Militarne Sekrety - ''Wielkiej Budowy'' - O tym powinni¶my te¿ wiedzieæ
Góry Sowie nazywane s± Górami ¦mierci. W centrum G³uszycy (niem. Nieder Wüstegiersdorf) do dzisiaj mo¿na znale¼æ pod ma³ym zalesionym wzniesieniem szcz±tki ludzkie. Na takie miejsca mo¿na natkn±æ siê na ca³ym terenie tzw.''robót podziemnych''. Aby w pe³ni zrozumieæ warunki ¿ycia na terenie „Wielkiej Budowy'' musimy zrozumieæ, ¿e do wykonywania prac ''zatrudniano'' niewolników z najciê¿szych za³o¿onych tutaj obozów pracy. Dzieñ powszedni wiê¼nia by³ niekoñcz±c± siê mêk± i katorg±, pasmem cierpieñ i zwierzêcej wrêcz egzystencji. Wszystko to w warunkach ur±gaj±cych wszelkim ludzkim uczuciom. Z dostêpnych wspomnieñ ¶wiadków tamtych wydarzeñ mo¿na spróbowaæ odtworzyæ wygl±d takiego „normalnego" dnia na budowie. Najlepiej okre¶liæ by j± mo¿na stwierdzeniem - budowy z potu, krwi i ³ez.
Tryb ¿ycia obozowego zosta³ podporz±dkowany jednemu celowi - potrzebom organizacji wykonywanych robót. Dzieñ powszedni na budowie, w przybli¿eniu, wygl±da³ nastêpuj±co: rozpoczyna³ siê zazwyczaj o godzinie czwartej rano, dosyæ brutaln± pobudk±, na któr± sk³ada³y siê krzyki i bicie. Wiê¼niowie byli nastêpnie wyganiani na plac apelowy, gdzie stali niezale¿nie od pogody do godziny szóstej rano. W tym czasie obozowi kapo przygotowywali wszystkie bloki do apelu porannego. Komanda robocze formowani: by³y zgodnie z przys³anym na dany dzieñ zapotrzebowaniem od konkretnej firmy. Szeregi wiê¼niów wyrównywano krzykiem i biciem. W koñcu nadchodzi³ czas apelu. Rozpoczyna³o siê doprowadzone do absurdu kilkakrotne liczenie, ostateczne równanie szeregów, co trwa³o a¿ do pojawienia siê na placu Lagerfihrera. Na jego widok Lageraltester podawa³ komendê: Achtung, Mtitzen abl, Augen rechts! Potem sk³ada³ meldunek. Lagerfuhrer jeszcze raz przelicza³ szeregi i w koñcu podawa³ komendê -Ahmarsch! Lageraltester rozkazywa³: Rechts mu! Auegen links' Gleischrirtt marsch! Apel by³ skoñczony.
Po dotarciu na miejsce, poszczególne komanda rozpoczyna³y najczê¶ciej 10 - cio lub 12 - sto godzinny dzieñ pracy. Nale¿y w tym miejscu dodaæ, ¿e d³ugo¶æ dnia roboczego na ró¿nych odcinkach budowy nie by³a taka sama. O ile komanda pracuj±ce na powierzchni obowi±zywa³ 12-sto godzinny dzieñ pracy, o tyle komanda dr±¿±ce podziemia pracowa³y tylko 8 godzin (ale za to na trzy zmiany). Na powierzchni pracowano na jedn± zmianê. Do pracy chodzi³o siê codziennie, oprócz niedziel, kiedy to wiê¼niowie stali ca³y dzieñ na Apelplatzu. Dla wielu by³o to bardziej mêcz±ce ni¿ sama praca. Pogoda panuj±ca danego dnia nie mia³a najmniejszego znaczenia. Jak wspomina Abram Kajzer:
„Dzisiaj by³a straszna burza. Stoj±c od czwartej do szóstej rano na apelu, pod go³ym niebem, przemokli¶my do suchej nitki. £udzili¶my siê, ¿e nie pójdziemy do pracy. B³agali¶my o to w duchu Boga, ale to nic nie da³o. Deszcz la³ przez ca³y dzieñ. Ociekaj±ce pasiaki przylgnê³y nam do cia³. Przesta³o skutkowaæ bicie majstra i wachy. Nikt nie by³ zdolny poruszyæ ³opat± lub kilofem. Rozeszli¶my siê na wszystkie strony. Ka¿dy kry³ siê w lesie, pod drzewem i szczêka³ zêbami".
Od godziny siódmej do dwunastej trwa³a nieprzerwana praca, której towarzyszy³o ci±g³e poganianie i pokrzykiwanie majstrów z OT. Ci ostatni, jak zeznaj± wiê¼niowie, niewiele ró¿nili siê okrucieñstwem od esesmanów i kapo. Od godziny dwunastej do trzynastej trwa³a przerwa na obiad. Sk³ada³ siê z zabarwionej wody o jakim¶ nierozpoznanym smaku. Komanda „spo¿ywa³y" zupê, a nastêpnie szybko powraca³y na miejsce pracy. Ta trwa³a ju¿ do zmroku. S³aniaj±ce siê na nogach szeregi niewolników wraca³y do obozu w zupe³nych ciemno¶ciach. Jeszcze przy bramie trzeba by³o sprê¿yæ krok, aby nie zgin±æ od ciosu pa³k±, zadanego przez w¶ciek³ego kapo. Obok bramy sta³ bowiem Lagerfuhrer i razem z Lageralteste liczyli swoich „poddanych". Na miejscu czeka³a na nich, jak zawsze, wodnista zupa i kawa³ek chleba z trocin. Wreszcie, oko³o godziny dwudziestej trzeciej, zmordowani ludzie padali, jak k³ody, na wytarte sienniki, aby zapa¶æ w kamienny sen. Nazajutrz czeka³ ich kolejny dzieñ pracy, mêki, a byæ mo¿e... ¶mierci.
Aby w pe³ni zrozumieæ warunki ¿ycia na terenie „Wielkiej Budowy", musimy jeszcze dowiedzieæ siê o kilku (z pozoru ma³o istotnych) rzeczach, a mianowicie: jak wiê¼niowie byli ubrani, co jedli, gdzie lub raczej jak mieszkali. Je¿eli chodzi o ubiór wiê¼nia, to nie by³o tutaj jakich¶ specjalnych norm. Wiê¼niowie w przewa¿aj±cej czê¶ci byli ubrani w drelichowe spodnie i bluzy w niebiesko-bia³e pasy. Pod spodem nosili cienkie kalesony i koszule, najczê¶ciej pe³ne pche³ i wszy, za „posiadanie" których grozi³a notabene kara ¶mierci. Na nogach nosili drewniane trepy, a co szczê¶liwsi mieli nawet czapki. Ubiory takie noszono przez ca³y okr±g³y rok - zarówno upalnym latem, jak i mro¼n± zim±. Mo¿emy sobie tylko wyobraziæ, jak straszne mêki przechodzili wiê¼niowie, przebywaj±cy w tych kilku podartych ³achmanach na trzydziestostopniowym mrozie. Abram Kajzer wspomina:
„Dzi¶ by³ wyj±tkowo mro¼ny dzieñ. Nic mog³em daæ sobie rady przy pracy. Nie mogê te¿ chodziæ. Stopy piek± jak przypalane ¿ywym ogniem. Chodzê boso. Moje drewniane trepy s± ca³kiem zdarte, pasiasta bluza za ciasna, tote¿ w odstêpach miêdzy guzikami prze¶wieca go³e cia³o smagane przez mro¼ny wiatr. Dr¿ê z g³odu i zimna".
Wiê¼niowie, ryzykuj±c nierzadko ¿yciem, próbowali radziæ sobie na ró¿ne sposoby. Pod bluzê wpychali papier z worków po cemencie, za¶ na nogach obwi±zywali sobie drutem kolczastym kawa³ki desek, aby tylko nie chodziæ boso. Nie ma chyba gorszej tortury, ni¿ chodzenie przemro¿onymi stopami po ostrych od³amkach skalnych lub stanie ca³y dzieñ w lodowatej wodzie potoku, przy jego regulacji. Je¿eli chodzi o wy¿ywienie, to nic ró¿ni³o sic ono specjalnie od Jad³ospisu" stosowanego we wszystkich innych obozach. Na ¶niadanie podawano jedynie miskê kawy zbo¿owej, na obiad kolorow± wodê o smaku, np. grochówki, w której p³ywa³y kawa³eczki rozgotowanych ziemniaków lub brukwi. Czêsto te¿ dodawano odrobinê nadpsutego koñskiego miêsa. Na kolacjê wiêzieñ otrzymywa³ ponownie zupo-podobn± wodê i oko³o 250 gramów chleba (kilogramowy bochenek przypada³ na czterech wiê¼niów) z odrobin± margaryny i kie³basy. Ca³kowita warto¶æ kaloryczna tych wszystkich potraw nie przekracza³a 400 kalorii, tak wiêc wiê¼niowie wykonuj±cy pracê przewidzian± dla dobrze od¿ywionego si³acza, padali jak muchy z g³odu i wyczerpania. Znane s± przypadki, ¿e wiê¼niowie próbowali je¶æ korê z drzew (trawê jedzono regularnie), co chyba dobitnie ¶wiadczy o straszliwym g³odzie jaki panowa³ na budowie. Jakby tego by³o ma³o, to przywiezionym na budowê wiê¼niom nie zapewniono ¿adnych, nawet elementarnych, warunków higieny. Wiê¼niowie nie mieli siê gdzie myæ, chodzili zawszeni i zapchleni Nie ma siê zatem co dziwiæ, ¿e w koñcu na Baustelle(obóz) wybuch³a epidemia tyfusu, która poch³onê³a oko³o 7 tys. Ofiar.
„Natychmiast zasn±³ i prawie natychmiast siê obudzi³.. Ca³y bok, na którym le¿a³, pali³ go i swêdzia³ opuchniêty pulchnymi b±blami. Nad siennikiem ujrza³ co¶ co przypomina³o opar unosz±cy siê nad mokrad³em. Zjawisko to wywo³ywa³y dziesi±tki tysiêcy, a mo¿e miliony skacz±cych pche³".
O zdrowie wiê¼nia nikt siê nie troszczy³. Obozowe rewiry by³y najczê¶ciej umieralniami, do których znoszono najs³abszych muzu³manów. Po kilku dniach jechali oni do krematorium w KL Gross Rosen lub trafiali do którego¶ z masowych grobów, jak¿e licznych na terenie budowy. Najczêstszym powodem ¶mierci by³o wyczerpanie. Wielu umiera³o na gru¼licê, zapalenie p³uc, biegunkê g³odow± czy te¿ zwyk³e przeziêbienie, które w warunkach obozu najczê¶ciej koñczy³o siê w krematorium. Nikt nie przejmowa³ siê ciê¿kimi uszkodzeniami cia³a wiê¼niów, do jakich dochodzi³o w trakcie pracy. Je¿eli kto¶ nie mia³ si³y, aby stawiæ siê do pracy, to po prostu dobijano go, bowiem nie przedstawia³ ju¿ ¿adnej warto¶ci jako robotnik. Nale¿y tu dodaæ, ¿e warto¶æ si³y roboczej firmy przelicza³y w markach - 5 RM za robotnika wykwalifikowanego i 4 RM za zwyk³ego pracownika fizycznego. Op³atê firmy wnosi³y do G³ównego Urzêdu Administracyjno-Gospodarczego Rzeszy. Poni¿ej przedstawiam raport lekarza obozowego AL Riese. Mowa jest w nim o stanie s³u¿by zdrowia na terenie „Wielkiej Budowy" zim± 1945 roku. Wynika z niego jasno, ¿e Niemcy zdawali sobie sprawê z katastrofalnych warunków sanitarnych, które panowa³y na budowie, lecz nie robili nic, aby stan ten uleg³ zmianie:
LagerArzt AL Riese - Wustegiersdorf 26.01.45 r.SS Standortarzt Gross Rosen
Wp³ynê³o 06.02.45 r.
Dot.: Raport o s³u¿bie zdrowia w AL Riese w okresie od
26.12.44 do 25.01.45 r.
Odn. rozkaz lekarza garnizonowego SS, Az.:49/9.44/Dr.E. do
lekarza garnizonowego SS Gross Rosen
I. Obsada wojskowa
l/wielko¶æ obsady wojskowej 7/192/681
2/liczba chorych na rewirze w opisanym okresie 23
3/liczba ¿o³nierzy leczonych ambulatoryjnie 135
II. Wiê¼niowie
l/liczba chorych w szpitalu w opisanym okresie 7 140
2/ob³o¿enie szpitala w dniu 25.01.45 3 496
3/wiê¼niowie leczeni ambulatoryjnie 29 750
4/liczba lekarzy 63
5/liczba pielêgniarzy 56
6/liczba lekarzy-wiê¼niów 60
7/liczba pielêgniarzy-wiê¼niów 66
8/przeciêtne ob³o¿enie szpitala 3216
Ale to jeszcze nie wszystko. Koszmar nie koñczy³ siê bowiem na tym, ¿e wiê¼niowie chodzili prawie nadzy, g³odni do nieprzytomno¶ci, brudni i schorowani. Musieli jeszcze stawiæ czo³a jednej przeszkodzie - okrucieñstwu i zwyk³emu sadyzmowi majstrów z OT, esesmanów, kapo oraz ka¿dego, kto mia³ jak±kolwiek w³adzê nad nimi. Ta w³a¶nie przeszkoda by³a najtrudniejsza do pokonania. Do historii przesz³y ju¿ nazwiska takich sadystów, jak np. SS Unterscharfuhrer Liidecke, który zabija³ wiê¼niów m³otkiem czy te¿ Maxa Krause - zwanego „Krwawym Maxem". Jego ulubionym „orê¿em" by³a gumowa pa³ka. Wielkim okrucieñstwem odznacza³ siê tak¿e kierownik Oberhahn, który rozkazywa³ wyganiaæ prawie nagich wiê¼niów do bezsensownego przerzucania zwa³ów ¶niegu z miejsca na miejsce. Wielu, bardzo wielu, przyp³aci³o ten „pomys³" ¿yciem.
Nie sposób wymieniæ tutaj ka¿dego, znêcaj±cego siê nad wiê¼niami i dokonuj±cego potwornych, a zarazem bardzo wymy¶lnych zbrodni. ¦wiadek - T. Moderski - wspomina, ¿e widzia³, jak dwóch esesmanów za³o¿y³o siê o to, czy uda im siê jednym uderzeniem siekiery przeci±æ wiê¼nia na pó³ (!!!). Zwyciêzca mia³ otrzymaæ skrzynkê wódki. Wiê¼niów zabijano drewnianymi styliskami ³opat, duszono poprzez stawanie na ko³ku przy³o¿onym do szyi, zak³uwano bagnetami, topiono w beczkach i zbiornikach przeciwpo¿arowych lub po prostu koñczono ich ¿ycie strza³em w ty³ g³owy. Wed³ug ¶wiadków i istniej±cych dokumentów dziennie umiera³o oko³o 50 wiê¼niów. Mo¿emy wiêc sobie wyobraziæ, jakim piek³em by³a sowiogórska budowa. Dok³adna liczba ofiar przedsiêwziêcia budowlanego Olbrzym nie zosta³a ustalona. Przypuszcza siê, ¿e zginê³o oko³o 40 ty¶. wiê¼niów, jednak ich liczba mo¿e byæ znacznie wiêksza. Do dzi¶ pozostaje niewyja¶niony los oko³o 20 ty¶. wiê¼niów, których skre¶lono z ewidencji KL Gross Rosen w grudniu 1944 roku i rzekomo wys³ano w rejon AL Riese, dok±d nigdy nie dotarli. Jak zeznaje Jan Nowak:
„(...) wydawa³o mi siê rzecz± dziwn±, ¿e w ci±gu jednego dnia zniknê³o tylu wiê¼niów, wiêc zwróci³em na to uwagê przyjmuj±cemu meldunki esesmanowi, na co ten odpar³, ¿e meldunek jest prawdziwy. Wydarzenie to by³o szeroko komentowane przez esesmanów, ¿e ilo¶æ wiê¼niów zmniejszy³a siê o tak± wysok± liczbê".
Jan Nowak doda³ jeszcze, ¿e z fragmentów rozmów pods³uchanych w¶ród SS "wywnioskowa³, i¿ transportu tego pozbyto siê poprzez wprowadzenie go do jakiego¶ tunelu i wysadzenie wej¶cia.
Z kolei Pan Czes³aw S. z Bytomia tak wspomina swój pobyt w Górach Sowich w latach wojny:
„By³em wiê¼niem komanda Wustewaltersdorf. Lagerfuhrerem by³ niewysoki oficer SS, z którego twarzy nie schodzi³o rozbawienie. Je¼dzi³ zawsze po terenie budowy na koniu z ma³okalibrowym karabinkiem w rêce i strzela³ ¶rutem do wiê¼niów, którzy na uboczu za³atwiali swoje potrzeby fizjologiczne. Kiedy¶ by³ zapalonym my¶liwym i teraz tak sobie polowa³. Moim hauptkapo by³ Wilhelm Weiss, który wiele mi pomóg³ i by³ moim przyjacielem. W obozie by³ te¿ jego syn, ale Weiss nikomu nie mówi³, kto nim jest. Stara³ siê go chroniæ za wszelk± cenê. Pracowa³em przy dr±¿eniu tuneli. Nie mog³em chodziæ po ca³ym terenie budowy, ale i tak widzia³em jej ogrom. Mnóstwo wej¶æ do sztolni przy drogach prowadz±cych poziomo wzd³u¿ pasma górskiego, na kilku poziomach. Urobek wywo¿ono lorami z podziemi. Lory toczy³y siê same w dó³ i nabiera³y niebezpiecznej szybko¶ci. Tote¿ przy ka¿dym wózku by³ hamulcowy. Byli to ¿ydowscy ch³opcy w wieku 13-16 lat. Przy wielu lorach by³y zepsute hamulce i hamowali wsuwaj±c kij miêdzy ko³a a podwozie lub po prostu butami. Codziennie by³o kilka wykolejeñ i czêsto hamulcowi ginêli pod zwa³ami kamienia, ciê¿ko rannych za¶ dobijano. Ja te¿ przez pewien czas by³em hamulcowym. By³a to najl¿ejsza praca. W podziemia puste lory ci±gnê³y lokomotywy. W pobli¿u wej¶æ do dr±¿onych korytarzy sta³y potê¿ne kompresory t³ocz±ce powietrze do sztolni. Od nich odbiega³y grube rury. Ha³as by³ okropny. Wewn±trz, mimo urz±dzeñ ss±cych i t³ocz±cych powietrze, widoczny w ¶wietle lamp kamienny py³ wdziera³ siê do p³uc i wywo³ywa³ paroksyzmy kaszlu. Z g³ównych korytarzy odchodzi³y boczne. Czêsto u sufitu korytarza wiercono otwory, a stamt±d nowe korytarze prowadzi³y w g³±b góry. Mo¿na by³o do nich wej¶æ po drabinie albo od wej¶cia, z innego poziomu. Na przodku praca wygl±da³a nastêpuj±co: robili¶my dziury d³ugimi ¶widrami oraz przy pomocy m³otów pneumatycznych. Nadzorowali to w³oscy strzelniczy z firmy Ghiseri. My borowali¶my kilka, czasem kilkana¶cie otworów. W³osi umieszczali ³adunki. Strzelano, potem wchodzili ³adowacze. Najpierw d³ugimi tykami stukali w sklepienie, aby str±ciæ lu¼no wisz±ce kamienie. Czêsto nie tylko ogromny g³az, ale ca³y wyr±bany wybuchem przodek zawala³ ³adowacza. Dwa razy widzia³em jak ogromna niczym ¶wi±tynia hala zawala³a siê grzebi±c ludzi. Urobek ³adowali¶my na lory i wiercili¶my dalej. Ca³e cia³o wibrowa³o. Z podziemi wychodzili¶my jak pijani, na ca³ym ciele kamienny py³, w oczach, w ustach, w nosie, w p³ucach. Na plecach i w pachwinach mieli¶my rozleg³e zapalenia. Wielu nie wytrzymywa³o tego wszystkiego i ka¿dego dnia nie¶li¶my po pracy do obozu kilka trupów. Ka¿dego dnia schodzi³y z gór ¿a³obne karawany. Przy wej¶ciu do obozu „przybijali¶my" drewniakami. Szlaban otwiera³ ¶liczny, ¿ydowski ch³opiec w czy¶ciutkim, uszytym na miarê pasiaku. Sta³o ich tam zawsze kilku. Wszyscy byli piêkni, z d³ugimi w³osami, starannie uczesani. Obok szlabanu sta³a wartownia, a w niej roze¶miani esesmani. M³odzi, wypasieni, rumiani... Potem ci rumiani zniknêli i zast±pili ich starsi, czêsto inwalidzi... Esesmani wylewali ze swoich mena¿ek nadmiar jedzenia do stoj±cego obok baraku administracyjnego korytka, do którego pchali siê zg³odniali wiê¼niowie. Niemcy ¶miali siê, ¿e jeste¶my gorsi ni¿ ¶winie, kiedy wybierali¶my resztki do ust. G³ód skrêca³ wnêtrzno¶ci. Rzeczywi¶cie, ginê³y w nas resztki cz³owieczeñstwa. Jednej nocy nie pozwolono mi usn±æ, rz꿱cy w agonii s±siad w koñcu umar³. Ca³y czas, w wyniku ciasnoty, by³ do mnie przytulony. Kiedy ucich³, ¶ci±gn±³em z niego podarty koc, aby trochê siê ogrzaæ. Wtedy zobaczy³em wystaj±cy mu spod pachy kawa³ek chleba, którego nie zd±¿y³ przed ¶mierci± zje¶æ. Chleba przesi±kniêtego przed¶miertnym potem, obrzydliwego ale chleba... Tak, aby nikt mnie nie ubieg³, wyci±gn±³em mu ten kawa³ek chleba i skrycie po³yka³em du¿ymi kêsami. Obrzydzenie przysz³o potem. I wstyd, ¿e by³em jak ta hiena cmentarna... Mówi³em o Wilhelmie Weissie. Kiedy¶ kapo Kula kaza³ mu biæ w³asnego syna. To znaczy kapo tylko domy¶la³ siê, ¿e to jego syn. Weiss bi³ mocno, ¿eby nie zast±pi³ go inny kapo. Stara³ siê biæ syna tak, ¿eby mu niczego nie uszkodziæ. Zreszt± tam ci±gle bili. Bi³ mnie te¿ kapo Schranck, którego nazywano szaf±. To by³o po tym, jak chcia³em zabiæ kapo Kulê i wykolei³em na niego lorê z kamieniem. Ale uda³o mu siê wy¿yæ. Spod rêki kapo Schrancka ma³o kto wychodzi³ ¿ywy. Kiedy¶ do wy³adowywania cementu Schranck ustawi³ ma³ego ch³opca. To by³o ponad si³y tego dziecka. Kiedy wypad³ mu worek i wysypa³ siê cement, kapo krzycz±c, ¿e to sabota¿, zerwa³ z ch³opca ubranie. Wiê¼niowie rozrobili cement z piaskiem i wod±. Ch³opca zaczêto ok³adaæ szybko schn±c± zapraw±. Przedtem zbito go do nieprzytomno¶ci. Schranck wyg³adza³ zaprawê na ¿ywym ciele. Zabawê przerwa³ przyby³y nagle oficer SS, zanim „plastyk" doszed³ do g³owy. Krzycza³ na esesmanów, ¿e zabawiaæ to siê mog± po pracy, przejecha³ pejczem po nagle pokornej gêbie Schrancka. Ch³opiec zmar³ w drodze do obozu. Kiedy¶ kapo Schranck za³atwia³ siê w krzakach i wypatrzy³ go jad±cy na koniu Lagerfuhrer - my¶liwy. Strzeli³ do go³ego ty³ka, ale ¶rut trafi³ Schrancka w j±dra. Kapo zwija³ siê 7 bólu na trawie. Lagerfuhrer okaza³ siê lito¶ciwy dla swego ulubionego kapo. Nie dobi³ go, jak to mia³ w zwyczaju, ale kaza³ go zanie¶æ do izby chorych i tam wykastrowaæ... Co ³adniejszy ¿ydowski ch³opak za olbrzymie szczê¶cie poczytywa³ sobie byæ wybranym na kochanka jakiego¶ funkcjonariusza obozowego. Przewa¿aj±ca czê¶æ funkcyjnych wiê¼niów mia³a swego m³odego przyjaciela. Bywa³o, ¿e ca³y harem. Po znudzeniu siê jednym wymieniali na innego swoje, jak mówili, „pupki". Tylko jeden nie podda³ siê. Na niedwuznaczn± propozycjê naplu³ w twarz samemu blokowemu. Widz±cy to apelowy zaproponowa³ ch³opcu, ¿e zrobi go kapo. On odmówi³. Kazano wiêc wych³ostaæ opornego. Bi³ go stary kapo, niegdy¶ dyrektor wêgierskiego banku. Kapo by³ chudy, a ch³opak jak na swoje 14 lat wyj±tkowo dobrze rozwiniêty i muskularny. I w koñcu 14-latek wpad³ w sza³ i pobi³ bij±cego. Rzucili siê na niego inni kapo i zabiliby ch³opaka, gdyby nie przeszkodzi³ temu Wilhelm. Pod koniec 1944 roku racje ¿ywno¶ciowe zmniejszy³y siê tak, ¿e ludzie zaczêli czê¶ciej umieraæ. A w 1945 roku to siê nasili³o. Niemcom o to chodzi³o. Szkoda by³o na nas kul".
Na dwa dni przed wkroczeniem Sowietów Niemcy opu¶cili teren budowy, pozostawiaj±c w³asnemu losowi tysi±ce konaj±cych wiê¼niów. Dla nich to w³a¶nie, tu¿ po wyzwoleniu, utworzono na terenie G³uszycy kilka szpitali. Akcjê tê przeprowadzili zdrowsi wiê¼niowie. Do niesienia pomocy lekarskiej przyst±piono bezpo¶rednio na miejscu pobytu chorych, gdy¿ stan kilkuset osób uniemo¿liwia³ ich przetransportowanie. W utworzonych szpitalach jeszcze do pocz±tku 1946 roku przebywa³o 600 chorych.