¶æ. W praktyce nie jest to jednak prawdziwa mi³o¶æ, ale raczej jej imitacja, polegaj±ca na handlu wymiennym: „ja ci dam to, a ty mi dasz tamto”. Ma³¿eñstwo jest wiêc dla nich sposobem na spe³nianie oczekiwañ obu stron i je¶li nawet jest w tym jakie¶ uczucie, to nie jest to mi³o¶æ do partnera, ale raczej do tego, co ten partner mo¿e daæ temu drugiemu i w jakim stopniu mo¿e zaspokoiæ jego potrzeby. Tzw. „mi³o¶æ romantyczna” jest wiêc zwykle odpowiedzi± na zaspokajanie potrzeb. Stwierdzenia typu „bez niego (niej) jestem nikim” czy „nie mogê bez ciebie ¿yæ”, chocia¿ brzmi± uroczo, to tylko potwierdzaj± to, co powiedziano poprzednio. Nadmierne potrzeby jednej ze stron mog± przybraæ czasem postaæ patologiczn± granicz±c± z obsesj± i wówczas mi³o¶æ romantyczna przekszta³ca siê w rodzaj tzw. „fatalnego zauroczenia”, co niejednokrotnie prowadzi do tragedii.
Ka¿dy ¶wie¿o upieczony ma³¿onek, zdaje sobie (czêsto pod¶wiadomie) sprawê z tego, ¿e je¶li jego partner darzy go mi³o¶ci±, to jest to mi³o¶æ uwarunkowana, uzale¿niona od tego, w jaki sposób bêdzie on zaspokaja³ potrzeby tego partnera. Dlatego stara siê ju¿ od samego pocz±tku zmieniæ, w taki sposób, aby siê dostosowaæ do oczekiwañ wspó³ma³¿onka. Przede wszystkim zmienia swoje zachowanie, zgodnie z potrzebami partnera, ale czêsto wbrew sobie. Z czasem powstaje siê obawa zwi±zana z mo¿liwo¶ci± utraty tej mi³o¶ci. Pojawia siê natrêtne pytanie ”Czy on (ona) mnie jeszcze kocha?”, oraz potrzeba weryfikacji odpowiedzi na to pytanie. Dlatego „ukochany” mo¿e za¿±daæ „dowodu mi³o¶ci”, który prowadzi do jeszcze wiêkszych zmian zachowañ. Ale jak d³ugo mo¿na ukrywaæ swoje, mo¿e nie zawsze najciekawsze, ale za to prawdziwe cechy i graæ rolê kogo¶ kim siê nie jest? Bo przecie¿ ka¿dy z partnerów, po to, aby zadowoliæ wspó³partnera, wyrzeka siê czê¶ci siebie. Z biegiem czasu ka¿demu z ma³¿onków zaczyna to ci±¿yæ i po prostu przestaj± udawaæ. Wtedy zwykle mówi siê, ¿e siê zmienili. Ale oni siê wcale nie zmienili, oni zaczêli byæ z powrotem sob±. Kto¶ kiedy¶ powiedzia³, ¿e mi³o¶æ romantyczna koñczy siê wraz z pierwszym pierdniêciem. Czy w tym dosadnym, a dla niektórych nawet wulgarnym stwierdzeniu, nie ma jednak jakiej¶ g³êbszej prawdy?
Po pewnym czasie trwania zwi±zku (czasem ju¿ od samego pocz±tku) pojawia siê zazdro¶æ. Powstaje ona wówczas, gdy zachodzi obawa, ¿e partner mo¿e skierowaæ swoje uczucia w inn± stronê i przez to jego mi³o¶æ do wspó³partnera dozna uszczerbku. Zazdrosnym mo¿na byæ o wszystko: od psa czy kota, poprzez pracê, hobby, czy okre¶lone upodobania, a¿ do przyjaciela czy kochanka. Zazdro¶æ ostatecznie zabija mi³o¶æ, czasem w dos³ownym sensie, prowadz±c nawet do morderstwa. Tak wiêc istniej± trzy gwo¼dzie do trumny mi³o¶ci: potrzeby, oczekiwania i zazdro¶æ.
Czasami powody zawierania ma³¿eñstw bywaj± jednak wznios³e, np. pragnienie za³o¿enia rodziny i do¶wiadczania uczuæ rodzicielskich, rado¶æ p³yn±ca z kroczenia wspóln± drog± poprzez ¿ycie, wzbogacanie siebie poprzez „dawanie” siebie, itp. Jednak¿e w znacznej mierze, motywacje do zawierania zwi±zków s± bardziej prozaiczne i w ogóle nie zawieraj± w sobie s³owa „mi³o¶æ”. Jednym z najczê¶ciej spotykanych powodów tego typu s± pieni±dze. Mo¿e tu zarówno chodziæ o ³±czenie maj±tków bogatych rodzin, jak i o tak banalny przypadek, gdy m³oda, atrakcyjna kobieta wychodzi za bardzo bogatego starca licz±c na luksusowe ¿ycie przy jego boku i du¿y spadek po jego ¶mierci. Ale nawet zwyk³e rozpatrywanie kandydatów na ma³¿onka w kategoriach „dobrej” lub „z³ej partii” jest tak¿e planowaniem przysz³ego zwi±zku pod wzglêdem korzy¶ci finansowych. Ludzie siê pobieraj± równie¿ dla kariery, dla rozrywki, ze wzglêdu na atrakcyjno¶æ partnera, aby unikn±æ samotno¶ci, aby doj¶æ do siebie po poprzednim zwi±zku, czy po to, aby sobie urozmaiciæ ¿ycie. S± równie¿ i tacy, który siê pobieraj±, legalizuj±c w ten sposób swój zwi±zek, po prostu dlatego, ¿e uwa¿aj± i¿ tak trzeba (tego oczekuje okre¶lone ¶rodowisko, tego wymaga ko¶ció³ i w ten sposób mo¿na legalnie zaspokajaæ swoje potrzeby seksualne). Niektórzy wyznaj± pogl±d, ¿e ma³¿eñstwo powinno dawaæ im przyjemno¶æ i zapewniaæ wygodê i ¿e nale¿y je utrzymaæ jak najd³u¿ej daj±c przy tym jak najmniej z siebie.
Jak wiêc wynika z powy¿szych wywodów, ludzie siê rozwodz± g³ównie dlatego, ¿e ma³¿eñstwa s± zawierane z powodów nie sprzyjaj±cych d³ugotrwa³ym zwi±zkom. Mi³o¶æ romantyczna (uwarunkowana) wi±¿e ludzi na krótko. Tylko mi³o¶æ bezwarunkowa daje zwi±zkom realne szanse przetrwania kryzysów. Je¿eli kochasz kogo¶ za to kim jest, a nie za to co mo¿e ci daæ, wówczas nie bêdziesz mia³ do niego pretensji, ¿e nie daje ci tego, czego od niego oczekujesz. Je¿eli wa¿ne jest dla ciebie co mo¿esz do zwi±zku wnie¶æ, a nie co z niego wynie¶æ, to wtedy stopieñ spe³nienia siê w tym zwi±zku bêdzie zale¿a³ wy³±cznie od ciebie. Wówczas istnieje du¿a szansa, ¿e ten zwi±zek wystarczy ci na d³ugo.
Jednak ¿adnych gwarancji nie ma. Przysiêgi ma³¿eñskie takich gwarancji te¿ nie daj±. Wiêkszo¶æ ludzi prowadzi ¿ycie reaktywne, nie potrafi±c ¶wiadomie kszta³towaæ swojej przysz³o¶ci. Takim ludziom trudno jest przewidzieæ jak siê zachowaj± za miesi±c czy nawet za tydzieñ i sk³adanie d³ugoterminowych przyrzeczeñ (w ko¶ciele katolickim nawet a¿ do ¶mierci) jest sk³adaniem obietnic bez pokrycia. Dlatego te¿ Jezus powiedzia³ „Wcale nie przysiêgajcie” [Mt, 5, 33]. Niestety, jest to jedno z tych zaleceñ Mistrza, których ko¶ció³ katolicki wcale nie pos³ucha³.
W dzisiejszych czasach powód formalizacji zwi±zków, którym by³o przetrwanie gatunku, przesta³ byæ znacz±cy. Dlatego wymóg d³ugotrwa³o¶ci zwi±zku, który niegdy¶ by³ czym¶ w rodzaju „byæ albo nie byæ”, nie jest obecnie tak wa¿ny. Zatem upieranie siê ko¶cio³a katolickiego przy nierozerwalno¶ci ma³¿eñstwa, nakaz utrzymywania zwi±zku „na si³ê” i nak³adanie czego¶ w rodzaju ekskomuniki8 na tych, którzy siê rozeszli i u³o¿yli sobie ¿ycie z innymi partnerami, jest dla wielu (w tym równie¿ i dla wielu katolików) niezrozumia³e. Albowiem wa¿nie jest nie tylko, aby nie zdradziæ swego partnera, ale równie¿ aby nie zdradziæ siebie. Zdradzenie samego siebie to te¿ zdrada. To najgorszy rodzaj zdrady. Dlatego nie trzeba opieraæ ma³¿eñstwa na „¶wiêtych obowi±zkach” i nierealistycznych przysiêgach. Jak pokaza³a historia, to zwykle siê nie sprawdza. Znaczna czê¶æ zwi±zków siê rozpada, a wiele z tych osób, które z ró¿nych wzglêdów (np., religijnych) nie mog± siê na rozwód zdecydowaæ, tkwi± w takich zwi±zkach i czêsto zahukani, st³amszeni, zamartwiaj± siê po cichu. Zawieranie takich ma³¿eñstw nie jest dowodem mi³o¶ci, ale raczej dowodem lêku. Prawdziwej mi³o¶ci nie mo¿na bowiem zni¿yæ do poziomu obietnicy czy gwarancji. ¦lub mia³ byæ zabezpieczeniem, ¿e tak jak jest, bêdzie zawsze. W praktyce okaza³ siê jednak czym¶ nieskutecznym i zawodnym.
Aby stworzyæ zwi±zek, maj±cy szanse na d³ugie przetrwanie nale¿y go oprzeæ na mi³o¶ci bezwarunkowej, nieograniczonej i wolnej, pamiêtaj±c przy tym, ¿e potrzeby, oczekiwania i zazdro¶æ zabijaj± mi³o¶æ. Partnerzy powinni byæ ze sob± nie dlatego, ¿e siê do tego zobowi±zali, ale dlatego, ¿e tak postanowili, bo to daje im rado¶æ i stwarza szanse ich rozwoju. Motywem do utrzymania i rozwijania zwi±zku winny byæ nie „¶wiête obowi±zki” ale „¶wiête mo¿liwo¶ci”, jakie ten zwi±zek stwarza. Czysta mi³o¶æ jak± obdarzaj± siê partnerzy mo¿e wówczas przetrwaæ nie tylko a¿ do ¶mierci, ale i zaistnieæ na ca³± wieczno¶æ.
1 Np. w 1988 roku w USA na 1000 mieszkañców by³o ¶rednio 4,80 rozwodów i 9,70 ¶lubów co daje wska¼nik 1:2.
2 S³owo „nierz±d” w potocznym rozumieniu oznacza prostytucjê. Istnieje równie¿ szersza, prawnicza definicja nierz±du, w której mówi siê o naruszeniu norm moralno obyczajowych poprzez dokonanie czynu nierz±dnego zabronionego przez prawo, jak np. gwa³t, kazirodztwo, stosunek z osob± nieletni±, itp. Ko¶ció³ katolicki wprowadzi³ w³asn±, ca³kowicie ró¿ni±c± siê definicjê nierz±du, jako po¿ycia seksualnego wolnych ludzi bez ¶lubu ko¶cielnego. (Katechizm Ko¶cio³a Katolickiego, Wydawnictwo Pallotinum, 1994, akapit 2353, s. 531). Taka definicja pozwoli³a interpretowaæ s³owa ewangelii Mateusza jako nakaz oddalenia kochanki. Pojawia siê jednak wtedy sprzeczno¶æ, bo Mateusz mówi o „oddalaniu ¿ony”, a nie konkubiny.
3 O porywczo¶ci i wybuchowo¶ci Jezusa ¶wiadczy wiele faktów z ewangelii, m. in. ostre s³owa przeciw faryzeuszom, a tak¿e wyrzucenie kupców ze ¶wi±tyni i porozbijanie ich kramów.
4 Nie ma nawet pewno¶ci, ¿e Jezus wypowiedzia³ dok³adnie takie s³owa. W niektórych ewangeliach apokryficznych brzmi± one nieco inaczej, np. w Ewangelii ¯ycia Doskona³ego [42,3] jest napisane: „Co Bóg z³±czy³, nikt nie powinien roz³±czaæ, tak d³ugo, jak ¿ycie i mi³o¶æ trwaj±”.
5 Zastêpca Chrystusa.
6 ¦ci¶lej rzecz bior±c, zgodnie z nauk± ko¶cio³a, to nie ksi±dz udziela sakramentu ¶lubu, ale udzielaj± go sobie sami wstêpuj±cy w zwi±zek ma³¿eñski. Ksi±dz jest tylko ¶wiadkiem. Jednak bez ksiêdza, który jako osoba urzêdowa prowadzi ca³± ceremoniê i og³asza zawarcie ma³¿eñstwa, ¶lub nie by³by mo¿liwy, wiêc w pewnym sensie to on ³±czy pary.
7 Mo¿e byæ to np. zatajenie przed ¶lubem istotnych faktów, takich jak pozostawanie w aktywnym zwi±zku seksualnym z inn± osob± czy na³ogowy alkoholizm.
8 Nie chodzi tu o ekskomunikê „z mocy prawa” jaka jest obligatoryjnie nak³adana np. na kobietê, która dokona³a aborcji. Jednak wed³ug ko¶cio³a katolickiego ka¿dy, który siê rozwiód³ i powtórnie zawar³ zwi±zek ma³¿eñski, pozostaje w grzechu cudzo³óstwa, i dopóki ten zwi±zek trwa i jest konsumowany – nie dostanie rozgrzeszenia. Jest wiêc faktycznie odsuniêty od sakramentów. Czasami dochodzi do takich paradoksów, ¿e np. po kilku tygodniach trwania ma³¿eñstwa m±¿ opuszcza ¿onê i wi±¿ê siê trwale z inn± kobiet±. Taki stan trwa 40 lat. W miêdzyczasie opuszczona ¿ona usi³uje uzyskaæ bezskutecznie ko¶cielne uniewa¿nienie ma³¿eñstwa. W koñcu bierze rozwód cywilny, po¶lubia innego mê¿czyznê, z którym ma dzieci i wnuki. Po 40-tu latach ko¶ció³ nadal twierdzi, ¿e ¿yje w grzechu i nie dopuszcza jej do sakramentów. Równocze¶nie nadal nie chce uniewa¿niæ pierwszego ma³¿eñstwa, bo „z³a wola” pierwszego mê¿a nie stanowi dla ko¶cio³a dostatecznej podstawy.
|