WiktorPoczucie humoru ma ogromny wpÂływ na nasze Âżycie. Osoby obdarzone duÂżym poczuciem humoru sÂą postrzegane jako bardziej atrakcyjne, lubimy takÂże przebywaĂŚ w ich towarzystwie, zapominamy o kÂłopotach i troskach, a Âże nastrĂłj bywa zaraÂźliwy nasze samopoczucie siĂŞ znacznie poprawia.
Jedn¹ z podstawowych cech osoby z poczuciem humoru to umiejêtnoœÌ opowiadania dowcipów, ale te¿ umiejêtnoœÌ zwana humorem sytuacyjnym. Jak to w ¿yciu bywa, niektórzy maj¹ wrodzony talent, inni maj¹ go mniej. Tych, którzy go maj¹ z regu³y szybciej zauwa¿amy, zapamiêtujemy i bardziej lubimy. Ka¿dy z nas w swoim otoczeniu mia³ lub ma weso³ka.
Bywaj¹ jednak ludzie absolutnie pozbawieni tej cechy. I o nich ten artyku³.Dawno temu pracowa³em w firmie zajmuj¹cej siê projektowaniem i budow¹ urz¹dzeù dla przemys³u. Kilkudziesiêciu ludzi, z regu³y po politechnikach, lub technicy, z których znaczna czêœÌ studiowa³a zaocznie lub wieczorowo. Œrednia wieku poni¿ej trzydziestki. Los tak zrz¹dzi³, ¿e wiêkszoœÌ osobników p³ci obojga mia³a œredni¹ poczucia tego¿ humoru znacznie powy¿ej œredniej krajowej.
Atmosfera by³a serdeczna, wrêcz kabaretowa. Jednym z pracowników by³ Wiktor. In¿ynier elektronik. Cz³owiek pe³en zalet. By³ szarmancki wobec kobiet, nie pi³, nie pali³, nie przekln¹³ ani razu, œwietny fachowiec o umyœle wrêcz b³yskotliwie analitycznym, przy tym pasjonat literatury, filmu, teatru, kole¿eùski i bardzo mi³y. Bardzo elokwentny, z manier¹ ¹,ê. IQ grubo powy¿ej setki. Jeœli dodaÌ do tego starannoœÌ granicz¹c¹ wrêcz z pedanteri¹ w wykonywaniu swoich obowi¹zków mo¿na rzec idea³. I to nie jest ¿adna kpina z mojej strony. Wiktor naprawdê taki by³. By³ lubiany i szanowany.
Mia³ jednak cechê, która go wyró¿nia³a. Nie mia³ kompletnie poczucia humoru.Objawia³o to tym, ¿e po dowcipie opowiedzianym przez kogokolwiek Wiktor zaczyna³ swoj¹ analizê. Zwraca³ uwagê na ra¿acy brak logiki, brak konsekwencji, rzucaj¹c¹ siê w oczy niezgodnoœÌ z faktami historycznymi itp, no i brak jakichkolwiek podstaw do œmiechu. Bywa³o, ¿e jego analizy by³y zabawniejsze od ich przyczyny. Bywa³o te¿, ¿e Wiktor "zaskoczy³" po minucie lub dwóch i "unikaj¹c t³oku" zaœmiewywa³ siê krótko, cicho i indywidualnie. Musia³ byÌ to jednak dowcip bardzo prosty w przekazie.
Firma prze¿ywa³a okres reorganizacji, spodziewano siê zmian zaszeregowaù, jakiœ podwy¿ek. Wreszcie nast¹pi³ ten dzieù. Na tablicy og³oszeù wisia³a lista nazwisk, a obok nowe stawki p³ac. CzêœÌ na tym skorzysta³a, inni mieli tyle samo, jeszcze inni stracili. Emocje trwa³y jednak krótko. By³ to dzieù 1 kwietnia i po minie szefa, który nie potrafi³ ukryÌ swej radochy zorientowaliœmy siê, ¿e wyci¹³ nam wszystkim kawa³ primaaprilisowy. Wszystko wróci³o do normy. Komentarzom nie by³o koùca. Wszyscy zgodni byliœmy, ¿e szefowi uda³o siê nas inteligentnie zrobiÌ w jajo. Wiktor znalaz³ siê w grupie tych co stracili. Powoli zapominaliœmy o primaaprilisowym incydencie.
OkoÂło poÂłudnia siedzÂący za swoim biurkiem milczÂący do tej pory Wiktor nagle wstaÂł, zÂłapaÂł pojemnik z tuszem ( kreÂśliÂł jakieÂś schematy) i wylaÂł go na swoje papiery.
- Ku*wa za takie pieniÂądze ja pracowaĂŚ nie bĂŞdĂŞ.
I poszedÂł do szefa. CaÂła wiara za nim. Szef tÂłumaczy:
- panie inÂżynierze to byÂł Âżart. DziÂś jest pierwszy kwietnia.
A Wiktor:
- panie kierowniku data jest nieistotna. PracujĂŞ rzetelnie i uczciwie. Od dwĂłch lat nie dostaÂłem podwyÂżki. W zamian za to pan mnie w ramach jakiegoÂś Âżartu degraduje. Moja decyzja jest ostateczna i nieodwoÂłalna. ProszĂŞ o natychmiastowe zwolnienie.
PopatrzyÂł na swoje utytÂłane tuszem rĂŞce i mankiety ruszyÂł do toalety, szef za nim, my za nimi. Wiktor myje rĂŞce, pierze mankiety. Nieprzejednany.
Szef:
- panie Wiktorze, dziÂś jest prima aprilis. (Âśmiech)
Wiktor :
- i jeszcze do tego kpi pan sobie w Âżywe oczy po Âłacinie. I uwaÂża siĂŞ pan za dowcipnego. To jest wrĂŞcz karygodne.
Zaczêliœmy wszyscy go przekonywaÌ, bezskutecznie. Wiktor by³ nieugiêty. Ubra³ siê, zabra³ swoj¹ teczkê i poszed³ g³êboko dotkniêty.
Jeden z kolegĂłw pobiegÂł za nim. Na przystanku dÂługo mu tÂłumaczyÂł, czym jest prima aprilis, jego korzenie, tradycjĂŞ. PeÂłny naukowy wykÂład poskutkowaÂł. Wiktor powrĂłciÂł.
Zaczê³y siê mistrzostwa œwiata w pi³ce no¿nej. Zorganizowano wewnêtrzy prywatny totalizator. Wygrywa³ ten, kto obstawi prawid³owy wynik reprezentacji Polski. Pi³k¹ interesowali siê wszyscy, wszyscy te¿ obstawiali wyniki, ³¹cznie z pani¹ sprz¹taczk¹. Oprócz Wiktora. Sport dla niego nie istnia³. Nikt nie przewidzia³ takich sukcesów i nikt nie trafi³ kilka razy z rzêdu. Kumulacja osi¹gnê³a spory poziom. Mecz Polska - Haiti. Obstawiamy. Wiktor ile stawiasz? Nic. No, co dychy ci szkoda.
- 7:0 dla naszych, rzuciÂł dychĂŞ.
- hehe Wiktor piÂłka ci siĂŞ z hokejem popieprzyÂła.
NastĂŞpnego dnia Wiktor :
- i jak tam te mistrzostwa w hokeju?
I zgarn¹³ miesiêczn¹ pensjê.
Jedno z urz¹dzeù zdaniem naszych bosów by³o na tyle dobre, ¿e postanowiono nas wys³aÌ na targi poznaùskie. Nasza ekipa pojecha³a tydzieù wczeœniej, zamieszkaliœmy w hotelu. Z Wiktorem dzieli³em hotelowy pokój. Po czasie Wiktora zainteresowa³a jedna z recepcjonistek. On oddawa³ klucz, on te¿ go pobiera³. Chodzi³, wzdycha³, ³azi³ po holu. By³ równie nieœmia³y w stosunku do kobiet jak szarmancki. No có¿ pomyœla³em - dojrza³eœ Wiktorku.
- IdÂź, zapytaj o ktĂłrej koĂączy pracĂŞ, umĂłw siĂŞ z niÂą np. do kina i juÂż.
Wiktor doszedÂł do wniosku, Âże kino to takie banalne. Spacer, nie bo bĂŞdĂŞ musiaÂł mĂłwiĂŚ, a wiesz ona mnie trochĂŞ onieÂśmiela. MoÂże by tak kolacjĂŞ?
- jasne, nie bĂŞdziesz wiedziaÂł co powiedzieĂŚ wbijesz zĂŞby w kotlet, albo umoczysz dziĂłb w winie. Sprytne, ale droÂższe.
Chodzi³ po pokoju i powtarza³. O której pani koùczy? Czy moglibyœmy razem zjeœÌ kolacjê?, albo kolacyjkê, co ty na to?
Lepiej chyba brzmi. No lepiej, tak delikatniej. Poprawi³ krawat, popryska³ wod¹ koloùsk¹ i wreszcie polaz³ na dó³.
WrĂłciÂł szybko z minÂą zbitego psa.
- co odmĂłwiÂła, mĂŞÂżatka?
- nie, wiesz jaki ze mnie kretyn. Wiesz co ja narobiÂłem.
- co?
- no wiesz schodzĂŞ, powtarzam sobie wszystko. Pytam: o ktĂłrej pani koĂączy?
A ona:
- za dwie godziny. Dlaczego pan pyta?
A ja kretyn zamiast: mo¿e byœmy poszli na ma³¹ kolacyjkê to wymsknê³o mi siê kopulacyjkê. Kretyn, kretyn, jak ja wygl¹dam w jej oczach. Potraktowa³em j¹ jak.....dziewczynê lekkich obyczajów. Nie mogê sobie tego wybaczyÌ.
- No, nieÂźle ci siĂŞ wymsknĂŞÂło, ty kopulacyjko. Kino byÂło ci za banalne. Kolacyjek we dwoje ci siĂŞ fujaro zachciaÂło.
- I jak zareagowaÂła?
- popukaÂła siĂŞ w gÂłowĂŞ, obraziÂła siĂŞ, naprawdĂŞ, wierz mi to przejĂŞzyczenie. NaprawdĂŞ nie to miaÂłem na myÂśli. TakÂą szansĂŞ zmarnowaÂłem. Taka fajna dziewczyna. Tak siĂŞ zbÂłaÂżniĂŚ.
- Dobra, weŸ siê w garœÌ, dzisiaj odpuœÌ, niech och³onie, jutro kupisz kwiatki, pójdziesz, przeprosisz i zobaczymy.
Pó³ nocy analizowa³ swoj¹ podœwiadomoœÌ bior¹c na œwiadków Freuda, Junga i jeszcze paru wspó³czesnych.
- wiesz, w przejêzyczeniach jest ukryta nasza podœwiadomoœÌ. W pewnym sensie to normalne, nie s¹dzisz? Zainteresowanie kobietami wyp³ywa z naszej seksualnoœci, no, ale zale¿y mi na jej opinii, tzn. wiesz nie chcia³bym, aby pomyœla³a, ¿e jestem gbur i cham. Takiego wstydu sobie narobi³em. Jak myœlisz da siê przeprosiÌ? A jak nie? Sam nie wiem jak to siê sta³o. Wiesz...
- Âśpij juÂż kopulacjo zamamrana, odpocznij, bo jutro znowu ci siĂŞ coÂś wymsknie i siĂŞ juÂż nie wywiniesz.
Mam go na sumieniu. Skoùczy³o siê fatalnie. Pó³ roku póŸniej zostali ma³¿eùstwem.
By³o nas tam chyba szeœciu. Dwóch dy¿urowa³o przy tym naszym straganie, reszta w³óczy³a siê po zachodnich stoiskach. Tam dawali czekoladê, gdzie indziej kawê, ciastka, s³odycze, breloczki, gad¿ety. My rozdawaliœmy wizytówki firmy, prospekty.
NastÂąpiÂł czas powrotu. Wiktor poprosiÂł o urlop i zostaÂł w Poznaniu. Po czasie do firmy zaczĂŞÂły przychodziĂŚ paczki adresowane na nasze nazwiska, w tym na Wiktora. Prospekty dojarek, wĂŞÂży ogrodniczych, traktorĂłw, pÂługĂłw, linii produkcyjnych, kubkĂłw plastikowych, strzykawek, sztucznych nawozĂłw, tokarek, frezarek, piecy martenowskich itp. Wreszcie zjawiÂł siĂŞ sam uszczĂŞÂśliwiony Wiktor. Jeden z kolegĂłw do niego:
- zobacz Wiktor swoje paczki. Dyrektor codziennie o ciebie pyta. Do firmy przyszÂły dojarki, dwa traktory, podobno jakiÂś statek z cytrusami wysÂłali, tokarki. CoÂś ty chÂłopie narobiÂł. Kto za to zapÂłaci?
Wiktor siê zaczerwieni³, zmiesza³ i zacz¹³ siê t³umaczyÌ:
- ja, ja niczego nie zamawiaÂłem, byli mili, ja teÂż, czĂŞstowali kawÂą, ciastkami, dawaÂłem im adres i nazwisko, no wiesz, tak kurtuazyjnie.
- no nieÂźle nas wszystkich ta kurtuazja bĂŞdzie kosztowaĂŚ. Z pensji nam bĂŞdÂą podobno ÂściÂągaĂŚ. Masz szczĂŞÂście, Âż nie ma starego. ZaÂłatwia jakieÂś pÂłatnoÂści w urzĂŞdzie celnym. PowiedziaÂł, Âże wÂłasnorĂŞcznie siĂŞ ukatrupi.
Wiktor siĂŞ ulotniÂł. Na drugi dzieĂą szef wysÂłaÂł negocjatorĂłw po niego. DÂługo musieli mu tÂłumaczyĂŚ, Âże takie prospekty to normalka po targach, a wszystko to byÂło... Âżartem. NabraÂł zaufania i wrĂłciÂł.
Wiele osób ma opory przed czêstym i g³oœnym œmianiem siê. Niepotrzebnie. Podobno nic tak dobrze nie wp³ywa na zdrowie jak szczery g³oœny, niczym nie skrêpowany œmiech. Jest najlepszym lekarstwem na emocjonalne do³ki. Nale¿a³oby go wpisaÌ na listê leków refundowanych. Najwy¿sz¹ form¹ poczucia humoru to umiejêtnoœÌ dystansu i œmiania siê z samego siebie.
http://www.eioba.pl/a/3npn/wiktor