Niezależne Forum Projektu Cheops Niezależne Forum Projektu Cheops
Aktualności:
 
*
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj. Kwiecień 06, 2025, 11:53:02


Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji


Strony: 1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 [22] 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 40 |   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: upadek religii 2009  (Przeczytany 399240 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
arteq
Gość
« Odpowiedz #525 : Lipiec 01, 2009, 13:34:41 »

O tym, Âże sÂą takie przypadki niestety nie musisz mi mĂłwiĂŚ. Wstyd mi za nich, na szczĂŞÂście wulgaryzmĂłw itp. uzywa niewielki odsetek "moherĂłw".
Zapisane
Dry007
Gość
« Odpowiedz #526 : Lipiec 01, 2009, 16:17:32 »

Skurwysyny z sekty mieszajÂą siĂŞ do objawieĂą. Kurwa za duÂżo Neverwinter Nights! JĂŞzyk. Ci co wierzÂą w ten shit, sÂą popierdoleni na maksa. Napisane zostaÂło w bibli "Nie znacie dnia, ani godziny"<--- ChciaÂłbym porozmawiaĂŚ na chat z tym en-kim JĂŞzyk. ZadaÂł bym mu takie pytania, Âże chyba by siĂŞ spaliÂł. Wszyscy majÂą zrytÂą baniĂŞ tutaj. JĂŞzyk

Mnie teÂż miÂło ciebie powitaĂŚ MrPawello MrugniĂŞcie
Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #527 : Lipiec 17, 2009, 21:31:11 »

No proszĂŞ i zapowiedzi o upadku religii w 2009 r. zaczĂŞÂły siĂŞ sprawdzaĂŚ - zaczĂŞÂło siĂŞ [jak Kiara przepowiadaÂła] od upadku KRK. ZaczĂŞÂło siĂŞ od samej gĂłry - dzisiaj rano upadÂł B16... w swojej Âłazience i zÂłamaÂł nadgarstek.
Brawo Lusia, pch, samcio i Kiara za trafnoœÌ przepowiedni. Gratulujê.
Zapisane
chanell


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 72
Offline

Płeć: Kobieta
Wiadomości: 3453



Zobacz profil
« Odpowiedz #528 : Lipiec 17, 2009, 22:29:12 »

No proszĂŞ i zapowiedzi o upadku religii w 2009 r. zaczĂŞÂły siĂŞ sprawdzaĂŚ - zaczĂŞÂło siĂŞ [jak Kiara przepowiadaÂła] od upadku KRK. ZaczĂŞÂło siĂŞ od samej gĂłry - dzisiaj rano upadÂł B16... w swojej Âłazience i zÂłamaÂł nadgarstek.
Brawo Lusia, pch, samcio i Kiara za trafnoœÌ przepowiedni. Gratulujê.


Ale o co chodzi z tm B16 bo coÂś mi umknĂŞÂło CoÂś
Zapisane

Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora.

            KsiĂŞga Koheleta 3,1
kot
Gość
« Odpowiedz #529 : Lipiec 17, 2009, 22:32:56 »

Brawo ArtuÂś!!
Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #530 : Lipiec 17, 2009, 22:37:06 »

Nie ma co gratulowac nalezy wspolczuc czlowiekowi cierpienia, przeciez nie o to chodzi zeby komus stala sie krzywda fizyczna.
To starszy czlowiek i moze miec komplikacje, kosci w tym wieku nie zrastaja sie latwo.
Jakos trudno ci arteq pojac iz ja nie mam personalnie do ludzi pretesji ( chociaz czesciowo ponosza odpowiedzialnosc za to co robia), ja odslaniam falsz ideologji.
Jezeli ktos tego nie zauwaza, i nie robi niczego zle z premedytacja , nie poniesie odpowiedzialnosci za oszustwo. Poniosa to ci , ktorzy wiedzac, majac swiadomosc iz robia zle robili to dla korzysci. I to nie wazne jakich, jakichs korzysci.
Czym wieksza swiadomosc , tym wieksza odpowiedzialnosc.

Kiara UÂśmiech UÂśmiech
Zapisane
Val Dee
Gość
« Odpowiedz #531 : Lipiec 18, 2009, 05:25:39 »

Nie ma co gratulowac nalezy wspolczuc czlowiekowi cierpienia, przeciez nie o to chodzi zeby komus stala sie krzywda fizyczna.
To starszy czlowiek i moze miec komplikacje, kosci w tym wieku nie zrastaja sie latwo.
Jakos trudno ci arteq pojac iz ja nie mam personalnie do ludzi pretesji ( chociaz czesciowo ponosza odpowiedzialnosc za to co robia), ja odslaniam falsz ideologji.
Jezeli ktos tego nie zauwaza, i nie robi niczego zle z premedytacja , nie poniesie odpowiedzialnosci za oszustwo. Poniosa to ci , ktorzy wiedzac, majac swiadomosc iz robia zle robili to dla korzysci. I to nie wazne jakich, jakichs korzysci.
Czym wieksza swiadomosc , tym wieksza odpowiedzialnosc.

Kiara UÂśmiech UÂśmiech

no proszĂŞ... a niedawno uwaÂżaÂłaÂś Âże zabijanie chrzeÂścijan to nic zÂłego
widzĂŞ u Ciebie duÂży postĂŞp... idÂź dalej swÂą drogÂą UÂśmiech



Ale o co chodzi z tm B16 bo coÂś mi umknĂŞÂło CoÂś

chodzi o Benedykta XVI
« Ostatnia zmiana: Lipiec 18, 2009, 05:26:47 wysłane przez Val Dee » Zapisane
zodiakus71
Gość
« Odpowiedz #532 : Lipiec 18, 2009, 09:50:49 »

To napewno wina jakiejś czarownicy Chichot trzeba prześledzić wszystkie wątki na forum i znaleźć winną Chichot A tym czasem reszta nieposiadająca dostępu do sieci niech idzie zbierać drzewo do lasu na gustowny stosik Chichot
« Ostatnia zmiana: Lipiec 18, 2009, 09:51:07 wysłane przez zodiakus71 » Zapisane
Kiara
Gość
« Odpowiedz #533 : Lipiec 18, 2009, 09:56:30 »

Val Dee nie wkladaj twoich interpretacji moich slow w moje usta , bo to perfidne, i nie godne. Nigdy nie powiedzialam iz zabijanie kogokolwiek jest dobre. NIGDY , BO TAK NIE MYSLE. Mam taki sam szacunek dla zycia ludzi i  zwierzat , jestem przeciw   zabijaniu.

Dla mnie  ZYCIE  jest SWIETOSCIA. Nie ksiegi, nie modlitwy , nie sakramety, nie ideologie , nie budynki , nie szaty, nie  relikfie , nie obrzadki sakralne , a ZYCIE JEST SWIETOSCIA. Jak to zrozumiesz wowczas mow kim jestem i jaka jestem.

Wspolczuje kazdemu czlowiekowi bolu i ciewrpienia, zanim cos o mnie powiesz to poznaj mnie i moj system wartosci , oraz  swiatopoglad.

Kiara UÂśmiech UÂśmiech
« Ostatnia zmiana: Lipiec 22, 2009, 16:09:40 wysłane przez Kiara » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #534 : Lipiec 18, 2009, 20:30:48 »

Kiaro, ale trzymam Ciê za s³owo - w pewnym swoim poœcie zapowiedzia³aœ, ¿e KRK ju¿ wkrótce upadnie. Wspomina³aœ wtedy, ¿e nast¹pi to najpóŸniej za 3-6 miesiêcy. Zobaczymy ile jest warta Twoja "wiedza".
Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #535 : Lipiec 22, 2009, 12:04:59 »

Religia a tajemnice wszechswiata w/g ksiezy
//fakty.interia.pl/szukaj/news/blisko-tajemnicy-wszechswiata,1305621
a takze
Pytania o chrzeÂścijaĂąstwo
R O Z D Z I A ÂŁ   V I I I
Jezuita i ateistka, ktĂłrzy obserwujÂą niebo

 

Problem stosunkĂłw miĂŞdzy naukami przyrodniczymi a wiarÂą pojawiÂł siĂŞ juÂż u poprzednich rozmĂłwcĂłw (na przykÂład u Barbielliniego Amidei). Tutaj przystĂŞpujemy odwaÂżnie do stawienia czoÂła temu istotnemu zagadnieniu, konsultujÂąc dwoje astronomĂłw.

SÂłuchamy wiĂŞc wypowiedzi dyrektora najstarszego na Âświecie obserwatorium ("Specola Vaticana"), amerykaĂąskiego jezuity George'a V. Coyne'a; i zdania dyrektorki obserwatorium astronomicznego uniwersytetu w TrieÂście, Margherity Hack. WierzÂący, zakonnik z najbardziej wyksztaÂłconego Zakonu i zdecydowana ateistka, jedna z tych juÂż nielicznych naukowcĂłw, ktĂłrzy jeszcze dzisiaj posuwajÂą siĂŞ do wykluczania istnienia Boga.

Dla tych naszych "karota¿y", je¿eli chodzi o nauki przyrodnicze, zwróciliœmy siê wiêc przede wszystkim do astronomii. Jest ona istotnie najstarsz¹ z nauk i dzisiaj najbardziej zaawansowan¹; jest nauk¹, która za pomoc¹ coraz potê¿niejszych œrodków bada tajemnicê wszechœwiata. Porusza siê zatem wokó³ kategorii-granic (nieskoùczonoœÌ, wiecznoœÌ), które znajduj¹ siê tak¿e w centrum ka¿dej wizji religijnej. W ¿adnej innej dyscyplinie splatanie siê z pytaniami ostatecznymi nie jest tak œcis³e i bezpoœrednie.

 
George V. Coyne

Kiedy prosisz go o informacje na temat jego dawnej i obecnej dziaÂłalnoÂści, daje ci obyczajem anglosaskim powielony tekst, w ktĂłrym, pod hasÂłem Education and Experiences, przytoczonych jest dwadzieÂścia haseÂł. PrzebiegajÂąc je ma siĂŞ dowĂłd na przygotowanie naukowe, jakim siĂŞ cieszy George V. Coyne, astronom, astrofizyk o znaczeniu Âświatowym. Z jednÂą dodatkowÂą osobliwoÂściÂą: profesor Coyne rozpoczyna wykaz kokieteriÂą tego maÂłego, starodawnego skrĂłtu -- "s.j." -- ktĂłry mĂłwi wiele.

Societas Jesu: a wiêc jezuita, syn tego Ignacego Loyoli, który wieczorem wychodzi³ na taras rzymskiego domu, w którym zbiega³y siê nici jego strategii podboju ¶wiata, ad maiorem Dei gloriam. Przed pój¶ciem na krótki odpoczynek, dawny rycerz baskijski chodzi³ tam i z powrotem po tarasie pow³ócz±c okaleczon± w bitwie nog± i wpatrywa³ siê w niebo nad Rzymem, migoc±ce gwiazdami. "I wtedy", opowiada ¶wiadek, "widaæ by³o, jak z oczu Ojca p³yn± ³zy: nie by³o wieczora, w którym by siê nie wzrusza³ widokiem wielko¶ci i piêkno¶ci stworzenia". Nie przypadkiem, w owej "Kontemplacji dla osi±gniêcia mi³o¶ci", która jest punktem docelowym i szczytem jego Æwiczeñ duchownych, ¦wiêty zachêca³ do "rozwa¿ania jak Bóg pracuje i dzia³a dla nas we wszystkich rzeczach stworzonych na powierzchni ziemi, jak postêpuje jako pracownik w niebie, w ¿ywio³ach, w ro¶linach, w owocach, w zwierzêtach, daj±c istnienie, zachowuj±c, sprawiaj±c, ¿e rosn±, czuj±..."

Z tego rodzi siĂŞ wielka jezuicka tradycja na polu nauk przyrodniczych, poczÂąwszy od astronomii: to wÂłaÂśnie Towarzystwu Jezusowemu zawsze byÂło powierzane kierownictwo Obserwatorium WatykaĂąskiego.

Nawet dla wielu katolików stanowi powód zdziwienia wiadomoœÌ, ¿e Stolica Apostolska posiada nowoczesne obserwatorium astronomiczne. A jednak, s³u¿ba Rzymu w badaniu nieba rozpoczyna siê w 1579 roku: miêdzy innymi, astronomom tego obserwatorium zawdziêcza siê reformê kalendarza, która potem zosta³a zaakceptowana tak¿e przez protestantów, mimo nieufnoœci do tego, co w rzeczywistoœci by³o naukowe, ale przecie¿ zawsze "katolickie". W nastêpnych wiekach papie¿e bêd¹ zawsze sprzyjali dzia³alnoœci swojego obserwatorium, które mia³o bardzo wielkich dyrektorów, weszli oni do historii nauki œwiatowej. I ten zapa³ nie jest spraw¹ przesz³oœci: aby dotrzymaÌ kroku czasom, w Tucson, w Arizonie, Watykan buduje teleskop o najwy¿szej technologii, którego koszt -- milion dolarów -- jest finansowany przez subskrypcjê o zasiêgu œwiatowym.

Dyrektorem Obserwatorium, od 1978 roku, jest ojciec Coyne, urodzony w 1933 roku w USA, w Baltimore, w stanie Maryland. Spotykam go miêdzy zajêciami Summer School, organizowanej przez Obserwatorium, w której uczestniczy dwudziestu m³odych ludzi z ca³ego œwiata, bez ró¿nicy wiary, rasy i p³ci. Sztab uczonych jezuitów bêdzie siê stara³ we wszystkich ugruntowaÌ zw³aszcza jedn¹ rzecz: mi³oœÌ do tej prawdy, która nie tylko siê nie sprzeciwia, ale jest niezbêdnym warunkiem wiary. Dewiza Obserwatorium brzmi w³aœnie: "A servizio della verita" -- "W s³u¿bie prawdzie". Zapomniano nieco o tym, ¿e wszyscy ojcowie za³o¿yciele nowoczesnej astronomii byli wielkimi uczonymi i zarazem wielkimi, zdecydowanie wierz¹cymi: Kopernik, Galileusz, Kepler, Newton, ¿eby wymieniÌ niektórych z nich. I równie¿ dzisiaj -- jak mówi¹ sonda¿e -- ponad 80 procent uczonych w naukach przyrodniczych deklaruje siê bez wahania "wierz¹cymi". ChoÌby wierz¹cymi bez Koœcio³a; s¹ jednak sk³onni bez oci¹gania nazywaÌ Bogiem Tajemnicê, która stoi za ma³ymi i wielkimi tajemnicami, z jakimi maj¹ codziennie do czynienia.

Z ojcem Coyne spacerujemy po wspania³ym tarasie na szczycie góry nad jeziorem Albano, z wznosz¹cymi siê nad nim dwiema kopu³ami, z których wygl¹daj¹ teleskopy i na których widnieje napisane literami z br¹zu napomnienie: Deum Creatorem venite adoremus. Uprzejmy dyrektor zaproponuje potem obejrzenie niektórych instrumentów; niestety, sta³y siê mniej efektywne z powodu zanieczyszczenia atmosferycznego i optycznego, które objê³o tê peryferiê rzymsk¹. St¹d to przeniesienie czêœci najbardziej skomplikowanych obserwacji na pustyniê Arizony. Kontynuujemy póŸniej nasz¹ rozmowê w biurach dyrekcji, których okna wychodz¹ na wspania³e ogrody. Jak to jest czêsto w przypadku Watykanu (stwierdzamy to, miêdzy innymi zwiedzaj¹c, za kulisami, Tajne Archiwum i Bibliotekê Apostolsk¹) piêkno i nauka, najœmielsza nowoczesnoœÌ i najstarsza historia mieszaj¹ siê w jedyny w swoim rodzaju koktajl.

Ojciec Coyne jest zadowolony z tego, Âże jest jezuitÂą i jest zadowolony z tego, Âże jest astronomem:

-- Kto myœli, ¿e jako zakonnicy mamy hamulce w naszych badaniach, wyraŸnie nie wie, jak siê rzeczy maj¹. Nasza wolnoœÌ jest ca³kowita, bez tych ingerencji nie tylko natury ideologicznej, ale tak¿e biurokratycznej lub wrêcz politycznej, które czêsto trapi¹ pracê uniwersyteck¹. A mam mo¿liwoœÌ porównania, poniewa¿ pracowa³em lata w uczelniach pó³nocnoamerykaùskich.

-- Ojcze Coyne -- pytam go -- czy astronom widzi jak¹œ sprzecznoœÌ miêdzy swoj¹ prac¹ a swoj¹ wiar¹?

-- Bynajmniej. Nie tylko nie ma, ale nie moÂże byĂŚ konfliktu miĂŞdzy tymi dwiema sferami. Prawda jest tylko jedna: dlatego prawdy, jakie uczony odkrywa w przyrodzie, opierajÂą siĂŞ na prawdach nauczanych przez wiarĂŞ. Czy to, co stworzone, moÂże byĂŚ w konflikcie ze swoim StwĂłrcÂą?

-- A wiĂŞc na zawsze skoĂączyÂł siĂŞ czas pozornych przeciwstawieĂą nauki i wiary?

-- Dzisiaj wszyscy uznajÂą, Âże jest niemoÂżliwe znalezienie na drodze naukowej jakiegokolwiek argumentu przeciwko istnieniu Boga. Tak jak (nie wolno o tym zapominaĂŚ), wiara pozostaje przecieÂż zawsze owym czymÂś nierozstrzygniĂŞtym, owym zakÂładem, o ktĂłrym mĂłwi wielki uczony i zarazem wielki chrzeÂścijanin, jakim jest Pascal. A wiĂŞc, nauka dobrze rozumiana nie zaprzecza i nie moÂże zaprzeczaĂŚ, Âże istnieje CoÂś poza materiÂą; ale rĂłwnieÂż nie moÂże przypieraĂŚ ateizmu plecami do Âściany, wnioskujÂąc wiarĂŞ bezpoÂśrednio z badania naukowego.

-- Co najbardziej uderza ojca w jego pracy astronoma?

-- Fakt, ¿e im bardziej siê zag³êbia, tym wiêcej odkrywa siê rzeczy nieznanych, tym bardziej doœwiadcza siê tajemnicy. Gdy któryœ z nas, uczonych mówi, ¿e coraz bardziej czuje siê ignorantem, nie wyra¿a pokory, lecz prawdê. To w³aœnie za t¹ ignorancj¹, a wiêc za t¹ tajemnic¹ coraz bardziej niezg³êbion¹, odczuwa siê olœnienie, wezwanie Boga. W tym znaczeniu prowadzenie badaù mo¿e byÌ niekiedy prze¿ywane jako modlenie siê.

-- Modlitwa, a takÂże, w pewnym sensie, uprawianie teologii, nawet za pomocÂą rĂłwnaĂą matematycznych i fotografii w podczerwieni?

-- Tak, niew¹tpliwie. Nawet wyznajê, i¿ jako astronom odczuwam, ¿e bli¿szy mi sposób uprawiania teologii raczej œw. Augustyna ni¿ œw. Tomasza z Akwinu. Dla Tomasza wszechœwiat jest przede wszystkim strukturalny, uporz¹dkowany, nale¿ycie w³¹czony w wyraŸny system. Ale dla tego, kto wnika dzisiaj w moj¹ dyscyplinê, kosmos wydaje siê uporz¹dkowany i zarazem bez³adny, strukturalny i zarazem chaotyczny, przynajmniej powierzchownie. Jest to jedna z jego wielkich zagadek. W tym znaczeniu wydaje mi siê, ¿e s³yszê rozbrzmiewaj¹ce s³owa œw. Paw³a, którego Augustyn czyni siê echem: Bóg, który siê objawia i zarazem ukrywa w cieniach i zagadkach; który daje wiadomoœci o sobie, ale "jak gdyby w zwierciadle". Wszechœwiat ujawnia nam bardziej œlady swoich tajemnic, ni¿ Bóg: je¿eli Stwórca jest Tajemnic¹ w pe³nym tego s³owa znaczeniu, tajemnicze jest tak¿e jego stworzenie.

Ma siê wra¿enie, ¿e kryzys wiarygodnoœci apologetyki (o czym wspominaliœmy w spotkaniu z biblist¹ Latourellem) obj¹³ przede wszystkim stosunki wiary z naukami przyrodniczymi: dzisiaj niewielu wierz¹cych odwa¿y³oby siê zastosowaÌ jakiœ "argument kosmologiczny", wydobyty z nauk przyrodniczych, aby "udowodniÌ" istnienie Boga. Tymczasem trzeba uznaÌ, ¿e ojcowie wspó³czesnej astronomii wszyscy byli wierz¹cymi, mniej mieli kompleksów od nas, wahaj¹cych siê wspó³czesnych chrzeœcijan. Oni w bezmiarze przestrzeni nie wahali siê spostrzegaÌ rêki Przedwiecznego. Na przyk³ad Newton: ,,Ten cudowny porz¹dek, jaki zauwa¿amy na niebie, mo¿e byÌ tylko dzie³em Bytu wszechmocnego i wszechwiedz¹cego". Kepler: "Odkrywaj¹c tajemnice nieba, cz³owiek zastanawia siê nad myœlami Boga". Nawet Voltaire, wróg chrzeœcijaùstwa, ale nie wiary w Boga stwórcê, wybucha³ przeciwko ateistom, wskazuj¹c im na gwieŸdziste niebo i powtarzaj¹c zdanie odt¹d a¿ nadto s³awne: "Czy to logiczne pos³ugiwaÌ siê zegarkiem, zaprzeczaj¹c równoczeœnie istnieniu zegarmistrza?"

-- Musimy przeciwstawiaÌ siê, niew¹tpliwie -- to refleksja ojca Coyne -- pewnemu fideizmowi, który chcia³by z ka¿dego argumentu rozumowego, obiektywnego, uczyniÌ przynajmniej œlad badania przyrodniczego; fideizmowi, który d¹¿y do wykopania przepaœci miêdzy rozumem a wiar¹. Wiara jest darem Boga; ale równie¿ rozumuj¹ca inteligencja jest nim, mamy obowi¹zek pos³ugiwania siê ni¹. Ale równoczeœnie powinniœmy strzec siê przed apologetycznym nadu¿ywaniem argumentów naukowych. Mam wra¿enie, ¿e zarówno cz³owiek, jak i wszechœwiat, przedstawiaj¹ aspekty racjonalne, irracjonalne i aracjonalne. Wiara nale¿y do tej ostatniej kategorii: na pewno nie jest w konflikcie z rozumem, ale go przewy¿sza; nie idzie przeciw, ale ponad. Lecz, a¿ do pewnego punktu, rozum powinien jej towarzyszyÌ. W tym znaczeniu nauka jest pomocna. Tak¿e nauka odbiegaj¹ca od normy, jak astronomia.

-- W jakim znaczeniu "odbiegajÂąca od normy?"

-- W tym znaczeniu, Âże nasza nauka jest jedynÂą dyscyplinÂą naukowÂą, ktĂłra nie jest doÂświadczalna, nie mogÂąc mieĂŚ w rĂŞce, dotykaĂŚ, manipulowaĂŚ przedmiotem, ktĂłry studiuje. Astronomia sama jest kwestiÂą wiary: istotnie, oparta na zaufaniu, Âże rzeczy, ktĂłre nasze teleskopy widzÂą, sÂą realne i Âże w odlegÂłoÂści o tysiÂące lat Âświetlnych funkcjonujÂą te same prawa, ktĂłre regulujÂą nasze Âżycie. Nauka odbiegajÂąca od normy takÂże w tym znaczeniu, Âże astronom nie widzi rzeczywistoÂści takiej "jaka jest"', lecz "jaka byÂła". Z powodu odlegÂłoÂści i szybkoÂści ÂświatÂła, najwyÂższej, ale przecieÂż zawsze ograniczonej, nie widzimy SÂłoĂąca takim jakie jest, ale jakim byÂło przed 8 minutami, galaktykĂŞ, najbliÂższÂą naszej -- jaka byÂła milion lat temu, galaktyki dalsze, jakimi byÂły 3 lub 4 miliardy lat temu.

-- Jest to zatem aspekt paradoksalny -- a wiĂŞc jeszcze jedna "tajemnica" wiĂŞcej -- astronomii.

-- Tak jest: obserwuj¹c niebo widzimy obiekty takimi, jak przedstawia³y siê w czasach mo¿e najbardziej odleg³ych, najbardziej dawnych. Tak¿e dlatego decyduj¹ce znaczenie ma budowanie nowych teleskopów, jak nasz VATT, Vatican Advanced Technology Telescope, które pozwalaj¹ widzieÌ coraz dalej. Poniewa¿ im dalej siê widzi, tym bardziej mo¿emy zbli¿yÌ siê do momentu pocz¹tkowego, do big-bang, do wielkiej eksplozji, od której siê wszystko zaczê³o. Moi koledzy s¹ zgodni co do tego, ¿e ten pocz¹tek mia³ miejsce przed 15 do 20 miliardów lat; dochodz¹c, jak mo¿emy to uczyniÌ obecnie, wstecz do 3, najwy¿ej 4 miliardów lat, jesteœmy jeszcze bardzo dalecy od zbli¿enia siê do tajemnicy pocz¹tków. Ale nie tracimy nadziei, ¿e przy pomocy teleskopów umieszczonych na stacjach kr¹¿¹cych wokó³ Ziemi, bez os³ony atmosfery, osi¹gniemy to.

-- Jest pewne ciekawe pytanie, jakie stawia³em sobie co pewien czas: chodzi mianowicie o to, czy jakaœ pozaziemska spo³ecznoœÌ, technologicznie zaawansowana, przy pomocy udoskonalonych instrumentów obserwacyjnych, mog³aby sfilmowaÌ ca³¹ historiê ludzkoœci, z tym "opóŸnieniem" o kilka tysiêcy lub milionów lat wynik³ym z odleg³oœci. Na przyk³ad, czy w tym momencie jakiœ zespó³, w jakimkolwiek punkcie przestrzeni, nie móg³by filmowaÌ tego, co siê wydarzy³o w pi¹tek przed Pasch¹, w Jerozolimie, gdzie niejaki Poncjusz Pi³at by³ prokuratorem?

-- Nie ma wÂątpliwoÂści. BĂŞdziemy mogli mieĂŚ film o tragedii Golgoty (i w ogĂłle, sfilmowane "Âżycie Jezusa") znajdujÂąc siĂŞ w odlegÂłoÂści raczej bliskiej, jak na wymiary niebios. Aby "nakrĂŞciĂŚ" teraz to, co zostaÂło opowiedziane w Ewangeliach, wystarczyÂłoby byĂŚ tylko w takiej odlegÂłoÂści, ktĂłrÂą ÂświatÂło przebiega nieco mniej niÂż w ciÂągu dwĂłch tysiĂŞcy lat sÂłonecznych. Obrazy caÂłej naszej historii wĂŞdrujÂą w przestrzeni z szybkoÂściÂą ÂświatÂła i, teoretycznie, ktoÂś mĂłgÂłby uchwyciĂŚ je swoimi instrumentami teraz lub nawet w najbardziej odlegÂłej przyszÂłoÂści. W ten sposĂłb, aby pozostaĂŚ przy historii chrzeÂścijaĂąskiej, ktĂłryÂś z naszych potomkĂłw mĂłgÂłby, kto wie na jakiej planecie, wyÂświetliĂŚ sobie nie tylko Jezusa na drogach Palestyny, ale Franciszka na wzgĂłrzach umbryjskich albo "mojego" Ignacego LoyolĂŞ na drogach Hiszpanii...

-- To otwiera dyskusjĂŞ o Âżyciu na innych planetach. Ojcze, czy ojciec wierzy w inne zamieszkane Âświaty?

-- Je¿eli trzymamy siê statystyki, jest pewne, ¿e warunki do ¿ycia powinny byÌ spe³nione; i nie tylko w jednym punkcie wszechœwiata. Takich gwiazd jak S³oùce s¹ setki miliardów, w naszej i poza nasz¹ galaktyk¹, i jest pewne, ¿e du¿a ich czêœÌ ma system planet taki jak ten s³oneczny. Nawet bêd¹c pesymistami i wykluczaj¹c wielk¹ czêœÌ tych planet, dochodzi siê jednak zawsze do pewnej bardzo wysokiej liczby cia³ niebieskich, na których powinny znajdowaÌ siê te same warunki, jakie s¹ na Ziemi. Ale, uwaga, mówiê o warunkach. Nie twierdzê, ¿e na skutek tych sprzyjaj¹cych warunków ¿ycie rzeczywiœcie siê rozwinê³o. Uczony mo¿e powiedzieÌ tylko tyle.

-- A czÂłowiek, zakonnik ojciec Coyne, co myÂśli o tym?

-- Osobiœcie, odkrywaj¹c, ¿e nasza Ziemia jest czymœ mniej, du¿o mniej ni¿ ziarenko piasku na olbrzymiej pla¿y, stawiam sobie pytanie, dlaczego Bóg mia³by stworzyÌ tê ogromn¹ scenê, jak¹ jest wszechœwiat, tylko dla nas. Ale czy mamy prawo pytaÌ o to? Nie jesteœmy Bogiem, nie mo¿emy znaÌ Jego myœli. Regu³¹ wszechœwiata wydaje siê zreszt¹ coœ, co sprawia na nas wra¿enie gigantycznego marnotrawstwa: miliardy plemników na przyk³ad wydawanych po to, aby jeden z nich -- i nie zawsze na pewno -- zapewni³ reprodukcjê. Takie samo marnotrawstwo, przynajmniej pozorne, stwierdza siê obserwuj¹c niebo. Jako osoba prywatna powiedzia³bym tak, istnieje ¿ycie gdzie indziej. Ale nie mam ¿adnej pewnoœci. Dla wierz¹cego, ¿ycie nie powstaje przypadkowo, na podstawie praw statystyki, przez przypadkow¹ kombinacjê fizyko-chemiczn¹: ewolucja bierze pocz¹tek z boskiego fiat i postêpuje wed³ug programu Stwórcy.

-- SondaÂże, wspominaliÂśmy o tym, podajÂą procent wierzÂących wÂśrĂłd uczonych, przewyÂższajÂący osiemdziesiÂąt na stu. SÂą to te same sondaÂże, ktĂłre mĂłwiÂą, Âże astronomowie, na przykÂład, okreÂślajÂą siebie jako wierzÂący w procencie o wiele wiĂŞkszym niÂż specjaliÂści w naukach humanistycznych, na przykÂład psychologowie i socjologowie. Co na ten temat mĂłwi doÂświadczenie ojca Coyne?

-- Mogê tylko potwierdziÌ. Tak, wiêkszoœÌ kolegów uczonych, których spotka³em i których spotykam, twierdzi, i¿ wierzy w Boga. Powtarzam jednak: trzeba byÌ ostro¿nym wobec tego naiwnego "konkordyzmu" miêdzy nauk¹ i Bibli¹, który w przesz³oœci pewnych ludzi Koœcio³a doprowadzi³ do nieszczêœcia. Bóg jest poza przestrzeni¹ i czasem, podczas gdy my poruszamy siê zawsze w tych wspó³rzêdnych. Gdybym mia³ zaczynaÌ na nowo, nie mia³bym w¹tpliwoœci: zosta³bym znowu jezuit¹. A wiêc wierzê mocno w Boga Stworzyciela nieba i ziemi. Ale kiedy pytaj¹ mnie, co to znaczy "stworzyÌ", wtedy ju¿ nie potrafiê odpowiedzieÌ dok³adnie.

-- Jak wiĂŞc trzeba czytaĂŚ KsiĂŞgĂŞ Rodzaju, w ktĂłrej zostaÂły opowiedziane poczÂątki wszechÂświata?

-- UnikajÂąc tego, co robiÂą pewne nowe sekty w moim kraju, traktujÂące Pismo ÂŚwiĂŞte jako tekst naukowy. Tymczasem Biblia jest ksiĂŞgÂą religijnÂą, jest refleksjÂą pewnej cywilizacji, ktĂłra osiÂągnĂŞÂła pewien punkt rozwoju historycznego, ktĂłra chce w sumie propagowaĂŚ orĂŞdzie: BĂłg istnieje, jest to BĂłg, ktĂłry chciaÂł w sposĂłb wolny stworzyĂŚ kaÂżdÂą rzecz, jest to BĂłg, ktĂłry kocha swoje stworzenia. Dalej nie wolno siĂŞ posuwaĂŚ.

-- Pismo ÂŚwiĂŞte rozpoczyna siĂŞ od KsiĂŞgi Rodzaju, a koĂączy ApokalipsÂą. JeÂżeli byÂł poczÂątek (a teoria o big-bangu to potwierdza), bĂŞdzie takÂże koniec?

-- To nie jest pytanie teologiczne, lecz naukowe. Koniec wszechœwiata jest problemem mo¿liwym do rozwi¹zania, przypuszczaj¹c, ¿e zna siê zmienne masy i czasu. Problem jednak jest na ró¿ny sposób skomplikowany: choÌby dla przyk³adu, jednym z najbardziej sensacyjnych odkryÌ ostatnich czasów jest to, ¿e byÌ mo¿e widzimy tylko 10 procent masy wszechœwiata. Wydaje siê realne, ¿e w 90 procentach materia jest niewidzialna: nie emituje ani œwiat³a, ani promieniowania. Materia martwa.

-- Jak wiĂŞc zorientowaliÂśmy siĂŞ o jej obecnoÂści?

-- Z pomiarów na polu grawitacyjnym. Pomijaj¹c te nieprzewidywalne zmienne, aby ustaliÌ, czy i kiedy wszechœwiat bêdzie mia³ koniec, bêdziemy musieli wiedzieÌ, czy rozszerza siê w nieskoùczonoœÌ lub czy doszed³szy do pewnego punktu, rozpocznie na nowo siê kurczyÌ, przebiegaj¹c w odwrotnym kierunku drogê rozpoczêt¹ big-bangiem.

-- Ojcze Coyne, tutaj, na ziemi, poruszamy siĂŞ wÂśrĂłd cieni i zagadek. Czy w koĂącu bĂŞdziemy widzieli jasno, wchodzÂąc w Âżycie pozagrobowe?

-- Niekiedy ja takÂże pytam siebie o to, stawiam sobie pytanie, czy "potem" bĂŞdĂŞ mĂłgÂł wreszcie poznaĂŚ, jaki jest ten poczÂątek galaktyk, ktĂłry mnie tak bardzo pasjonuje i ktĂłry stanowi naukowÂą specjalizacjĂŞ Obserwatorium WatykaĂąskiego. Ale potem myÂślĂŞ, Âże wejÂście w Âżycie pozagrobowe nie oznacza odsÂłoniĂŞcia tajemnic wszechÂświata: oznacza wejÂście w samÂą TajemnicĂŞ wszechÂświata, w Boga. Nie znajdĂŞ odpowiedzi, ktĂłrych teraz poszukujĂŞ pracujÂąc dzieĂą i noc; i nie znajdĂŞ ich, poniewaÂż nie bĂŞdzie mnie juÂż interesowaÂło stawianie pytaĂą. Bardziej niÂż staraniem siĂŞ o zrozumienie Tajemnicy, bĂŞdĂŞ niÂą ÂżyÂł. BĂŞdĂŞ znajdowaÂł siĂŞ wewnÂątrz. I bĂŞdĂŞ bardzo szczĂŞÂśliwy.

-- Niekiedy zdarza siê, i¿ cz³owiek stawia sobie pytanie, co ma z tym wszystkim wspólnego Chrystus. Bóg, na pewno, jest intuicj¹ od zawsze zwi¹zan¹ z astronomi¹, poniewa¿ nic tak nie ma do czynienia, jak ta nauka, z takimi pojêciami jak wiecznoœÌ i nieskoùczonoœÌ. Ale Chrystus?

-- Chrystus jest fundamentem, podporÂą, na ktĂłrej siĂŞ wszystko obraca. W tajemnicy tego ogromnego kosmosu On stanowi centrum. Jest tam, w sercu; a rĂłwnoczeÂśnie na kraĂącach: Alfa i Omega. Jak mĂłwi Credo: "Przez Niego wszystko zostaÂło stworzone".

 
Margherita Hack

« Ostatnia zmiana: Lipiec 22, 2009, 12:09:59 wysłane przez Betti » Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #536 : Lipiec 22, 2009, 12:11:46 »

i c.d. bo nie zmiescilo mi siĂŞ wszysko, za duzo znakow.

George V. Coyne potwierdzi³ nam to, co zosta³o powiedziane w innym wywiadzie przeprowadzonym w tych latach, przez monsignora Paula Pouparda, szefa watykaùskiego Sekretariatu do dialogu z niewierz¹cymi: w zaskakuj¹cy sposób (ale tylko dla kogoœ, kto nie orientuje siê sk¹d wiatr wieje), ankiety przeprowadzone wœród wyk³adowców nauk "pozytywnych" na uniwersytetach amerykaùskich -- fizycy, chemicy, biolodzy, astronomowie, botanicy, przyrodnicy itd. -- ujawni³y, ¿e oko³o 80 procent z nich okreœla siê jako "wierz¹cy"; sk³onni s¹ mianowicie nazywaÌ "Bogiem" Tajemnicê, która znajduje siê za wielu zagadkami. Ten sam procent na korzyœÌ jakiejœ wiary stwierdza siê na innych obszarach poza Stanami Zjednoczonymi, pocz¹wszy od Europy.

We WÂłoszech, wÂśrĂłd tych dwudziestu procent "niewierzÂących" najbardziej znany jest moÂże dyrektor obserwatorium astronomicznego uniwersytetu w TrieÂście. Dyrektor, ktĂłry okazuje siĂŞ dyrektorkÂą, Margherita Hack, florentynka, mimo nazwiska, ktĂłre ma po ojcu pochodzenia szwajcarskiego.

UdaliÂśmy siĂŞ wysÂłuchaĂŚ takÂże jej, nie wspinaliÂśmy siĂŞ tym razem na wzgĂłrze Castelgandolfo, lecz na inne wzgĂłrze, San Giusto, bogate rĂłwnieÂż w historiĂŞ i urokliwe, na ktĂłrym znajdowaÂło siĂŞ obwarowanie pierwszej siedziby, ktĂłra daÂła poczÂątek Triestowi. Biura obserwatorium znajdujÂą siĂŞ tam w osobliwym zameczku w Âśredniowiecznym guÂście, bardzo cenionym przez architektĂłw koĂąca XIX wieku.

S³awna uczona ma atletyczn¹ budowê cia³a (w m³odoœci wyró¿nia³a siê tak¿e w zawodach sportowych), jest serdeczna, uœmiechniêta; ma tak¿e w powierzchownoœci i sposobie bycia coœ zaprzeczaj¹cego pewnemu tradycyjnemu wizerunkowi kobiecoœci. Wywiad z Margherit¹ Hack jest czymœ klasycznym dla pewnego rodzaju publicystyki. Jak wielu dziennikarzy puka do drzwi Alberta Moravii, gotowego zapewniaÌ -- na s³owo... -- ¿e Bóg nie istnieje, ¿e nie nale¿y niczego oczekiwaÌ po œmierci; tak do wywiadu z pani¹ astronom toskaùskotriesteùsk¹ ucieka siê czêsto ktoœ, komu potrzebny jest wybitny przedstawiciel ateizmu w dziedzinie nauk przyrodniczych. W rzeczywistoœci, musia³em uporz¹dkowaÌ wra¿enia z naszej rozmowy; powiedzmy szczerze, ¿e ta rozmowa wprawi³a mnie w zak³opotanie, mimo wielkiej otwartoœci, ludzkiej sympatii mojej rozmówczyni. Faktycznie, zamiast uzasadniaÌ racje swojego "nie" co do istnienia Boga, Margherita Hack wola³a wycofywaÌ siê na p³aszczyznê subiektywn¹: "Dla mnie, moim zdaniem, wed³ug mojego przekonania..." Mówi¹c w ten sposób, sprawia³a na mnie wra¿enie ateizmu wynikaj¹cego mo¿e (jak zreszt¹ wiele wiar) bardziej z osobistego temperamentu ni¿ z przekonuj¹cych pog³êbionych racji obiektywnych.

W rzeczywistoÂści, na stanowisko wyjÂściowe uczonej mogÂą siĂŞ zgodziĂŚ wierzÂący i niewierzÂący. Nie ma istotnie Âżadnej trudnoÂści (wspominaliÂśmy to w spotkaniu z Coynem) w przyjĂŞciu tego, o czym pani astronom mĂłwi: "Gwiazdy nie majÂą do zaofiarowania rozwiÂązaĂą decydujÂących o tym, co dotyczy problemu Boga". DoskonaÂłe (i oczywiste, widzieliÂśmy to wielokrotnie), jest takÂże nastĂŞpujÂące zdanie: "CzÂłowiek nigdy nie bĂŞdzie mĂłgÂł udowodniĂŚ, Âże BĂłg istnieje, ani rĂłwnieÂż czegoÂś przeciwnego". CaÂłkowita zgoda takÂże na inne jej twierdzenia: "Zadaniem nas, uczonych, jest staranie siĂŞ, by zmniejszyĂŚ zagadki wszechÂświata, nawet jeÂżeli potem siĂŞ odkrywa, Âże nauka im wiĂŞcej daje odpowiedzi, tym bardziej mnoÂży pytania".

Jednak na pytanie, czy nigdy nie interesowaÂła siĂŞ badaniem, czy za tak wielu tajemnicami nie kryje siĂŞ przypadkowo Tajemnica, natychmiast wyznaje:

-- Szczerze, nigdy nie odczuwaÂłam potrzeby tego poszukiwania. Mnie wystarcza rozum.

Oto pojawia siĂŞ jej sÂłowo klucz -- "rozum" -- do ktĂłrego bĂŞdziemy musieli powrĂłciĂŚ.

Jej stosunek do wymiaru religijnego, opowiada, by³ skomplikowany od pocz¹tków: rodzice byli zwolennikami doktryn teozoficznych, tego koktajlu chrzeœcijaùstwa adogmatycznego, panteizmu, religii wschodnich, filantropii, która by³a w modzie zw³aszcza w krajach pó³nocnej Europy, pod koniec wieku.

-- Od dziecka, to jasne, traktowaÂłam na serio to, czego rodzice mnie uczyli: reinkarnacja, metempsychoza, wegetarianizm. WegetariankÂą pozostaÂłam, ale gdy tylko osiÂągnĂŞÂłam wiek rozumu, uwolniÂłam siĂŞ od teozofii; a to z powodu, jeÂżeli pan chce wiedzieĂŚ, spoÂłecznego konformizmu. Nazywanie mnie teozofkÂą sprawiaÂło, Âże czuÂłam siĂŞ inna, moi koledzy szkolni pokazywali mnie palcem. Tak wiĂŞc zbliÂżyÂłam siĂŞ do katolicyzmu i przez pewien czas maskowaÂłam siĂŞ wÂśrĂłd owieczek ÂŚwiĂŞtego KoÂścioÂła Rzymskiego. Na koniec, przed dwudziestym rokiem Âżycia, odciĂŞÂłam siĂŞ definitywnie od wszelkiej religii. I od tamtego czasu nie zmieniÂłam zdania.

Ma siê wra¿enie (z zastrze¿eniem b³êdu, oczywiœcie), ¿e te koleje ¿ycia osobistego przeszkodzi³y jej gruntownie zbadaÌ istotê religii, w szczególnoœci chrzeœcijaùskiej. Trudno jest inaczej zrozumieÌ pewne jej stwierdzenia, wiele razy powtarzane w innych wywiadach (i potwierdzone tak¿e przeze mnie, gdy¿ stara³em siê dowiedzieÌ, czy rzeczywiœcie zgadza³y siê z jej myœl¹). Wyra¿enia takie, jak: "Je¿eli ktoœ wierzy w jakiœ Byt wy¿szy, zwalnia mu siê sprê¿yna, która popycha go do poszukiwania prawdy. Budzi we mnie odrazê idea Boga, który wszystko uczyni³ i wszystko rozumie: je¿eli przyjmujemy istnienie Boga, wtedy trzeba zamkn¹Ì ksi¹¿kê i na niego z³o¿yÌ obowi¹zek dania nam wszystkich tych odpowiedzi, których my uczeni szukamy, pytaj¹c przyrody".

Przypomnia³em jej, ¿e wszyscy wielcy twórcy nowoczesnej astronomii byli tak¿e wielkimi wierz¹cymi. Czy dla tych ludzi wiara w Boga oznacza³a mo¿e pogr¹¿enie siê w lenistwie kogoœ, kto nie odczuwa ju¿ potrzeby stawiania sobie pytaù? U niej, poza wszystkim, widoczne by³o niew³aœciwe rozumienie wiary. Wiara twierdzi, ¿e wszystkie rzeczy zosta³y stworzone przez Boga, ale nie roœci sobie prawa do mówienia o tym, jak zosta³y stworzone, w jakim czasie i wed³ug jakich praw. Raczej pobudza badania, ciekawoœÌ przeœledzenia nasz¹ inteligencj¹ jeszcze raz tych dróg, które przeby³a inteligencja Bo¿a. Czy mo¿e (jak uzna to sama Hack pod koniec rozmowy) chrzeœcijaùstwo nie by³o g³ównym sprawc¹, konkretnie, postêpu tak¿e naukowego na Zachodzie, pocz¹wszy od wielkich klasztorów i od za³o¿enia œredniowiecznych uniwersytetów? Gdyby nastêpnie rozci¹gn¹Ì jej zarzut na ogó³ wszystkich tych, którzy wierz¹c w Boga Stworzyciela, uwa¿aliby siê za "uwolnionych od ciê¿aru" poszukiwania, to co powiedzieÌ o ogromnej pracy naukowej wykonywanej przez ortodoksyjnych ¯ydów, przez muzu³manów, którym tak wiele zawdziêcza w³aœnie jej dyscyplina?

PrzesunĂŞÂła wiĂŞc swoje twierdzenie z pÂłaszczyzny obiektywnej na subiektywnÂą:

-- MĂłwiĂŞ za siebie, nie za innych. Jest to sprawa osobista. Wiara wywoÂłaÂłaby u mnie podobne skutki.

Nie zrezygnowaÂła zresztÂą z przedstawienia jako alternatywy dwĂłch rzeczywistoÂści:

-- Albo siĂŞ wierzy w Boga, albo siĂŞ wierzy w rozum.

-- Ale -- powiedziaÂłem -- jak zauwaÂżono to wielokrotnie, uczony, ktĂłry mĂłwi o "rozumie" w kontekÂście wiary materialistycznej, w rzeczywistoÂści mĂłwi o czymÂś "nierozumnym": poniewaÂż oznacza to zaÂłoÂżenie, Âże materia myÂśli samego siebie, a wiĂŞc wydziela to, co nazywamy "rozumem".

UÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ, ale nie odpowiedziaÂła.

I nie mia³em odpowiedzi bardziej zadowalaj¹cej ni¿ ta, gdy rozmowa poruszy³a temat "tego wspania³ego komputera elektronicznego, który ka¿dy z nas ma w swojej czaszce, tego naszego mózgu, który nie przestaje i nigdy nie przestanie zdumiewaÌ", jak powiedzia³a. Profesor Hack jest zwolenniczk¹ radykalnego ewolucjonizmu: od organicznych moleku³, pierwotnych cegie³, do homo sapiens, i to tylko w wyniku œlepej gry "przypadku i koniecznoœci". Ale w³aœnie mózg stanowi problem: je¿eli rzeczywiœcie tylko "funkcja rozwija narz¹d", je¿eli wszystko przeobra¿a siê tylko w dzia³aniu koniecznoœci, dlaczego nasz mózg ma mo¿liwoœci o wiele wiêksze (jak udowodni³a to sama nauka), w porównaniu z ograniczonym u¿ytkiem, jaki dot¹d potrafiliœmy z niego uczyniÌ? Czy¿ nie nale¿y do dogmatów pewnego ewolucjonizmu, ¿e ka¿dy narz¹d ma wymiary dziêki u¿ytkowi, jaki jest potrzebny i jaki konkretnie z niego czynimy? Czy nie odnosi siê wra¿enia, ¿e ponadwymiarowoœÌ naszego mózgu nie mo¿e byÌ "wynikiem" tych naszych bezpoœrednich potrzeb, które wytwarza³y ka¿dy narz¹d?

-- No tak, to prawda -- zgodziÂła siĂŞ -- mĂłzg jest "redundantny", jak siĂŞ mĂłwi w nauce. Ale dlaczego tak jest, nie wiem. Bardzo wiele jest rzeczy, o ktĂłrych nie wiemy. Tym, co natomiast wiem, jest to, Âże przypada mi do gustu myÂślenie o przypadku jako rozwiÂązaniu zagadki wszystkiego; nawet jeÂżeli moja odpowiedÂź jest indywidualna, ktĂłra nie ma pieczĂŞci prawdy naukowej.

No tak, przypadek. W³aœnie inny uczony, laureat Nagrody Nobla, sir John Eccles, odwo³uje siê czêsto do pewnego przyk³adu: "PrzypuœÌmy istnienie ogromnego magazynu czêœci aeronautycznych, wszystkie znajduj¹ w odpowiednich skrzynkach lub na pó³kach. Olbrzymia budowla, za³ó¿my, o boku d³ugoœci tysi¹ca kilometrów. Nadchodzi cyklon, który przez sto tysiêcy lat powoduje poruszanie siê i zderzanie tych czêœci ze sob¹. Kiedy wreszcie siê uspokaja, tam, gdzie by³ magazyn, stoi szereg czteromotorowców, ju¿ z obracaj¹cymi siê œmig³ami... Otó¿: wed³ug w³aœnie nauki, prawdopodobieùstwo, ¿e przypadek stworzy³ ¿ycie, jest mniej wiêcej prawdopodobieùstwem z tego przyk³adu. Na dodatek, z okolicznoœci¹ obci¹¿aj¹c¹: sk¹d pochodz¹ materia³y w magazynie?"

Inny uczony, s³awny astronom kolega pani Hack, Fred Hoyle, powiedzia³ ostatnio: "Ale czy jest naprawdê mo¿liwe, ¿e przypadek wytworzy³, w pierwotnej zupie, o której opowiada siê bajki, choÌby tylko coœ ponad dwa tysi¹ce enzymów potrzebnych do funkcjonowania ludzkiego cia³a? Wystarcza ma³a seria obliczeù na komputerze, aby zdaÌ sobie sprawê, ¿e prawdopodobieùstwo, i¿ to wydarzy³o siê przypadkowo, jest równe prawdopodobieùstwu otrzymywania zawsze dwunastu punktów 50000 razy z rzêdu, rzucaj¹c na stó³ dwie kostki. Mniej wiêcej to samo prawdopodobieùstwo, w sumie, starego przyk³adu ma³py, która stukaj¹c na maszynie do pisania, stworzy³aby ca³¹ Bosk¹ Komediê, z akapitami i dok³adn¹ interpunkcj¹. I to dotyczy, powtarzam, tylko enzymów, poniewa¿ nieprawdopodobieùstwo osi¹ga poziomy jeszcze bardziej absurdalne, je¿eli rozszerzy siê je na wszystkie niezliczone warunki konieczne dla ¿ycia: czy wszystkie [numery] wyskoczy³y z cylindra przypadku? Je¿eli siê odpowie tak, odrywa siê od rozumu".

Hack odwoÂłuje siĂŞ, jak zawsze w takich przypadkach, do argumentu mgliÂście pocieszajÂącego -- mnĂłstwa czasu do dyspozycji:

-- JeÂżeli wszechÂświat liczy, jak siĂŞ wydaje, piĂŞtnaÂście miliardĂłw lat, to jest moÂżliwe, Âże w szale rzucania koÂści padnie 50000 dwunastek. ChoĂŚby nawet nie wszystkie jednoczeÂśnie.

-- Nie, proszê zwa¿yÌ, ¿e wed³ug komputera, aby prawdopodobieùstwa by³y równe prawdopodobieùstwu utworzenia enzymów (które s¹, powtarzamy to, tylko jednym z niezliczonych elementów koniecznych dla ¿ycia), 50000 dwunastek powinno padaÌ jedna po drugiej, bez przeskakiwania ani jednej. I koœÌmi, oczywiœcie nie sfa³szowanymi...

UÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ znowu:

-- Wiem, to trudne. Z drugiej strony, Âżycie istnieje.

-- Tak, ¿ycie istnieje. I stawia pytania, na które powinniœmy odpowiedzieÌ z pomoc¹ rozumu. Otó¿: czy naprawdê jest zgodne z rozumem zrzucanie tego na "przypadek", który maj¹c do dyspozycji kilka miliardów lat, znajdzie rozwi¹zanie tak¿e problemów najbardziej z³o¿onych? Czy jest wiêc usprawiedliwiony pani dylemat: "albo religia albo rozum"? Czy rozum tak pojmowany nie ryzykuje mo¿e ¿¹dania aktu wiary jeszcze bardziej zobowi¹zuj¹cego ni¿ jakakolwiek religia, która wierzy w Programistê? Zreszt¹ to w³aœnie z powodu takich spostrze¿eù wielka czêœÌ pani kolegów odsunê³a na bok hipotezê o przypadkowoœci pocz¹tku œwiata i ¿ycia.

-- Co mam panu powiedzieĂŚ? -- odpowiedziaÂła. -- Wiara w Boga zawsze wydawaÂła mi siĂŞ czymÂś takim jak wiara w BefanĂŞ 1. Nie chcĂŞ przez to powiedzieĂŚ, Âże wierzÂący jest naiwniakiem: znam wielu kolegĂłw, ktĂłrzy sÂą wierzÂącymi, praktykujÂącymi, doskonale przekonanymi do swojej wiary, a jednak sÂą znakomitymi uczonymi, nawet laureatami Nagrody Nobla. Ale uwaÂżam, Âże ta ich wiara powinna pozostaĂŚ prywatnym przekonaniem, Âże nie powinna mieszaĂŚ siĂŞ do ich badaĂą.

Co do tego byliœmy zgodni: ateista lub wierz¹cy, który by swoje przekonanie (religijne lub niereligijne) nak³ada³ na wyniki badaù, przez to samo przesta³by byÌ uczonym. Sta³by siê filozofem lub, co gorsza, propagandyst¹. Co do "wierzenia w Befanê", dziecinnymi bajeczkami wydaj¹ siê raczej owe kolorowe tabele, na których widaÌ, jak z gwa³townoœci¹ potrz¹œniêcia kubka prestidigitatora jakaœ bli¿ej nie okreœlona "Natura" od wodoru i tlenu wody dochodzi do Leonarda da Vinci... Poza tym, co do wody i innych ¿ywio³ów, w³aœnie Albert Einstein, nie teolog, pyta³ siebie: "Pierwszym pytaniem, jakie trzeba sobie postawiÌ, jest to: [Dlaczego istnieje coœ, a nie nic?] Jest to pytanie pocz¹tkowe, na które ateizm nie daje ¿adnej odpowiedzi". Przyjmuje siê przecie¿, ¿e przypadek wyprowadzi³ wszystko z "materii pierwszej". Ale jak j¹ wyt³umaczyÌ? "Istnia³a od zawsze", odpowiada³a stara teoria materialistyczna. Jednak w³aœnie astrofizyka dowiod³a, ¿e materia nie jest bynajmniej wieczna, ¿e mia³a miejsce pocz¹tek. Z jakiego innego cylindra wyskoczy³o wiêc to wszystko?

PostawiÂłem takÂże jej, jak innym, pytanie nieÂłatwe do sformuÂłowania:

-- Pani profesor Hack, pani przekonanie (jak zreszt¹ i przekonanie wierz¹cego) jest tylko ryzykiem: pani stawia na nieistnienie Boga, na nieistnienie ¿ycia pozagrobowego. Niemniej jednak to pani przekonanie nie mo¿e zmieniÌ natury rzeczy: a gdyby by³o inaczej? Gdyby pewnego dnia -- oczywiœcie za sto lat -- zorientowa³a siê pani, ¿e postawi³a na b³êdn¹ kartê?

RozeÂśmiaÂła siĂŞ:

-- Ba, wtedy musiaÂłabym zmieniĂŚ teoriĂŞ. Gdyby BĂłg naprawdĂŞ istniaÂł, musiaÂłabym postÂąpiĂŚ tak, jak w mojej pracy, kiedy siĂŞ spostrzega, Âże zaÂłoÂżenia, z ktĂłrych siĂŞ wyszÂło, nie byÂły sÂłuszne. -- WiĂŞc, nie ma problemu?

-- Nie ma, tyle Âże BĂłg naprawdĂŞ nie istnieje...

-- A co myÂśli pani o Chrystusie?

-- Myœlê, ¿e mo¿e by³ najwiêkszym geniuszem w ludzkiej historii, cz³owiekiem wyprzedzaj¹cym w swoich czasach wiele epok. By³ pierwszym, który wyszed³ naprzeciw pokornym, który nada³ im godnoœÌ, który g³osi³, ¿e wszyscy ludzie s¹ równi. By³ pe³en mi³osierdzia dla bliŸniego, by³ wype³niony mi³oœci¹. Wspania³e jest, poœród wielu innych, to jego zdanie: "Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem". Nie dziwi mnie zupe³nie, ¿e jego s³owa pos³u¿y³y do stworzenia religii, która zdoby³a miliony ludzi. Religii, która jest tak¿e wznios³¹ zasad¹ ¿ycia.

-- Ale -- zauwa¿y³em -- czy tak¿e tutaj nie ryzykujemy zejœcia z dróg rozumu? Czy wiara, ¿e cz³owiekowi, tylko cz³owiekowi, uda³o siê osi¹gn¹Ì takie szczyty, zapewniÌ sobie takie potomstwo, wydestylowaÌ taki koncentrat m¹droœci, nie jest wierzeniem w cud, na równi z tymi, którzy w cz³owieku Jezusie widzieli Chrystusa, Syna Bo¿ego?

-- Bêdzie, ale skoro nie wierzê w Boga, chce pan, abym wierzy³a w Syna Bo¿ego! W ka¿dym razie mogê panu powiedzieÌ, ¿e w moim ¿yciu zawsze stara³am siê nad¹¿aÌ za t¹ syntez¹ chrzeœcijaùstwa, która brzmi: "Kochaj bliŸniego swego jak siebie samego". Aby ludziom przeszkodziÌ w pope³nianiu z³a, wystarczy³oby, aby postêpowano wed³ug tej z³otej regu³y. Bóg jest niepotrzebny nawet do porz¹dkowania moralnoœci œwiata.

Pojawi³ siê wiêc na nowo, tak¿e u niej, temat owej "moralnoœci œwieckiej", któr¹ wielu uznaje za nie daj¹c¹ siê zastosowaÌ. Na zarzut odpowiedzia³a, ograniczaj¹c siê do stwierdzenia, ¿e "ka¿da moralnoœÌ, jakakolwiek by by³a, œwiecka czy religijna, jest trudna".

Powracamy do nieba, do "jej" gwiazd. Wiele razy mówi³a do licznych dziennikarzy, którzy przeprowadzali z ni¹ wywiady: "Ale jaki, wed³ug pana, wszechœwiat ma mieÌ cel? Astronom przekonuje siê, ¿e jest w nim wielkie marnotrawstwo energii! Œwiaty, które siê rodz¹, które umieraj¹, które siê wzajemnie niszcz¹, które niszcz¹ same siebie. Nie, jest zbyt wiele marnotrawstwa na to, aby on odpowiada³ jakiemuœ programowi, aby d¹¿y³ do jakiegoœ celu".

Jest to stwierdzenie obiektywne, które zreszt¹ przedstawi³ nam tak¿e o. Coyne. Ale (przynajmniej z punktu widzenia wiary) czy naprawdê jest to zarzut? Je¿eli wychodzi siê z hipotezy Boga, kim jesteœmy my, aby wyrokowaÌ o tym, co Stwórca by³ zobowi¹zany lub co musi zrobiÌ ze swoim wszechœwiatem? A mo¿e Bóg jest, jak Henry Ford lub jakiœ inny przemys³owiec albo teoretyk organizacji przedsiêbiorstw, troszcz¹cy siê przede wszystkim o racjonalizacjê pracy i redukowanie marnotrawstwa? Mówi Bóg Biblii: "A mo¿e, stwarzaj¹c, pyta³em was o zdanie?" Kto poza tym zapewni nas, ¿e rzeczywiœcie s¹ to "marnotrawstwa", a nie odpowiadaj¹ one jakiejœ koniecznoœci, która wymyka siê naszemu ma³emu umys³owi i która mieœci siê w wewnêtrznej i ukrytej logice systemu, w którym ka¿da rzecz jest z³¹czona z inn¹? Czy wspó³czesna nauka nie odkrywa³a czêsto koniecznoœci tego, co przedtem wydawa³o siê niepotrzebne, "zmarnowane"?

Rozstajemy siĂŞ, z takÂą samÂą serdecznoÂściÂą i sympatiÂą jak na poczÂątku. Tak samo jednak, jak na poczÂątku, kaÂżdy pozostaje ze swoimi pytaniami i prĂłbami odpowiedzi.

 

 

    1 La Befana -- stara wró¿ka przynoszÂąca w noc Trzech KrĂłli prezenty grzecznym dzieciom (przyp. tÂłum.).

 ze strony http://mateusz.pl/ksiazki/vm-poch/poch_08.htm

Wielki triumf buddyzmu
http://www.interia.tv/informacje/wiadomosci,4589,0,1,1338542
« Ostatnia zmiana: Lipiec 23, 2009, 14:46:14 wysłane przez Betti » Zapisane
Dariusz


Maszyna do pisania...


Punkty Forum (pf): 3
Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 6024



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #537 : Lipiec 28, 2009, 19:07:09 »

"CĂłrka Hitlera". Powstaje film o Radiu Maryja [WIDEO]
dÂżek2009-07-28, ostatnia aktualizacja 2009-07-28 13:09



Fragmenty bójki na Jasnej Górze zosta³y wykorzystane przez brytyjskiego re¿ysera, który zrobi³ film o rozg³oœni ojca Rydzyka. Premiera jesieni¹ 2010 roku. Trailer filmu jest ju¿ w sieci. Autor sugeruje, ¿e dzia³alnoœÌ Rydzyka to przyczyna narastaj¹cego antysemityzmu w Polsce. Porównuje go do Goebbelsa, a Radio Maryja zbija ze zdjêciami Auschwitz.
...


Strona ze zwiastunem filmu

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6866967,Rydzyk_to_diabel_w_koloratce.html
Zapisane

PozwĂłl sobie byĂŚ sobÂą, a innym byĂŚ innymi.
Byt
Gość
« Odpowiedz #538 : Lipiec 28, 2009, 20:13:41 »

O tak! Kocham tego reÂżysera. Od dziÂś zawiÂśnie w moim domu jego portret na Âścianie i bĂŞdĂŞ mu biÂł pokÂłony.
Zapisane
zodiakus71
Gość
« Odpowiedz #539 : Lipiec 28, 2009, 20:41:18 »

Jeden warty drugiego . Poprostu autor chce zarobiÌ kasê i zab³ysn¹Ì na oszo³omstwie drugiego
Zapisane
Symeon
Gość
« Odpowiedz #540 : Lipiec 28, 2009, 20:57:24 »

Ale bĂŞdÂą krzyki jak siĂŞ pojawi ten film, ale naszczĂŞÂście reÂżyser mieszka w UK i tam moherowa armia go nie dopadnie. W Polsce by go prĂłbowali zniszczyĂŚ tak jak kiedyÂś paniÂą prokurator, ktĂłra stawiaÂła zarzuty Rydzykowi.
Zapisane
Byt
Gość
« Odpowiedz #541 : Lipiec 28, 2009, 23:02:51 »

Cytuj
Jeden warty drugiego . Poprostu autor chce zarobiÌ kasê i zab³ysn¹Ì na oszo³omstwie drugiego
No pewnie, Âże tak. Takiemu czÂłowiekowi musi zaleÂżeĂŚ na rozgÂłosie. Takich filmĂłw nie robi siĂŞ dla zasady czy w wielkim celu. Ludzie majÂą o tym gadaĂŚ, a Rydzyk siĂŞ wkurzaĂŚ. That's it!

Cytuj
Ale bĂŞdÂą krzyki jak siĂŞ pojawi ten film, ale naszczĂŞÂście reÂżyser mieszka w UK i tam moherowa armia go nie dopadnie. W Polsce by go prĂłbowali zniszczyĂŚ tak jak kiedyÂś paniÂą prokurator, ktĂłra stawiaÂła zarzuty Rydzykowi.
Powiem Ci nawet wiêcej. Wielu ludzi by³o zastraszanych, nawet bitych. Jednak nikt nie mia³ dowodów, które ³¹czy³yby ich utarczki z radiem czy dzia³alnoœÌ/proste s³owa z tymi wydarzeniami.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 28, 2009, 23:04:37 wysłane przez Byt » Zapisane
Betti
Gość
« Odpowiedz #542 : Lipiec 31, 2009, 21:59:13 »

Brawurowa ucieczka 7-latka z koÂścioÂła - "za gorÂąco na mszĂŞ"
7-letni chÂłopiec z mormoĂąskiej wioski Palin City w USA uciekÂł z koÂścioÂła samochodem rodzicĂłw. Mimo policyjnego poÂścigu, udaÂło siĂŞ go zatrzymaĂŚ dopiero, gdy wybiegÂł z auta i schowaÂł siĂŞ w stodole.
Zobacz ucieczkĂŞ 7-latka w Onet.tv

Pirat drogowy pêdzi³ przez miasteczko, nic sobie nie robi³ ze znaków stop i co chwila zmienia³ pas jezdni. Mia³ powa¿ne trudnoœci z zapanowaniem nad autem, poniewa¿ nie móg³ dosiêgn¹Ì peda³ów.

Jak siê okaza³o, 7-latek zabra³ dodge'a intrepid rodziców, bo nie chcia³ iœÌ do koœcio³a. Potem t³umaczy³, ¿e by³o mu za gor¹co na mszê.

A rodzice nawet nie zauwa¿yli nieobecnoœci dziecka. Ze wzglêdu na m³ody wiek, dziecku nie gro¿¹ ¿adne konsekwencje. Rodzicom tak¿e nie.
http://wiadomosci.onet.pl/2018177,69,item.html
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #543 : Sierpień 01, 2009, 11:43:17 »

SzaPoBa.
Ma³olat nie doœÌ, ¿e umie o siebie zadbaÌ,
to staĂŚ go na eufemizujÂące uprzejmoÂści typu "bo byÂło za gorÂąco..." Chichot))
morMoĂąstwo dba o wyczucie kultury.
u nas byÂłoby:
"bo ten m³ody pierdo³a na ambonie tak ju¿ chrzani³ jak pot³uczony, ¿e musia³em siê karn¹Ì dla kurarzu"


No mnie juÂż na takie grzecznoÂści nie staĂŚ  ;P


btw. te¿ nie dosiêgam peda³ów.. jakoœ to nie moja dziedzina.

« Ostatnia zmiana: Sierpień 01, 2009, 12:20:59 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
Symeon
Gość
« Odpowiedz #544 : Sierpień 01, 2009, 15:32:07 »

SzaPoBa.
Małolat nie dość, że umie o siebie zadbać,
to stać go na eufemizujące uprzejmości typu "bo było za gorąco..." Chichot))
morMoństwo dba o wyczucie kultury.
u nas byłoby:
"bo ten młody pierdoła na ambonie tak już chrzanił jak potłuczony, że musiałem się karnąć dla kurarzu"


No mnie już na takie grzeczności nie stać  ;P


btw. też nie dosięgam pedałów.. jakoś to nie moja dziedzina.



Człowieku, błagam, nie rozśmieszaj mnie, bo pękne ze śmiechu. Umiał o siebie zadbać? Wiesz na co był narażony ów 7-latek gdy prowadził samochód przez ruchliwe ulice nie mogąc samodzielnie zapanować nad pojazdem (choćby z powodu tej niemożności dosięgnięcia do pedałów) i wiesz jaki to musiał być dla niego stres?
Jeśli chodzi o ten powód, to niekoniecznie musiało być tak jak piszesz. Jak zwykle starasz sie za wszelką cenę przy każdej okazji zdyskredytować Kościół i księży i teraz zrobiłeś to po to, żeby rozsierdzić mnie jeszcze bardziej.
Ciebie "już na takie grzeczności nie stać", bo nie chcesz używać łagodnego języka gdy tylko nadarzy się okazja skrytykowania Kościoła, w czym jak widać się lubujesz. Wychodzisz z założenia, że trzeba za wszelką cenę dowalić Kościołowi, nie zwracając uwagi na język krytyki i używając bardzo dosadnych określeń, w myśl zasady cel uświęca środki.
Co do "pedałów", to widać, że sobie robisz niesmaczne żarty z osób o innej orientacji, którzy też są ludźmi i których trzeba traktować jak nam równych braci, ale ty, jak widać po innych twoich wypocinach, robisz to wybiórczo.
« Ostatnia zmiana: Sierpień 01, 2009, 15:33:01 wysłane przez Symeon » Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #545 : Sierpień 02, 2009, 03:20:10 »

jest OKazja!
..to Ty jeszcze uÂświĂŞconych ÂśrodkĂłw nie widziaÂłeÂś teologu.

Hiroshima przy tym o czym mĂłwiĂŞ ..to Pan PikuÂś.
Aha.. to nie przysz³oœÌ.. to teraŸniejszoœÌ .. to w³aœnie siê ju¿ wykonuje od lat kilku.

No có¿.. nie warto by³o krzywdziÌ Or³a/scor-phi-ona.
A jego wÂładca Pluton.. nie bywa obecny na miejscu zdarzenia,
gdy tego istota staje w Âświetle ÂświadomoÂści.

JakoÂś nigdy nie lubiaÂłem sÂłowa "wypociny". ZainspirowaÂłeÂś mnie teologu
Juz to widzĂŞ:

My ..Stowarzyszenie Narodowych peda³ów Polskich,
czujemy sie dotkliwie sponiewierani i zdyskredytowani

Nam, Narodowym PedaÂłom Polskim naleÂży siĂŞ rĂłwne traktowanie,
i pragniemy poddaĂŚ siĂŞ exterminacji, jak kaÂżdy uczciwy katolik-hipokryta.
ÂŻadamy promieniowania, ktĂłre teÂż rozwali nam czaszki.
ÂŻÂądamy rozwarstwienia czasoprzestrzennego i rozpadu jaÂźni,
chcemy te¿ wpaœÌ w meandry labiryntu powolnej dotkliwej i bolesnej œmierci
i pozostac tam zamknienieni na wieki.


« Ostatnia zmiana: Sierpień 03, 2009, 11:40:04 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #546 : Sierpień 02, 2009, 10:50:24 »

Jak widzimy niejaki phi zieje nienawiÂściÂą nie tylko do KK. Do tego "konstruuje" broĂą masowego raÂżenia wiĂŞkszego niÂż bomba atomowa...
Szkoda, Âże nie jest katolikiem bo osoby walczÂące z homofobiÂą juÂż by go rozszarpaÂły.

Chyba domyÂślam siĂŞ co to byÂł  za szpital w ktĂłrym nie zdoÂłali mu pomĂłc...
Zapisane
PHIRIOORI
Gość
« Odpowiedz #547 : Sierpień 03, 2009, 11:48:17 »

 Fakt upadku religii.. dotarÂł do mnie w roku 1986.
Do Ciebie dotrze, kiedy sobie na to  pozwolisz. Niekoniecznie wtedy, gdy ogÂłosi to ktoÂś w telewizji.

Cytuj
Co do "peda³ów", to widaÌ, ¿e sobie robisz niesmaczne ¿arty z osób o innej orientacji,

Cytat: arteq
Szkoda, Âże nie jest katolikiem bo osoby walczÂące z homofobiÂą juÂż by go rozszarpaÂły.
Osoby o innei orientacji sa na ogó³ inteligentne,
A w kazdym razie na tyle inteligentne, by zrozumieĂŚ, z kogo tu sobie robiĂŞ niesmaczne Âżarty.


Brak rozwoju tych, ktĂłrzy religie za wszelkÂą cenĂŞ chcÂą ocaliĂŚ - Âświadczy dobitnie, o tychÂże religii upadku.

insynuacja, jako sprawdzona przez wieki "broĂą masowego raÂżenia" - jakoÂś nie robi juÂż na nikim wraÂżenia.
komentarze o charakterze zwykÂłego spamu rĂłwnieÂż. Nawet technika spamu grupowego jest juz dobrze rozpoznawalna.



« Ostatnia zmiana: Sierpień 03, 2009, 12:24:15 wysłane przez PHIRIOORI » Zapisane
arteq
Gość
« Odpowiedz #548 : Sierpień 03, 2009, 18:29:37 »

Twoje chamskie ¿arty - np. "pedalskich zrzeszeniach" s¹ chyba zabawne tylko dla Ciebie, no chyba, ¿e ktoœ przy³¹czy siê do "wyœmienitej" zabawy... Œmia³o, s¹ jacyœ chêtni?
Spam? ToĂŚ tylko odpowiedÂź na twĂłj post... no chyba, Âże byÂł spamem
Zapisane
Thotal
Gość
« Odpowiedz #549 : Sierpień 03, 2009, 21:57:08 »

"chamskie Âżarty" sÂą chyba w modzie, Phiorii mnie r o z b r a j a DuÂży uÂśmiech
ZatwardziaÂłe koÂłtuĂąstwo jest tym, co przyprawia o smutek...


Pozdrawiam - Thotal UÂśmiech
Zapisane
Strony: 1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 [22] 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 40 |   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Strona wygenerowana w 0.041 sekund z 22 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

granitowa3 maho ostwalia zipcraft opatowek