Rafaela
Gość
|
 |
« : Marzec 28, 2011, 09:51:48 » |
|
StanisÂław Tkocz
WANDALIZM
Fakt, iÂż przeciĂŞtny obywatel czuje siĂŞ coraz bardziej zagroÂżony i ma mniejsze poczucie bezpieczeĂąstwa, jest dla wszystkich oczywisty. PrzyczynÂą sÂą zjawiska na pozĂłr bÂłahe, ktĂłre w sumie dajÂą jednak obraz spoÂłeczeĂąstwa zagroÂżonego wandalizmem.
Komu siê ¿aliÌ, ¿e przeszkadza nam gromada wyrostków tarasuj¹ca chodnik i bluzgaj¹ca na przechodniów wyzwiskami? Do kogo siê zwracaÌ w sprawie chodników, które psie odchody i inne paskudztwa zamieni³y w œlizgawki? Napisy szpec¹ce fasady domów, groŸne psy oraz ich krewcy w³aœciciele, cuchn¹ce klatki schodowe, rowerzyœci pêdz¹cy slalomem po chodnikach, zniszczone skrzynki na listy i domofony, porozbijane szyby i wiaty autobusowe, agresywne zachowanie, nieuzasadnione pogró¿ki - to œwiadectwa rozwydrzenia, które trudno wyliczyÌ, a nawet zdefiniowaÌ. Utrudniaj¹ nam ¿ycie, psuj¹ ogóln¹ atmosferê i przyczyniaj¹ siê do rosn¹cego poczucia zagro¿enia. Socjologowie badaj¹cy te zjawiska dochodz¹ do wniosku, i¿ nastêpuje powolne zrywanie z podstawowymi regu³ami ¿ycia spo³ecznego, jak równie¿ rozpad spo³ecznych mechanizmów wdra¿ania do samokontroli i wzajemnego poszanowania. Dodaj¹, ¿e to pewien rodzaj kryzysu "cywilizowanych obyczajów". Konwenanse, przyjête jako normalne we wszystkich dziedzinach ¿ycia codziennego - czy to, gdy chodzi o higienê, czy o savoir-vivre - po ponad dwóch wiekach ich praktykowania zosta³y brutalnie zakwestionowane. Os³ab³a tak¿e kontrola spo³eczna, a z tzw. opini¹ publiczn¹ przestano siê liczyÌ. Przyczyn¹ takiego stanu rzeczy - mo¿e nie jedyn¹, ale doœÌ wa¿n¹ - by³ fakt, ¿e spo³eczeùstwo sta³o siê bardzo wyrozumia³e dla wybryków m³odocianych. Rodzice z du¿¹ pob³a¿liwoœci¹ zaczêli siê odnosiÌ do zachowania swych dzieci. Wyznaj¹ swobodniejsze zasady moralne - albo w ogóle ich nie wyznaj¹. Preferuj¹ czêsto tzw. wychowanie bezstresowe, którego efektem jest os³abienie - czy wrêcz utrata - wp³ywu na m³ode pokolenie. Pogoù za pieni¹dzem, pracoholizm, nadmierne ambicje zawodowe przy niskiej œwiadomoœci roli wychowania w rodzinie sprawiaj¹, ¿e wiele dzieci ma zapewniony byt materialny, ale cierpi z powodu braku autentycznego zainteresowania. W³aœnie nieingerowanie w wolny czas dziecka wydaje nieraz smutne owoce w postaci przestêpczoœci i wandalizmu. Cz³owiek sta³ siê w wiêkszym stopniu indywidualist¹. Dominuj¹c¹ rolê w ¿yciu spo³ecznym odgrywa s³owo "ja" i powoduje wiele spustoszenia. W spo³eczeùstwie egoistów trudno doszukaÌ siê nie tylko altruizmu czy mi³oœci bliŸniego, ale elementarnego szacunku dla drugiego cz³owieka. Tymczasem skutki rozprzê¿enia obyczajów bywaj¹ o wiele dotkliwsze ni¿ "zwyk³a" przestêpczoœÌ. Udowodniono, ¿e grasuj¹ce noc¹ bandy na wiêksz¹ skalê zak³ócaj¹ spokój ludziom ni¿ zbrodnia w afekcie. Zniszczone nagrobki, powybijane szyby, uszkodzone ogrodzenia lub obelgi wywo³uj¹ co najmniej taki sam stres, jak w³amanie. To nie najpowa¿niejsze niebezpieczeùstwa podsycaj¹ poczucie zagro¿enia, lecz naruszenie "umowy spo³ecznej" przez nieletnich. Ludzie wiod¹cy normalne ¿ycie chc¹ spokojnie mieszkaÌ w swych domach i dlatego oczekuj¹ ochrony ze strony w³adz paùstwowych czy komunalnych. Zarówno w³adze, jak i ca³e spo³eczeùstwo z jednego powinny sobie zdaÌ sprawê: brak reakcji na chuligaùskie wybryki to sygna³, ¿e nie obowi¹zuje ju¿ wspólne prawo, ¿e nikt nie troszczy siê o nakaz poszanowania porz¹dku i - gorzej jeszcze - ¿e przestêpcy maj¹ "zielone œwiat³o". Owo poczucie bezkarnoœci jest dla m³odzie¿y destrukcyjne. Spotyka ona obojêtnych, wrêcz tchórzliwych doros³ych, którzy wol¹ raczej przejœÌ na drug¹ stronê ulicy, ni¿ stawiÌ jej czo³o. Problem zwalczania wybryków m³odocianych jest doœÌ z³o¿ony, gdy¿ nie chodzi tylko o podejœcie prawnicze, ale tak¿e socjologiczne i moralne. W rzeczywistoœci wandalizm i inne podobne wybryki nie zawsze mo¿na zwalczaÌ karami. Czêsto s¹ to czyny anonimowe: na sto przypadków zdewastowania mienia publicznego tylko w piêtnastu okreœlono sprawców. Poza tym nie zawsze znajduje siê na te czyny "paragraf". A spo³eczeùstwo ma przecie¿ prawo do samoobrony! Nie powinniœmy siê uchylaÌ od odpowiedzialnoœci za to, co siê wokó³ nas dzieje. Wszelkie wspólnoty lokalne, od blokowych czy osiedlowych poczynaj¹c, a na parafialnych koùcz¹c, powinny reagowaÌ na rozwydrzenie m³odocianych. Spo³eczeùstwo wykoleja siê wówczas, gdy nie potrafi wystarczaj¹co wczeœnie zaznajomiÌ swych najm³odszych cz³onków z obowi¹zuj¹cymi zasadami porz¹dku publicznego. Niestety, w wielu przypadkach od obowi¹zku tego zwalniaj¹ siê rodzice. Równie¿ komunalne s³u¿by porz¹dkowe niewiele albo prawie nic nie czyni¹ dla uwolnienia naszych ulic i miast od tej plagi. Natomiast doœÌ osobliwa wydaje siê byÌ postawa naszych liberalnych elit, które chcia³yby mierzyÌ ¿ycie spo³eczne wy³¹cznie miar¹ indywidualnych swobód. Zamiast propagowaÌ znaczne rozluŸnienie rygorów wychowawczych - bo dziecko te¿ ma swoje prawa - mo¿na by najpierw wpoiÌ temu dziecku elementarne zasady poszanowania bliŸniego, który te¿ ma swoje prawa! Dobrze pamiêtamy nagonkê na powrót religii do szkó³ i na obecnoœÌ ksiê¿y w gronach nauczycielskich. Ale gdyby nie oni, to kto w tym narodzie uczy³by w ogóle m³odzie¿ zasad moralnych? Propagowana przez media obyczajowoœÌ postmodernistyczna, ze swoj¹ nieograniczon¹ wolnoœci¹ i wzglêdnoœci¹ zasad, sytuacjê moraln¹ w naszym kraju tylko pogarsza. Dlatego wypada³oby, by ludzie rozs¹dnie myœl¹cy - obojêtnie, czy wierz¹cy, czy te¿ niewierz¹cy - wspierali wychowawcz¹ rolê ksiê¿y w celu z³agodzenia tego bolesnego problemu, jakim jest wandalizm m³odocianych.
|