Kody zniewolenia
Zakodowane jest nasze ¿ycie,
tkwimy w niemocy ¿elaznym uchwycie,
zakodowane jest nasze cia³o,
przez lata ¿ycia, by wci±¿ cierpia³o.
Gdy siê rodzimy, jeste¶my niewinni,
robimy to, co¶my powinni,
bawimy siê i rado¶ci do¶wiadczamy,
pamiêæ mi³o¶ci jeszcze w sobie mamy.
Lecz czas szybko mija i ¶wiadomo¶æ ¿ycia
pakuje nam kody w niewinno¶æ z ukrycia.
Zapominamy, ¿e z nieba przyszli¶my.
¿e niebo na Ziemi tworzyæ mieli¶my.
S³uchamy tego, co nam inni ka¿±,
nie¶wiadomi, ¿e z pos³ug± obce kody w³a¿±.
Zaczynamy chorowaæ, bo siê z tym nie zgadzamy,
lecz do dzieciêcej mi³o¶ci ju¿ nik³y dostêp mamy.
Idziemy do szko³y i znów nas koduj±,
w strachu i s³u¿alstwie ka¿dego wychowuj±.
Ksi±dz na religii straszy Bogiem ka¿±cym,
koduje szatanem w ko¶ció³ w±tpi±cym.
Przyjmujemy kody, ¿e¶my grzeszni od urodzenia,
¿e tylko przez ko¶ció³ ¶wiat na lepszy siê zmienia.
Brniemy w tym k³amstwie, szukaj±c na zewn±trz Boga,
bo nas zakodowano, ¿e to jedyna do nieba droga.
Rodzice nasi, korzystaj±c z naszej mi³o¶ci,
zmuszaj± nas do powielania swoich b³êdów m³odo¶ci.
Niby nas kochaj±, lecz ci±gle kody daj±,
chyba ju¿ nie wierz±, ¿e nad sob± w³adzê maj±.
I dalej brniemy w ¿ycia ¶lepym zau³ku,
przyjmuj±c komuniê ¶wiêt± w ko¶ció³ku.
Od tego momentu Boga, swego przyjaciela,
zjadaæ bêdziemy w ko¶ciele co niedziela,
bêdziemy piæ jego krew dla jego chwa³y,
koduj±c siê dalej, jaki cz³owiek ma³y.
Idziemy przez ¿ycie z coraz wiêkszym kodów baga¿em,
pakuj±c podarki niemocy od ludzi z wiêkszym sta¿em.
W szkole siê uczymy wszystkiego, tylko nie mi³o¶ci,
koduj±c siê na innych w uczuciach uleg³o¶ci.
I wtedy co niektórzy budz± sie z letargu,
nie chc± uczestniczyæ w ¿yciu dusz przetargu,
znajduj± prawdê w sobie, z Bogiem rozmawiaj±,
budz±c strach w innych, ¿e wp³yw na ¿ycie maj±,
s± izolowani w ¿yciu spo³eczeñstwa
za odbieranie ko¶cio³owi w³adzy palmy pierszeñstwa,
¿e siê o¶mielili i¶æ inn± drog±, jak ko¶ció³ ka¿e,
i zamiast cielce mi³o¶æ i prawdê wnosz± na o³tarze.
Ci, co Boga w swoim sercu do tej pory nie odkryli,
do koñca siê zamkn± i pod dyktando w³adzy bêd± ¿yli.
Sakrament bierzmowania wetrze siê w ich Boskie cia³o,
¿eby s³u¿yli hierarchii, gdy¿ ko¶cio³owi jest wci±¿ ma³o.
I tak docieramy do wieku mocy dojrzewania,
t³umi siê pod strachem energiê naszego wzrastania.
Nikt nam nie t³umaczy, jak wielk± moc± dysponujemy,
gdy¿ nie¶wiadomi dobrymi niewolnikami systemu zostaniemy.
Kszta³ciæ siê bêdziemy przez lata w wielkim stresie,
nie zdaj±c sobie sprawy, ¿e wiedza jest w nas, a nauczyciele w lesie.
Koñcz±c naukê, zasilamy szeregi bezrobotnych armii,
licz±c na to, ¿e w³adza i ko¶ció³ nasze cia³a nakarmi.
Gdy ju¿ tak tkwimy w niewoli i chorzy z uzale¿nienia,
nasze dusze wo³aj± o pobudkê ze snu niemocy spe³nienia.
I niektórym siê udaje zerwaæ kody nie¶wiadomo¶ci,
zdobywaj±c Bosk± wiedzê nape³niaj±c siê uczuciem mi³o¶ci,
zasilaj±c szeregi ludzi pragn±cych wolno¶ci,
doprowadzaj±c tym system do uczucia w¶ciek³o¶ci.
Lecz wiêkszo¶æ niestety we ¶nie swym zostaje,
licz±c wci±¿ na to, ¿e przy bogatym i g³odny siê naje.
Wiêkszo¶æ te¿ ludzi sakrament ma³¿eñski przyjmuj±c,
kochan± osobê wi±¿e, fa³szyw± mi³o¶ci± koduj±c.
I rodz± siê dzieci Bo¿e w biedzie i braku mi³o¶ci,
byle by³o ich wiêcej, to kod ko¶cio³a dla swej chciwo¶ci.
Ko¶ció³ i w³adza obdzieraj± nas z ostatniego tchnienia,
zabieraj±c nam godno¶æ i mo¿liwo¶æ samostanowienia.
Ci, co szczê¶cie maj±, pracowaæ bêd± w pocie czo³a,
koduj±c siê na ciê¿kie ¿ycie, smutek rozsiewaj±c dooko³a.
Smutki i ¿ale nasze zatopione w oparach alkocholu
wprowadzaæ bêd± zak³ócenia i kody niemocy w ziemskim polu.
Bogaci jeszcze bardziej bogaciæ siê bêd±,
nie wiedz±c, ¿e tacy do wnêtrza klucza nie zdobêd±.
Z ka¿dym oddechem materialnego uzale¿nienia,
bêd± patrzyli w sw± duszê z pozycji w³asnego cienia.
Jednak i z nich co niektóry ze snu siê obudzi
i zapa³ do gromadzenia w swym sercu ostudzi.
Gdy pojm±, ¿e bogactwo i w³adza ¿±dz± ¶wiatem iluzji,
zdejm± kody niewiedzy, budz±c ¶wiat mi³o¶ci, energii fuzji,
i bêd± pionierami, g³osz±c prawdê w spo³eczeñstwie,
¿e ¿ycie bogate na zewn±trz jest fa³szem w bezpieczeñstwie,
¿e ¶wi±tyni± Boga jest nie budynek ko¶cielny,
¿e ci, co tak my¶l±, w niewiedzy s³u¿± mocom piekielnym,
¿e Bóg umi³owa³ tylko jednego przedstawiciela,
tego, co w nas ¿yje i jego nauki w ¿ycie wciela.
Lecz takich osób jest i bêdzie bardzo niewiele,
bêd± szykanowani i opuszcz± ich przyjaciele,
fa³szywi zreszt±, dr¿±c ze strachu o egzystencjê,
oddadz± sw± wolno¶ci prawdê w pazerne w³adzy rêce.
I wiêkszo¶æ z nich bêdzie, nie mog±c z kodami sobie daæ rady,
szukaæ na zewn±trz pomocy korzystaj±c z lekarza porady.
Do¿ywaj±c kwiecia wieku, wieku swego przekwitania,
dusze bardzo wielu ludzi zanuc± pie¶ñ rozstania,
pie¶ñ rozpaczy dla cia³a, dla duszy westchnienia,
¿e znowu w tym wcieleniu ma³o by³o zrozumienia,
co jest w ¿yciu wa¿ne, po co tu ¿yli¶my,
za jak± prawd± w ¶wiecie ci±gle gonili¶my.
Niektórzy odeszli, lecz inni pozostaj±,
dalsz± szansê nauki od swej duszy dostaj±.
I znowu tylko garstka z nich oprzytomnieje,
¿e ¿ycie to nie staro¶æ, co jak metal rdzewieje,
¿e wa¿na jest mi³o¶æ do wszelkiego stworzenia,
by u schy³ku ¿ycia mieæ poczucie zjednoczenia,
¿e ka¿da istota, co z mi³o¶ci siê tworzy,
nasze serca na wszech¶wiat jedno¶ci otworzy.
Uczyæ te¿ bêd± ci szanowni ludzie,
¿e ¿yj±c dla pieniêdzy ¿yje siê w u³udzie,
¿e goli tu przyszli¶my i goli odejdziemy,
¿e tylko w mi³o¶ci swe spe³nienie znajdziemy.
Lecz i oni, gdy odejd±, ju¿ na to wp³ywu nie bêd± mieli,
z³o¿± ich ko¶ci na cmentarzu grobie, choæby tego nie chcieli.
Ostatni kod przyjm± od swego martwego cia³a,
¿e gdy zap³ac± za pogrzeb, w niebie ich czeka chwa³a.
I skoñczyæ w zasadzie tê smutn± opowie¶æ mo¿na by by³o,
¿eby nie my¶l, ¿e bez pieniêdzy i w³adzy lepiej by siê ¿y³o.
Bo có¿ nam daj± te wszystkie kody w³adzy i kontroli,
niszcz± nasze cia³a i psychikê trzymaj± w niewoli,
wyciskuj± uczucia nienawi¶ci, pogardy i strachu,
gdy¿ s± z³a mistrzami iluzji w swym piekielnym fachu.
A gdyby tak spojrzeæ na ¿ycie nasze z dobrej strony
i mieæ wszystkie stworzenia i mi³o¶æ przed z³em do obrony,
¿yæ chwil± obecn±, widzieæ w ka¿dym swe odbicie Boskie,
byæ Bogiem za ¿ycia i prowadziæ ¿ycie beztroskie,
wierzyæ w sw± moc, o której Chystus opowiada³,
byæ taki jak on, by ka¿dy ¶wiadectwo prawdzie dawa³.
Nie bêdzie mora³u z tej d³ugiej o ¿yciu opowie¶ci,
scenariusz niech ka¿dy napisze sam, a ¿ycie jego prawdê obwie¶ci.
¼ród³o: magazyn Nexus 2/2003 (32)
http://www.nexus.media.pl